18. już edycja Międzynarodowego Festiwalu Filmów Animowanych Animator z motywem przewodnim "Rotamina. Chemia w nas" przeniosła widzów do wielu równoległych i równorzędnie fascynujących światów.
18. już edycja Międzynarodowego Festiwalu Filmów Animowanych Animator z motywem przewodnim "Rotamina. Chemia w nas" przeniosła widzów do wielu równoległych i równorzędnie fascynujących światów.
18. edycja największego festiwalu filmu animowanego w Polsce - MFFA Animator, ruszy już w sobotę 5 lipca i potrwa jeszcze dłużej niż w poprzednich latach, bo aż do kolejnej niedzieli. Pokazy będą odbywać się w kinie Muza i zaprzyjaźnionych lokalizacjach w centrum miasta. Gotowi na 9 dni z animacją? Czas: start!
Tym razem twórca proponuje widzom zabawę w poznawanie myśli, jakie przemykają przez głowę, gdy chcemy się zaprezentować w najbardziej atrakcyjny sposób dla potencjalnej partnerki/partnera seksualnego - o filmie "Follemente. W tym szaleństwie jest metoda" pisze Przemysław Toboła.
To body horror, czyli film grozy, w którym męczy się i dręczy ciało, poddawane tutaj torturom i zniekształceniom w imię dostosowania go do ideałów piękna - o filmie "Brzydka siostra" pisze Bartosz Żurawiecki.
Przez całe wakacje mieszkańcy mogą brać udział w bezpłatnych seansach filmowych na świeżym powietrzu. Kino pod chmurką na stałe zagościło już w wakacyjnej ofercie miasta. Tegoroczny program jest bogaty w różnorodne propozycje, które z pewnością przypadną do gustu zarówno młodszym, jak i starszym widzom. Nie tylko filmy, ale i atmosfera letnich wieczorów sprawia, że seanse plenerowe przyciągają coraz większą liczbę miłośników dużego ekranu.
"Małe miłości", drugi pełnometrażowy film w dorobku Celii Rico Clavellino, to kino obyczajowe w stanie czystym - pozbawione dramatycznych wydarzeń, zwrotów akcji, przełomowych momentów. Zbudowane na relacji i emocjach dwóch kobiet, matki i córki, które ze względu na okoliczności spędzają ze sobą pewne lato.
"Wiosna Juliette" to pozycja obowiązkowa dla mniej lub bardziej zagubionych życiowo 30- i 40-latków. Komedia obyczajowa z rodzinnymi relacjami pogmatwanymi tak, jak tylko rodzinne relacje pogmatwane być potrafią, niejednemu widzowi najzwyczajniej w świecie dodadzą otuchy.
- Wyczerpana duchowo bohaterka przyjeżdża na dwutygodniowy urlop do rodzinnego miasteczka, by odwiedzić najbliższych. Wysiada na prowincjonalnym dworcu, gdzie nikt na nią nie czeka, i tak rozpoczyna wędrówkę "w poszukiwaniu straconego czasu" - o filmie "Wiosna Juliette" pisze Przemysław Toboła.
Nieprzypadkowo tytuł tej recenzji został ukuty na modłę książek Agathy Christie. Podobnie jak w powieściach brytyjskiej pisarki mamy tu morderstwo i kilkoro podejrzanych, którzy nie mówią całej prawdy. Różnica polega na tym, że od początku wiemy kto zabił. To bowiem tylko punkt wyjścia do tego, by zbadać charaktery i odkryć wstydliwe tajemnice mieszkańców małego francuskiego miasteczka.
Bohaterowie budzą naszą sympatię, sami też okazują sobie dużo miłości i zrozumienia. Wielka historia wkracza do życia tej małej wspólnoty, ale niczego w niej nie zmienia - o filmie "W ukryciu" pisze Bartosz Żurawiecki.
"Punkty zwrotne" to dobra propozycja na leniwe letnie popołudnie, jeśli chcecie akurat odpocząć od kina efekciarskiego, pełnego dynamicznej akcji, szybkich zmian tempa i innych świecidełek odwracających uwagę od istoty ekranowej historii. Pozycja obowiązkowa dla fanów detektywistycznych łamigłówek i psychologicznych niuansów.
