Bohaterowie tej książki - Izraelczyk Rami i Palestyńczyk Bassam - są postaciami autentycznymi. Ich losy splotą się pewnego dnia, gdy Bassam dołączy do stowarzyszenia rodziców. To dość zdumiewające w Izraelu i na terenach zamieszkiwanych przez Palestyńczyków, na tych mikrych w skali globu kawałkach suchej, nie obfitującej w żyzne plony ziemi, którą przedstawiciele obu narodów wyrywają sobie od lat niczym najcenniejszy kruszec, i którą nijak od kilku dziesięcioleci nie potrafią (nie chcą?) się podzielić. Żeby Bassam i Rami się spotkali, żeby działali razem, ramię w ramię, na rzecz zakończenia bliskowschodniego konfliktu, wcześniej zdarzyć musi się najgorsze. Oto nastoletnia córka Ramiego - Smadar - pewnego dnia wychodzi z domu i już do niego nie wróci, zginie w zamachu bombowym. 10 lat później podczas przerwy w lekcjach małą Abir - córkę Bassama - dosięgnie zbłąkana kula wystrzelona przez izraelskiego żołnierza.
Życie obu ojców na kartach powieści Apeirogon jednocześnie jest i nie jest naznaczone żałobą po ukochanych córkach. Nie spędza im ona snu z powiek, córki nie były ich jedynymi dziećmi, a jednak wydarzenia, które Ramiemu i Bassamowi odebrały Smadar i Amir powodują, że wektor życia w przypadku obu mężczyzn diametralnie się zmienia. Obaj, jak świat długi i szeroki, opowiadając swoje historie, walczyć będą o jak najszybsze zakończenie bliskowschodniego konfliktu - bo to przez ten konflikt właśnie zginęły ich dzieci. I dzieci w niejednej jeszcze izraelskiej i palestyńskiej rodzinie. Przez ten konflikt wreszcie zginie za naszego życia niejedno jeszcze dziecko na Bliskim Wschodzie. Naprawdę warto? W imię czego?
Jeśli zastanawiacie się nad tytułowym apeirogonem, to oczywiście mogę spróbować tłumaczyć, mogę też odesłać do geometrii, w której to liczba kątów, boków, ścian, linii prostych i złamanych w tej figurze zdaje się nie kończyć. I tak właśnie jest, choć Colum McCann potrafi napisać o tym o wiele zgrabniej ode mnie. Niemniej przez całą - chwilami niełatwą w odbiorze - książkę autor zdaje się pokazywać nam bliskowschodni konflikt pod niejednym kątem, zza niejednego boku, ściany czy linii, prostej czy złamanej (tu chyba najbardziej niesamowite jest to, co dzieje się z Bassamem, gdy próbuje objąć rozumem Holocaust). Tak jakby McCann chciał, byśmy ten bliskowschodni fenomen obracali w palcach i bacznie się mu przyglądali, byśmy i my przez tę niemal uczestniczącą obserwację pracowali nad jego zakończeniem. Lub chociaż spróbowali pojąć, jak to jest możliwe, że wydarzeń prowadzących do bezsensownych śmierci dorośli ludzie nie potrafią (nie chcą?) zakończyć ot tak, już teraz, w okamgnieniu.
Podczas lektury Apeirogona nieraz łapałam się na myśli, czy w trakcie tworzenia tej niesłychanej w treści i formie powieści znaczenie miało to, że autor książki jest Irlandczykiem. Czy konflikt, który dzieli wciąż Irlandię Północną, nie spowodował - paradoksalnie - że mało kto mógłby lepiej niż Colum McCann poczuć i oddać bliskowschodnią rzeczywistość, w której każdego dnia, gdy wychodzisz z domu, nie wiesz, czy do niego wrócisz. A może nie miało to aż tak wielkiego znaczenia? Może ważniejszy jest tutaj głęboko humanitarny stosunek do żałoby, która niemalże oplata obu ojców, oplata ich rodziny, każe z coraz większym powątpiewaniem patrzeć na to, co robi moje państwo (jedno i drugie), wreszcie staje się siłą napędową do chęci zrozumienia i do zmiany.
Niezależnie jednak od tego, co napędzało Columa McCanna do stworzenia tej powieści, na końcu czytelnicy dostali książkę mistrzowską. Pełną znaczących szczegółów, głębokich rozważań, wycieczek w bliższą i dalszą przeszłość, po to, by stać się finalnie znakomitą syntezą podzielonego współczesnego świata, która zmusza nas do chwili zatrzymania się i refleksji. Ta książka jest fenomenalna od pierwszych stron, gdy prezydent François Mitterrand zamawia swój ostatni posiłek.
Aleksandra Przybylska
- Colum McCann, Apeirogon
- tłum. Aga Zano
- Wydawnictwo Poznańskie
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023