Kultura w Poznaniu

Książki

opublikowano:

JA TU TYLKO CZYTAM. Udawaj, że to książka

Nie w humorze Fran Lebowitz jest książką wspaniałą. Na pierwszy rzut oka to zbiór felietonów o Nowym Jorku, ale jeśli dać sobie chwilę na refleksję, wyjdzie z tego na wskroś przenikliwa analiza ludzkich zachowań, potrzeb, lęków i czego tam jeszcze.

Ja tu tylko czytam, rys. Marta Buczkowska - grafika artykułu
Ja tu tylko czytam, rys. Marta Buczkowska

Przyznam Wam się do czegoś od razu i na dzień dobry, bo tu nie ma co owijać w bawełnę. Tak, zakochałam się we Fran Lebowitz od pierwszego wejrzenia. Od pierwszych chwil najpierwszego odcinka serialu Udawaj, że to miasto, który dla Netfliksa zrobił reżyser Martin Scorsese, prywatnie zaprzyjaźniony z nowojorską intelektualistką od lat. Pewnie gdyby nie ten globalny fenomen w miejscu, w którym wszyscy chyba oglądają filmy i seriale, Lebowitz wciąż byłaby nieznaną szerszej publiczności ikoną Nowego Jorku. A tak stała się ikoną o zasięgu światowym, co zresztą w ogóle nie dziwi, gdyż umysł ma jak brzytwa (dziwi więc jedynie, dlaczego tak późno?!). Do tego cięty dowcip, mistrzowsko szybkie reakcje, wyrazisty styl, a przede wszystkim poglądy i niebanalne spostrzeżenia. Są i tacy, którzy klękają na wieść o jej 10 tysiącach książek w domu, ale nie przesadzajmy - my, którzy kochamy czytać, wiemy, że niejeden pisarz miał woluminów więcej, ot choćby świętej pamięci Umberto Eco w swojej antybibliotece.

Piszę o serialu Udawaj, że to miasto nie bez przyczyny. Mam bowiem przeświadczenie graniczące z pewnością, że gdyby nie jego popularność na Netfliksie i dość spora w Polsce fascynacja Fran Lebowitz, jej felietony nie ujrzałyby u nas światła dziennego. I żeby było jasne - nie czynię z tego zarzutu wydawcy; wręcz przeciwnie: wielkie dzięki i wielkie brawa. Zwłaszcza dla tłumacza Łukasza Wójcika.

Nie miał łatwego zadania - dowcip Fran Lebowitz, zgrabne poruszanie się w meandrach nowojorskiego światka drugiej połowy lat 70. (to z tego czasu pochodzi większość felietonów w zbiorze Nie w humorze), świat pełen budek telefonicznych, z których się powszechnie korzysta, bo jak inaczej, świat, w którym pali się papierosy w samolocie, bo dlaczegóż by nie... tak więc nie miał łatwego zadania tłumacz z tym światem sprzed ponad 40 lat, ze światem niczym z innej planety, a poradził sobie znakomicie.

Wybornie czyta się Fran Lebowitz z jej stosunkiem do rzeczywistości, do ludzi, do życia. Każdy felieton w tej książce - czy to będzie o diecie wysokostresowej niemal opatentowanej przez autorkę, czy o oglądaniu mieszkań urządzonych na modłę między salą operacyjną a magazynem (no, ilu macie takich znajomych?), czy o literaturze, sztuce, ideach... każdy felieton to małe mistrzostwo świata, prawdziwa perła, zabawa skojarzeniami.

Jakby tego było mało, ich - siłą rzeczy - krótka forma nadaje się też idealnie dla maruderów lubiących kryć się za anglojęzycznym zwrotem "tldr", a więc "za długie, nie przeczytałem". U Fran Lebowitz nic nie jest za długie, wszystko za to jest w punkt. I jeszcze te tabelki, te niesłychane propozycje porządkowania wszystkiego, czemu wcale porządek nie jest potrzebny. Chwilami u Lebowitz absurd goni absurd, groteska spija groteskę. Złoto.

W Nie w humorze znajdziecie teksty, które w mig rozbawią do łez, nieraz zaskoczą, ale gdy już odzyskacie nieco tchu, to  przede wszystkim skuszą do refleksji o ludzkiej kondycji pod koniec XX wieku, a kto wie, czy i nie teraz... I to jest wielką siłą tych niedużych nowojorskich jedynie w punkcie wyjścia felietonów.

Aleksandra Przybylska

  • Fran Lebowitz, Nie w humorze
  • tłum. Łukasz Witczak
  • wyd. Znak Litera Nova

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021