Nie jest łatwo przedstawić meandry psychiki bez introspekcyjnych monologów, posługując się językiem samego ruchu, obrazu i dźwięku. A jednak Robert Bondara podejmuje wyzwanie. Nie tylko chce przywołać historię cynicznego uwodziciela, ale i zrozumieć motywy jego działań. Swobodnie traktując molierowski dramat jako inspirację, dokłada sceny i wątki, które dookreślają portret Don Juana.
Pomiędzy ojcem a kochanką
To już nie Sewilla, historia mogłaby się rozgrywać gdziekolwiek, co podkreśla minimalistyczna, zgeometryzowana scenografia. Czas też nie zostaje sprecyzowany, choć przemycone elementy, takie jak błyski fleszy, sugerują współczesność. Bohater to już nie wielki pan, a raczej anonimowy mężczyzna, mający wpływowych rodziców, którzy wyciągną go z tarapatów, czy to będzie oskarżenie o zabójstwo, czy kolejna prośba o gotówkę. Coś się wymyśli, porozmawia z kim trzeba, zapakuje kopertę. A synek korzysta, mając lat 20, potem 30 i 40, stając się mistrzem w budowaniu pozorów, które mają podtrzymać ów stan braku realnej odpowiedzialności. Moglibyście spotkać go nocą w klubie, otoczonego wianuszkiem omamionych adoratorek, którym zaoferuje chwilowe zainteresowanie i uśmiech, by potem zniknąć.
Bohater uwodzi dla samego uwodzenia albo raczej aby udowadniać sobie, że potrafi jeszcze to zrobić. Im bardziej nieosiągalny cel, tym bardziej atrakcyjny. Elwira - zakonnica? Idealnie, symbolicznie zmierzy się z instytucją kościoła. Karolka - narzeczona Pietrka? Też interesujące wyzwanie, dowiedzie, że jest atrakcyjniejszy niż inny mężczyzna. W tym nieustannym poszukiwaniu coraz to nowych erotycznych wrażeń wyraża się chęć udowodnienia światu własnej męskości. Don Juan niepewność siebie kamufluje obsesyjną chęcią dominacji. Gdy powraca odmieniona Elwira - silna, niezależna, jedyna, nad którą nie ma władzy, podniecenie się nie pojawia. Chcąc zachować pozory sprawczości, odrzuca kobietę. Ale poczucie klęski w jedynej sferze, gdzie czuł się wszechmocny, zawodzi go w malignę, pełną wspomnień i lęków.
Napięcia w ruchu
Reżyser wplata komiczne rysy w portret Don Juana. W scenie z kajakami bohater wyciąga swoje ofiary za scenę, by poza zasięgiem wzroku świadków oddawać się namiętnościom. Trudno się nie uśmiechnąć, dostrzegając wystające stopy Małgośki zapewne śpiącej, gdy po przeciwnej stronie Don Juan kotłuje się z Karolką, nawet jeśli w uśmiechu odbije się politowanie. Zwykle jednak Bondara opowiada o uwodzeniu za pomocą emocjonujących, intymnych duetów, w których odbija się przyciąganie, poszukiwanie spełnienia oraz ostatecznie odrzucenie.
W akrobatycznych partnerowaniach Don Juan winduje kolejne partnerki w przestrzeń, wiruje z nimi, podrzuca. Lekkość ich ciał, które mu się poddają, kontrastuje z siłą i zdecydowanym prowadzeniem każdego ruchu. Dynamika każdego z tych spotkań jest inna, tak jak i różne są to historie. Tym zindywidualizowaniem duety Don Juana odróżniają się od pozostałych par, pojawiających się na scenie, które grupowo wykonują ujednolicone ruchy. Wydaje się, że tytułowy bohater czerpie swą moc z obietnic wyjątkowej, niepowtarzalnej miłości, która pozwoli mu wyzwolić się ze schematów społecznych. W tej umowie drobnym druczkiem stałby dopisek, że obowiązuje ona na czas bardzo określony - jedną noc.
Pomiędzy oczarowaniem a niechęcią
Premierę Teatru Wielkiego przesyca krytyka głównego bohatera, która wymierzona jest również we współczesne dramatopisarzowi społeczeństwo. Siłę rażenia diagnozy, którą postawił Molier, oddaje oburzenie, z którym została przyjęta, a raczej odrzucona. Bondara też nie oszczędza uwodziciela, skazując go na majaki i permanentną samotność wynikającą z niemożliwości zaspokojenia żądzy. Nie ma tu jednak innej kary niż własne piekło.
Czasy się zmieniły. Na Don Juana możemy natknąć się gdziekolwiek i jeśli tylko nie będziemy Pietrkiem, to jego tryb życia uznamy za prywatny wybór. Nie spotkamy jednak raczej Alfonsa i Carlosa, nikt nie ruszy w pościg, ani nie będzie chciał walczyć o dobre imię siostry, prędzej pojawi się sugestia wizyty u psychologa.
Wybierając język baletu Bondara sprawia, że my, widzowie, jesteśmy uwodzeni przez Don Juana (świetna kreacja Mateusza Sieranta), zachwycając się jego ruchem, siłą i sprytem. Świadomość cynizmu bohatera wprowadza nieznaczny dysonans w to doświadczenie, jednak potężniejsza okazuje się fascynacja.
Dlaczego Don Juan stał się Don Juanem
W analizie bohatera brakuje zgłębienia ścieżki, która doprowadziła go do roli symbolu nienasycenia i fałszywej męskości. Spektakl rozpoczynają projekcje wspomnień z dzieciństwa, w której chłopiec przygląda się kłótniom dorosłych, zapewne rodziców. Ten bezpośredni trop rodzi niedosyt. Gdyby obserwacja rodzinnych spięć miała determinować ukształtowanie się takiej osobowości, to niemal każdy byłby Don Juanem. Bardziej znaczący wydaje się późniejszy wątek ojca, który rozwiązuje problemy dorosłego syna. Od przyjemnego i wygodnego braku odpowiedzialności o krok do poczucia bezgranicznej wolności. Gdyby na to nałożyć kompleksy, które można zagłuszyć władzą, mamy rysy bohatera.
Skoro twórcy zreinterpretowali Moliera, szkoda że nie zdecydowali się bardziej wyjść poza fabułę w przeszłość i wprowadzić więcej takich reminiscencji. Nawet jeśli Don Juan nam umyka i nie pozwala zrozumieć motywów, warto się z nim spotkać i pozwolić się oczarować. Tę moc bez wątpienia nadal posiada.
Agnieszka Dul
- Don Juan
- Teatr Wielki
- premiera: 21.02
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020