Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

NIC SIĘ TU NIE DZIEJE. Arktyczny surwiwal

"Arktyka" Joe'ego Penny to rozpisany na jednego aktora surwiwalowy dramat, w którym samotna walka człowieka z żywiołem okazuje się tyleż testowaniem granic ludzkiej wytrzymałości, co sprawdzianem z człowieczeństwa.

. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Znany wcześniej jako youtuber i autor krótkometrażówek Penna podczas niedawnej wizyty w Polsce przekonywał, że akcja jego debiutanckiego pełnego metrażu początkowo miała rozgrywać się na Marsie, ale plany pokrzyżował mu Ridley Scott, kręcąc "Marsjanina". Nie sposób dziś ocenić jak wyglądałby film, gdyby udało się zrealizować pierwotny zamysł, ale też nie ma co żałować - przepisany z Czerwonej Planety na północne krańce Ziemi scenariusz jest na tyle satysfakcjonujący, że wszelkie ewentualne narzekania wraz z premierą "Arktyki" straciły rację bytu.

Tym bardziej że fabuła - rzecz jasna poddana odpowiednim modyfikacjom - tak naprawdę mogłaby rozgrywać się w dowolnym bezludnym miejscu. Oto bowiem pilot Overgård rozbija się w środku skutego lodem pustkowia. By przetrwać w ekstremalnych warunkach, wyznacza sobie ścisły rytm dnia - przegląda żyłki wędkarskie zanurzone w przeręblu, sprawdza obecność sygnałów radiowych, śpi we wraku samolotu, wykuwa w zamarzniętym śniegu olbrzymi napis SOS. Rutynę przerywa nieoczekiwane wydarzenie, które zmusza go do opuszczenia schronienia oraz podjęcia próby dotarcia do odległej bazy. Mężczyzna zdaje sobie sprawę, że jedynym sposobem na przeżycie jest przebrnięcie przez dziesiątki kilometrów arktycznego piekła.

Nie wiemy kim jest, skąd przybył ani jak doszło do katastrofy, nawet jego nazwisko nie pada w filmie ani razu - poznajemy je za sprawą naszywki widniejącej na kurtce. Overgård szybko bowiem staje się postacią archetypiczną - milczącą, zdeterminowaną jednostką walczącą o przetrwanie. Taki koncept oraz mnożenie przed rozbitkiem trudności do pokonania to oczywiście za mało na pełnometrażową historię, która bez problemu mogłaby pogrążyć się w oceanie klisz i stereotypów. Na szczęście bohater został wcielony w Madsa Mikkelsena, który nie potrzebuje uciekać się do nadmiernej ekspresji, wystarczają mu bowiem drobne gesty, kilka słów i oszczędna, ale umiejętna gra ciałem, by stać się dostatecznie sugestywnym. Duński aktor w tej powściągliwej roli pozostaje bardzo ludzki, choć ma też w sobie coś zwierzęcego, co nie pozwala od niego oderwać wzroku, kiedy zdobywa pożywienie, żywi się surowym rybim mięsem, zmaga się z własnymi słabościami oraz ograniczeniami ciała i psychiki, a nawet - trochę niczym di Caprio w "Zjawie" - mierzy się z niedźwiedziem, choć na szczęście nie gołymi rękami i nie popadając w pretensjonalność. To niezaprzeczalny kunszt aktorski zmienia na wskroś surwiwalową opowieść w doświadczenie fascynujące i egzystencjalne.

Mikkelsenowi towarzyszy równie wyrazisty bohater symboliczny, czyli tytułowa Arktyka, która - jako że w filmie trwa dzień polarny - przez ponad 90 minut rozświetla dojmującą bielą kinową salę, wywołując dyskomfort i niepokój. Siłą płynącą z bezosobowego żywiołu, podkreślaną doskonałymi monochromatycznymi zdjęciami, metodycznie kruszy ludzką wolę, testując jej granice. Tak jakby za wszelką cenę chciała udowodnić, że podobnie jak w bezmiarze kosmosu, na dalekiej północy nikt nie usłyszy twojego krzyku.

Adam Horowski

  • Nic Się Tu Nie Dzieje: "Arktyka", reż. Joe Penna
  • kino Rialto
  • 12.08

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018