Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

JA TU TYLKO CZYTAM. Jeżdżę szybko, ale (nie)bezpiecznie

Polski drobny szlachcic zastąpił wierzchowca golfem, magnat w żupanie - ujeżdża audicę lub betę. Jeździ pewnie, może i szybko, ale bezpiecznie. Tymczasem prędkość jest niezmiennie główną przyczyną wykwitu zniczy przy barierkach i krzyży na poboczach. Polski kierowca jednak wie, że za wolność przychodzi płacić najwyższą cenę. I jest gotów ryzykować zdrowiem, głównie cudzym, bo celem życia nie jest przeżycie, ale dynamiczna jazda. Badana przez Bartosza Józefiak samochodoza to choroba straszna. Ale i fascynująca.

Rysunkowy, utrzymany w pastelowych barwach baner przedstawiający siedzącego na ławce i czytającego książkę ptaka. Ptak ma ciało małego chłopca, ubrany jest w kardigan i krótkie spodenki. - grafika artykułu
rys. Marta Buczkowska

Jako osoba nieposiadająca prawa jazdy jestem dla Józefiaka czytelnikiem wymarzonym - mogę wskazywać palcem, umywając ręce. Ale to nie tak, że moja sytuacja wiąże się wyłącznie z korzyściami. Autor bowiem umacnia mnie w poczuciu niższości względem zmotoryzowanych, jasno określając moją (niegodną pozazdroszczenia) niszę w miejskim ekosystemie. Dodatkowo nie mogę pozbyć się wrażenia, że nieopatrznie stałem się paniskiem. Ależ jakim? Otóż takim, przed którym trzeba się zatrzymywać, gdy tylko zbliża się do pasów.

Wszyscy tak jeżdżą Bartosza Józefiak to w głównej mierze książka o - cytując autora - "kulturze zapierdalania". Ta przejawia się nie tylko w ulicznych rajdach rodem z Need for Speed Underground, czyli nocnych "ganiankach" po ulicach miast (vide opisane wypadki na Sokratesa w Warszawie w 2019 roku czy na Jana Pawła II w Jeleniej Górze trzy lata później), ale też we wszystkim innym, co w Polsce wiąże się z podróżowaniem samochodem. Zasuwa każdy, kto może. Na ekspresówkach, byle tylko przedłużyć sobie weekend; wracając z wiejskiej dyskoteki, dowożąc dziecko do przedszkola; a już szczególnie wtedy, gdy spieszno do pracy. Albo też samochód jest pracy narzędziem. Etos kierowcy wiąże się jednak także z innymi charakterystycznymi postawami. Kontynuując piękne niepodległościowe tradycje, szoferzy na każdym kroku walczą z absurdalnymi przepisami ruchu drogowego, czyli narzędziami represji ze strony antysamochodowego rządu. Co więcej - choć nie wiadomo, czy komukolwiek do tej pory się to udało, niestrudzenie usiłują przekonać się, czy z zakupami da radę zaparkować bezpośrednio w kuchni.

Józefiak próbuje tłumaczyć demoniczną duszę kierowcy (w książce jest nim zawsze mężczyzna) na wiele różnych sposób. Odwołuje się zarówno do sarmackich fantazmatów (ale też american dream), jak i tradycji husarii, zaburzeń gospodarki hormonalnej doświadczanych za kierownicą czy w końcu rozpaczliwie niskiego poziomu zaufania społecznego. Zarówno względem władzy, jak i innych członków ruchu. Tłumaczy też niektóre patologie komunikacyjno-obyczajowe - jak np. zakorkowane miasta czy rozjeżdżone trawniki - nietrafionymi decyzjami urzędników w zakresie zarządzania ruchem drogowym i komunikacją publiczną oraz fatalnymi rozwiązaniami urbanistycznymi. Zwraca uwagę na wykluczenie komunikacyjne mieszkańców setek miejscowości, które umacnia kult własnych czterech kółek. Ten natomiast zbyt często wiedzie do wstrząsających wypadków, które wpisują się w lokalną mitologię.

