Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

NIC SIĘ TU NIE DZIEJE. Estetyzacja grozy i ryzyko sensacji

"Utoya. 22 lipca" Eirka Poppe'a zgodnie oczekiwaniami wzbudza mieszane uczucia. Jest dziełem, które ogląda się w wielkim napięciu, chłonąc każdą łzę, kuląc się przy każdym wystrzale, czołgając przez błoto wraz z uciekającymi przed oprawcą. Czy jednak historia masakry dokonanej przez Andreasa Breivika  nie powinna być opowiedziana z większym wyczuciem?

. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Film rozpoczyna się archiwalnymi nagraniami ukazującymi skutki zamachu bombowego w centrum Oslo. Następnie przenosimy się na Utoyę, gdzie poznajemy główną bohaterkę - Kaję (Andrea Bertzen) oraz jej znajomych z młodzieżówki Norweskiej Partii Pracy. Wkrótce rozbrzmiewają pierwsze strzały. Rozpoczyna  się 72-minutowa rekonstrukcja traumatycznych wydarzeń. Film zrealizowany jest w jednym ujęciu, pozornie bez cięć. Kamera przez większość czasu podąża za Kają, czasem tylko kieruje się bezpośrednio na innych poszkodowanych lub ostrożnie ogarnia swoim okiem okolicę.

"Utoya" balansuje między konwencjami wojennej (!) gry komputerowej, thrillera oraz paradokumentu. Głównym zarzutem, jaki można wystosować względem filmu jest fakt estetyzacji grozy, której doświadczanie  - niestety - wiąże się poczuciem sensacji. Reżyser epatuje przerażeniem ofiar, na szczęście nie brutalnością. Krew dostrzegamy rzadko, mordercę może dwukrotnie. Nasze emocje podsyca strach wyryty na twarzach uciekinierów. Kolejne wystrzały potęgują grozę oczekiwania. Szelest w pobliskich krzakach. Krzyki. Kroki. Kto strzela? Czy jest blisko? Czy nie łapiemy się na odczuwaniu perwersyjnej przyjemności?

Poppe asekuruje się informacją, że w filmie ukazane są postacie fikcyjne. Ale niejako unieważnia to zaznaczając, iż scenariusz powstał w oparciu o relacje świadków. Innymi słowy - to wszystko zdarzyło się naprawdę, lecz innym osobom. Czy to wystarczy, byśmy zrezygnowali z zadawania trudnych pytań?

Widz ma prawo czuć się niezręcznie. Szczególnie wtedy, gdy obserwuje rozbicie  iluzji filmu i utwierdza się w przekonaniu, że patrzy na wydarzenia nie oczami jednego z uczestników wydarzeń, lecz za pośrednictwem kamery w ręce operatora. Kamery przystawianej do siniejącej twarzy nastolatki, z której uchodzi życie.

"Utoya" jest niezwykle sprawnie zrealizowaną rekonstrukcją masakry. Jednakże to właśnie w istocie tego surowego realizmu tkwi problem. Jest to bowiem "mały realizm", który porzucił ambicje objaśniania i wnioskowania, na rzecz mimetycznego odtwarzania potwornej rzeczywistości. Poppe uwidacznia zagrożenia, wskazuje winnych, lecz nie docieka przyczyn, już na początku filmu sygnalizując niemożność wytłumaczenia ukazywanych zdarzeń. To błąd. W "Utoyi" zabrakło próby dyskusji wykraczającej poza konstatacje że przemoc jest okropna, policja działała nieudolnie, a za terroryzmem stoją nie tylko islamscy fundamentaliści, lecz również prawicowcy ekstremiści, których ugrupowania rosną w siłę. A próba ta była potrzebna, by film nie grał wyłączanie na elementarnych instynktach.

Jacek Adamiec

  • Nic Się Tu Nie Dzieje: "Utoya. 22 lipca", reż. Eirk Poppe
  • kino Rialto
  • 12.08

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018