Dzięki "czułości narratora" książka ta jest doniosłym i wyraźnie słyszalnym głosem małej skromnej polskości. Wyprawy po autentyczność. Pojawia się w niej też miejsce na Poznań. Opisany paradoksalnie przez wielkomiejską nieobecność sprzed witryny śremskiej restauracji, z perspektywy Dopiewa, Ceradza, Puszczykowa czy Komornik.
Panuje jakaś reporterska moda na pisanie o tutejszym nadwiślańskim kraju po to, by z podróżniczych czy socjologicznych perspektyw starać się dotrzeć do jakiejś diagnozy, do sedna tego, czym dzisiejsza Kraina Polska jest i jak się miewa.
Książka Mareckiego, która właśnie ukazała się nakładem Wydawnictwa Czarnego uświadamia, że w pragnieniu tego opisu, w marzeniu o odnalezieniu prawdy, literatura może popełnia błąd, a może pewną niefrasobliwość? Z jednej strony bowiem fetyszyzuje biedę - zachwyca się tym, co trudne, co społecznie wykluczone. Uwielbia pławić się w opowieściach o więzieniach, problemach szpitali, hipsterskich wymysłach oswajania rzeczywistości. Z drugiej, co pomysł Mareckiego pokazuje dobitnie, utknęła wraz z wrażliwymi przecież autorami w przekonaniu, ze Polska to kraina dużych i wielkich miast. Że obok Poznania to leży Wrocław, gdzieś na przedmieściach jeszcze może Leszno, a najbliższa niepoznańska knajpa, czy ciekawe miejsce znajduje się w Warszawie lub w Berlinie. No i istnieje jeszcze taki historyczny skansen - ludzie mieszkają tam po to, by pokazywać jak dawniej bywało i robić takie zabawne kościelne procesje - to miejsce nazywa się Gniezno. A wszyscy pochodzimy z Poznania albo przyjechaliśmy do niego już tak dawno, że zapomnieliśmy skąd się wzięliśmy. A na pewno niewarte naszej pamięci i opowieści byłyby historie, którym znaczenie i literacki polot zwraca Polska przydrożna.
Piotr Marecki w swojej kawalerskiej podróży samochodem po obrzeżach i peryferiach nie musi wjeżdżać do poznańskiej metropolii, by dobitnie ową miejskość i polskość wielkich skupisk ludzi w mariażu z nowoczesnością opisać. Zachowuje dystans geograficzny - te kilkanaście kilometrów "od", " przed", zatrzymanie się w Komornikach, ustanowienie granicy poznawanego świata na rynku w Śremie pozwala na to, by spróbować dostrzec prawdę o mentalności, o pochodzeniu, o poglądach. By zwrócić uwagę na to jak rozmawia się z człowiekiem i że nie zawsze należy mówić o sobie i swoich sukcesach. Że można posłuchać lub pomilczeć przed barem Tankownia, dowiedzieć się o świecie czegoś w "Lusówku pod Poznaniem, w którym nie ma nic".
Polska przydrożna napisana jest wybornym stylem. Lapidarność, ironiczność, ucieczka przed ubarwianiem wywołują skojarzenia ze spostrzeganiem świata w utworach Mirona Białoszewskiego. Wiele w tej książce poetyckich fraz, gawęd przydrożnych, myśli notowanych w formie dziennika, prawd ocalonych przed zapomnieniem i nieuwagą usłyszanych przed barem czy przy sklepowej ladzie.
Marecki pisze i notuje szalenie ważny traktat przeciw zatraceniu się w wizerunkowości, w megalomanii. Chroni to, co ulotne i niemedialne, łatwe do pominięcia. A napotkanych jurodiwych nie ubarwia, nie ocenia, lecz słucha. Nie tworzy z nich medium do opisu zwyczajności. Ta myśl o swojskości utkana zostaje dzięki konsekwentnej kompozycji, w której narrator-podróżnik nie ulega pokusie bycia zwiedzającym, wielkomiejskim, wielkopańskim. Jest obserwatorem. A spośród innych przejeżdżających wyróżnia go nieupozowana ciekawość.
Poznań nie zaistnieje bez prowincji go otaczającej, bez barwnej i wzruszającej momentami rzeczywistości świata czynnego do 19.00. Z zamkniętymi cukierniami i restauracją Balbinką, ze stypami po 19,90, ale bez możliwości zjedzenia codziennego obiadu. Bez historii sprzed budki z kebabami, która jednocześnie jest śremskim centrum karaoke. Miejscem, w którym ktoś bez miastowego wstydu chce wyśpiewać, a właściwie wykrzyczeć chce Jolka, Jolka pamiętasz...
Chyba dawno Polska nie została tak wnikliwie udokumentowana i nie stała się tak piękna i prawdziwa jak w najnowszej książce Piotra Mareckiego. Tak doceniona.
Michał Pabian
- Piotr Marecki, Polska Przydrożna
- Wydawnictwo Czarne
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020