Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

JA TU TYLKO CZYTAM. O sensacji bez sensacji

Tajne eksperymenty nazistowskie. Atak Yeti. Ingerencja UFO. To tylko niektóre popularne wytłumaczenia, które od lat pobudzają do galopu wyobraźnię czytelników wpisujących w wyszukiwarkę hasło "Przełęcz Diatłowa". Liczba  wyników i rozmach niektórych analiz każą przypuszczać, że chyba żadna inna współczesna tajemnica nie jest tak kusząca i tak mitotwórcza w oczach tropicieli zagadek z najróżniejszych stron świata.

. - grafika artykułu
rys. Marta Buczkowska

Jak to wszystko się zaczęło? Jak wiele niespodziewanych dramatów - bardzo niewinnie. W ZSRR, w latach 50-tych, uczniowie i studenci byli zachęcani (także odgórnie, przez władze) do uprawiania aktywności turystycznych, które łączyły w sobie wyprawianie się w trudno dostępne obszary Rosji oraz obozowanie w nich. Młodzi piechurzy szybko zdobywali doświadczenie i mogli wybierać coraz to bardziej ekstremalne cele podróży. W roku 1959, ambicją Igora Diatłowa było zdobycie niedostępnych obszarów Uralu, które miało być jednocześnie uczczeniem ważnej dla ZSRR rocznicy. Wkrótce okazało się jednak, że fanfary zastąpi ponura cisza. Dziewięcioosobowa, bardzo doświadczona grupa turystów nie przeżyła tej wyprawy, a bardzo tajemnicze okoliczności odnalezienia ich ciał po dziś dzień budzą wątpliwości i generują dziesiątki, jeśli nie setki, pytań. Podobnie jak fakt, że śledztwo zostało zamknięte stanowczo zbyt szybko, a prowadzący je prokurator Lew Iwanow w podsumowaniu napisał pamiętne słowa - "za śmierć turystów odpowiedzialna jest potężna siła". Taka konkluzja nawet teraz pobudza wyobraźnię, prawda? A co dopiero 60 lat temu, kiedy tak ogólnikowe umorzenie sprawy było w biurokratycznym ZSRR czymś bezprecedensowym?

Reportaż (napisany pod pseudonimem, Alice Lugen nie jest prawdziwym nazwiskiem autorki) szkicuje dla nas złe niedobrego początki i przygotowania do wyprawy, która - jak szybko się okazuje - wcale nie powinna się odbyć. Prowadzi nas przez 60 lat historii państwowych i prywatnych śledztw, dziennikarskich dociekań utrudnianych przez absurdy rosyjskiej biurokracji (nic się nie zmieniło od czasów Bułhakowa), kuriozalnych rozwiązań i uciszania "trudnych" obywateli, którzy zbliżają się do odkrycia prawdy choćby o cal. Choć wątków jest niemało, ani razu nie poczujemy się zagubieni - autorka dba o porządek, o precyzyjne objaśnianie terminów, o uważne wprowadzenie dla każdej kolejnej "osoby dramatu". Ani razu nie zapomina, że za tym wszystkim kryje się przede wszystkim ludzka tragedia i 60-letnia, wcale nieprzeterminowana rozpacz żyjących nadal członków rodzin ofiar, którzy po nitce do kłębka wciąż dążą do odkrycia prawdy.

Dlatego, z szacunku do faktów oraz krewnych dziewiątki, w reportażu Lugen próżno szukać sensacji i fantazyjnych teorii spiskowych. Każdy trop wydaje się sensowny, każda teoria - uzasadniona i potwierdzona u źródeł, którymi są specjaliści. Jednym z takich specjalistów jest nawet brat zmarłego na przełęczy, którego tragedia naznaczyła w tak silny sposób, że zdecydował się na kierunek studiów ściśle związany z jedną z teorii.

Tragedia na Przęłęczy Diatłowa nie jest dla każdego. Nie spodoba się tropicielom fantazyjnych rozwiązań, ani tym, którzy zastanawiają się nad fenomenem tej konkretnej sprawy. Książka Lugen to od A do Z reporterskie śledztwo i próba odpowiedzi na pytania, które są zadawane od tak dawna, że brzmią już jak mantra. Dlaczego ta sprawa nie została jeszcze rozwiązana? Dlaczego tak późno wszczęto poszukiwania studentów? Dlaczego dostali pozwolenie na wyprawę, która nie powinna się odbyć? I dlaczego dostęp do archiwalnych dokumentów był mocno utrudniony, a gdy zostały ujawnione, okazało się, że część z nich jest podniszczona, a nawet zalana herbatą? 

Minus lektury? Sama autorka podsumowuje otwarcie, a jednocześnie słusznie ostrzega, że sprawa Przełęczy Diatłowa dla każdego dziennikarza i czytelnika jest jak jedyny egzemplarz fascynującej lektury, z której ktoś wyrwał ostatni rozdział. Trzeba pogodzić się z koniecznym uczuciem niedosytu, co dla niżej podpisanej, wychowanej na kreskówkach Scooby Doo, a później na powieściach o Sherlocku Holmesie, gdzie każdy supeł tajemnicy musiał zostać ostatecznie rozplątany, było szczególnie trudne. Z drugiej strony, czy za 50-100 lat kolejne grupy czytelników znajdą się w podobnym impasie? Jeśli tak, to jestem pewna, że Tragedia na Przełęczy Diatłowa jako rzetelny historyczny reportaż również przetrwa próbę czasu.

Izabela Zagdan

  • Alice Lugen, Tragedia na Przęłęczy Diatłowa
  • Wydawnictwo Czarne

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020