Indyjska reżyserka Payal Kapadia, zdobywczyni Grand Prix Festiwalu w Cannes, portretuje zwyczajne życie trzech mieszkanek Mumbaju, nie uciekając się do formalnych sztuczek. Jak stwierdziła kilka lat temu w jednym z wywiadów, w codzienności zawiera się wystarczająco dużo poetyckiego potencjału.
"Dalajlama. Przez mądrość do szczęścia" to propozycja dla tych, którzy są już zmęczeni. Ciągłym pośpiechem, pracą ponad siły, zdobywaniem kolejnych konsumpcyjnych trofeów, źle pojętym udowadnianiem swojej wartości kosztem wolnego czasu i dobrostanu. To film medytacyjny, wcale nie w dosłownym tego słowa znaczeniu. Te półtorej godziny w ciemnej, odciętej od zgiełku miasta sali kinowej, w połączeniu z pięknymi kadrami przyrody, relaksacyjną muzyką i przesłaniem Dalajlamy, może być naprawdę ożywcze.
Abel Tesfaye, kanadyjski muzyk, zapowiedział, że "Hurry Up Tomorrow" będzie jego ostatnim albumem wydanym pod pseudonimem The Weeknd. Film pod tym samym tytułem co wspomniany album odzwierciedla swego rodzaju przełom w jego karierze - traktuje bowiem o kryzysie, przemianie i pragnieniu wejścia na nową ścieżkę, zarówno życiową, jak i artystyczną.
22. edycja Millenium Docs Against Gravity upłynęła pod hasłem "Między nami cały świat". Moje podejście do doświadczania festiwalu jest każdego roku dość podobne. Zazwyczaj dokonuję wieloetapowej selekcji produkcji, bo choć chciałabym obejrzeć więcej dokumentów, to zwyczajnie nie jestem w stanie. Ważne jest dla mnie, by zdecydować się nie tylko na seanse polityczne, ale także związane ze sztukami wizualnymi, działalnością kobiet i - last, but not least - poruszające tematy dziwaczne czy też absurdalne. Poniżej przedstawiam subiektywną listę TOP 3. Wybory te, choć może nieoczywiste, polecam Waszej uwadze w obliczu zbliżającej się odsłony MDAG w wersji online.
Podczas 22. Festiwalu Filmowego Millennium Docs Against Gravity obejrzałam trzy dokumenty: "Ocean, nasz dom", "Kwiat ośmiu gór" i "Opowieści z dalekiej Północy". To, co widzowie czuli podczas seansów - od wstrząsu po euforię, jest pokłosiem ekstremalnych decyzji, jakie podejmowali ich bohaterowie.
22. Millennium Docs Against Gravity po raz szósty odwiedzi Poznań. Tegoroczne hasło wydarzenia to "Między nami cały świat". Od 9 do 18 maja najlepsze ekranowe dokumenty, poruszające m.in. tematy ze świata polityki, kultury czy sportu, będzie można oglądać w kinie Muza, a od 20 maja do 2 czerwca online.
- Reżyser Steven Soderbergh wymarzył sobie szpiegowską intrygę jakby żywcem wyjętą z kart powieści Johna le Carrégo - o filmie "Szpiedzy" pisze Przemysław Toboła.
- Wiarygodność, z jaką aktorzy przedstawiają tę opowieść, świadczyłaby niestety o tym, że opisane tutaj patologie nie są im obce - o filmie "Utrata równowagi" pisze Bartosz Żurawiecki.
"Surfer" to dziwny film. Trochę jak pierwszy "John Wick", w którym tytułowemu bohaterowi zabijają psa, więc coś w nim pęka i zaczyna się mścić, tylko że tu owo "zabicie psa", składające się z serii upokorzeń, zniewag i kolejnych aktów przemocy skierowanych w stronę bohatera, jest rozciągnięte na długą sekwencję rozbudowanych scen, a postać grana przez Nicolasa Cage'a uparcie zachowuje względny spokój, bo ma nadzieję, że problem da się załatwić racjonalnie i pokojowo. I jeśli ktoś po tym opisie zacznie myśleć, że wie, czego się dalej spodziewać po fabule, to muszę go zmartwić...