Uprawiając dziennikarstwo terenowe, niekiedy i wcieleniowe, reportażysta rozmawia ze sprawcami wypadków i rodzinami ofiar osób zabitych na drogach, przesłuchuje włodarzy miast, psychologów i zawodowych kierowców. W sporach staje po stronie słabszych. Jest ich rzecznikiem z mocy praw fizyki. Tu nie potrzeba skomplikowanych równań - o ile pieszy czy rowerzysta, wpadając na auto, nie skasuje pojazdu, o tyle w drugą stronę pewności nigdy nie ma.

Tak jak dynamiczna, no bo jakże inaczej, musi być jazda, tak Józefiak, także przecież kierowca, pisze dynamicznie i z werwą. Dłużyzny zdarzają mu się tylko w korkach, na etapie poszerzania jezdni i tym podobnych. Dziennikarz przedstawia różne punkty widzenia, przeskakuje między wątkami, jakby z gracją zmieniał pasy ruchu, delektuje się suspensem. Korzystając z możliwości, jakie daje literatura, czyni siebie zwycięzcą retorycznych potyczek z rozmówcami. Niepozbawiony wdzięku literackiego reportaż aż ocieka sarkazmem. Wygląda na to, że w Polsce sprawcę wykroczenia lub wypadku wypada pochwalić za to, że nie jechał pod wpływem. W książce Józefiak każdy z nas odnajdzie tego znajomego, który zapewnia, że jeździ szybko, ale bezpiecznie, a pieszemu wszystko wolno. A tak w ogóle to nie miał żadnego wypadku poza dwukrotnym dachowaniem, ale to nie z jego winy. Humor sytuacyjny bywa czarny jak asfalt, po którym toczą się "trumny na kółkach" na spotkanie z mercedesem.

Zaskakuje zaangażowanie Józefiaka w zdobywanie reportażowego surowca. Uczestników nielegalnych wyścigów poznaje na zlotach. Aby móc rzetelnie zrelacjonować warunki pracy kurierów InPost, zatrudnia się na czarno jak pomocnik kuriera-podwykonawcy firmy (bo tylko takich operator zatrudnia w roli dostawców) i doświadcza piekła przepełnionych paczkomatów, zdezelowanych dostawczaków i dniówki w wysokości stówy. Kiedy indziej kupuje plecak, uruchamia aplikację i jako kurier firm Q. zaczyna dostarczać wygłodniałym klientom kanapki Drwala. Przy okazji poznaje realia neurotycznej walki o zlecenia i skalę wykluczenia ekonomicznego migrantów skazanych na latanie z plecakiem. Ostatecznie bierze udział w szkoleniach łowców "śmierciówek", czyli "przedstawicieli handlowych" kancelarii odszkodowawczych, gdzie poznaje tajniki ich wątpliwie etycznego rzemiosła. Sprawy odszkodowawcze dotyczą wypadków drogowych rzecz jasna. Także i w tej dziedzinie unaocznia się przywoływana "kultura zapierdalania", a marketing kancelarii pod względem samowolki dorównuje poczynaniom naszych kierowców.

Na koniec parę wydobytych przez autora liczb ilustrujących skalę samochodozy. W 2022 roku w Polsce zarejestrowanych było 26,5 miliona samochodów. Na 1000 mieszkańców przypada 668 aut. 85% kierowców przekracza prędkość nawet przed pasami, nadmierna prędkość jest przyczyną 40% ofiar śmiertelnych. W 2021 roku na polskich drogach zginęło 2245 osób. W roku następnym nieco poniżej 2000.

Ale są też dobre wieści. Nowy taryfikator mandatów ("Targowica!" - krzyczeli kierowcy) już w pierwszym miesiącu zmniejszył liczbę wypadków o 35%. Spada śmiertelność, a może być jeszcze lepiej. Jak podpowiada autor - do tego potrzeba jednak nie tylko wyższych kar finansowych, konfiskaty prawa jazdy i wieloletnich odsiadek dla zabójców jeżdżących 160 km/h w centrum miasta, ale też powszechnej świadomości niechybność kary. Może wtedy szlachcic w samochodzie przestanie być równy wojewodzie.

Jacek Adamiec

  • Bartosz Józefiak, Wszyscy tak jeżdżą
  • Wydawnictwo Czarne

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023