Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

PROSTO Z EKRANU. Każdy chce gdzieś przynależeć

Jeff Nichols w podwójnej roli scenarzysty i reżysera w swoich Motocyklistach proponuje widzom jazdę bez trzymanki. Dosłownie. Nie dość że tytułowi bohaterowie, członkowie motocyklowego klubu Vandals Chicago, jeżdżą szybko i niebezpiecznie, to jeszcze na każdym kroku łamią przepisy drogowe, piją bez umiaru, wdają się w bójki i chwytają za noże. Ale jedno trzeba im przyznać - honoru swojego klubu bronią jak niepodległości, a dla swoich kumpli są gotowi zrobić wszystko.

W centrum dwaj siedzący na suchej trawie mężczyźni: młody w skurzanej kurtce i bosymi stopami, i w średnim wieku - w wysokich skórzaanych butach.. Młodszy ma zakrawioną twarz i papierosa w ustach. Za nimi stoją motocykle. W ręku mają butelki z alkoholem. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Stany Zjednoczone lat 60. i 70. Johnny (Tom Hardy) jest znudzonym pracownikiem fizycznym, mężem i ojcem, mężczyzną po 40-stce, który próbuje dodać swojemu życiu kolorytu ścigając się na torze motocyklowym z kolegami. Szybko dochodzi do wniosku, że skoro i tak w wolnym czasie gada z kumplami o motocyklach i na nich jeździ, równie dobrze może założyć klub, który będzie zrzeszał takich jak on - mężczyzn poszukujących wrażeń i sensu w niełatwych czasach amerykańskiego boomu gospodarczego, na który nie wszystkim udało się załapać, czy wojny w Wietnamie, która też ominęła kilku z nich. Klub Johnny'ego zaczyna się od własnoręcznie składanych w przydomowych garażach maszyn i wspólnych emblematów na skórzanych kurtkach, lecz szybko przeradza się w pełnokrwisty gang, który broni swoich za wszelką cenę. Początkowo kameralna grupa z czasem zaczyna się rozrastać, w kolejnych amerykańskich miastach powstają jej kolejne oddziały, a napływające do klubu młode wilki zaczynają kwestionować stare przywództwo. Wszystko zaczyna się komplikować...

Gdyby chcieć zawrzeć fabułę tej historii w jak najkrótszej formie, streściłyby ją doskonale słowa Johnny'ego w pewnym momencie padające z ekranu (prafrazując): "Żaden z nas nigdy nigdzie nie przynależał, a każdy chce przecież gdzieś przynależeć". O tym właśnie są Motocykliści. O budowaniu własnej tożsamości, definiowaniu męskości (pojmowanej tak, jak pojmowano ją w latach 60.), poszukiwaniu wspólnoty i nieodpartej chęci bycia częścią czegoś większego. Sęk w tym, że - jak to w życiu bywa - początkowo piękna idea z czasem zaczyna się deformować, wykrzywiać i wynaturzać. Okazuje się, że w miarę rozrastania się klubu zatraca się łącząca początkowo jego członków męska przyjaźń, ich życiowe partnerki w pewnym momencie pragną większej życiowej stabilizacji, a jazda bez kasku może i jest cool, ale może przy tym okazać się śmiertelnie niebezpieczna.

Inspiracją dla reżysera i jednocześnie punktem wyjścia dla ekranowej fabuły był wydany w 1968 roku album fotograficzny The Bikeriders Danny'ego Lyona - fotografa, który w latach 60. podróżował z istniejącym klubem motocyklowym The Outlaws z Chicago, dokumentując życie prywatne jego członków. Podczas napisów końcowych prawdziwym smaczkiem są właśnie towarzyszące im fotografie oryginalnych członków klubu, na których wzorowani byli bohaterowie. Film Nicholsa naprawdę dobrze oddaje te realia - podczas dwugodzinnego seansu niemalże czuje się wiatr we włosach, papierosowy dym i upojenie alkoholowe czy niespodziewane draśnięcia nożem. Całość jest zagrana i zmontowana w taki sposób, by być jak najbliżej intensywnego klimatu złożonego z atmosfery dusznego baru i pachnącego smarem garażu. To właśnie ten autentyzm i dbałość o najmniejszy detal jest moim zdaniem największą zaletą tego filmu. Tak dużą, że mogę wybaczyć twórcom nawet te kilka dłużyzn fabularnych i dialogowych mielizn, które przytrafiły im się podczas dwugodzinnego seansu.

Na osobną pochwalę zdecydowanie zasługuje też cała obsada filmu, a zwłaszcza troje głównych aktorów. Tom Hardy jako Johnny to wybór, którego fanom wcześniejszych kreacji aktora raczej nie trzeba tłumaczyć. Jego bohater w Motocyklistach jest co najmniej tak wycofany i mrukliwy jak w znakomitym Tabu, co samo w sobie powinno już w zasadzie być wystarczającą rekomendacją. Z kolei Austin Butler (Benny) bezbłędnie wciela się w rolę prawdziwego outsidera, introwertyka i buntownika, co z jest naprawdę przyjemnym odświeżeniem po jego nazbyt cukierkowym wcieleniu w tegorocznych Władcach przestworzy. Jodie Comer (na której punkcie mam obsesję od czasu Obsesji Eve) w roli Kathy wprowadza natomiast element humorystyczny do ostatecznie bardzo poważnej i surowej ekranowej historii. Jej bohaterka jest jednocześnie charyzmatyczna i wrażliwa. Co ciekawe, to jedyna postać kobieca wyraźnie (i na szczęście w sposób udany) zarysowana w tym filmie.

Pomysł, by kręgosłupem opowiadanej na ekranie historii był wywiad prowadzony przez Danny'ego Lyona jako uzupełnienie jego cyklu fotografii (w Motocyklistach odgrywa go Mike Faist) uważam za trafiony w punkt. Dzięki tak uporządkowanej narracji (w całości z ust ekranowej Kathy) widz dostaje chronologię wydarzeń na tacy, dzięki czemu nie gubi się w i tak dość już chaotycznym świecie Wandali. Słowem - Motocykliści to wypadkowa Easy Ridera i Buntownika bez powodu, idealna propozycja nie tylko dla fanów ryku ośmiocylindrowego silnika, ale po prostu dla miłośników zbuntowanych, niepokornych historii.

Anna Solak

  • Motocykliści
  • reż. Jeff Nichols

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024

Zobacz także:

Motocykliści w poznańskich kinach

PROSTO Z EKRANU. Buntowniczki bez wyboru

PROSTO Z EKRANU. Magiczna przyroda

PROSTO Z EKRANU. Zakręceni