Minęło kilka tygodni od momentu, kiedy Wasz apel - reakcja na dramatyczną sytuację artystów i artystek spowodowaną pandemią - podpisany przez ponad 200 osób związanych z wielkopolską kulturą, trafił w ręce adresatów: władz samorządowych, wojewódzkich i marszałkowskich. Jakie są szanse na realizację postulatów w nim zawartych?
Julia Szmyt: Najszybciej i najprężniej zareagował Wydział Kultury Urzędu Miasta - jako pierwszy odezwał się do nas z odpowiedzią, jego szefowie wyrazili chęć spotkania i rozmowy. Poprosili nas m.in. o opinię w sprawie regulaminu przyznawania stypendiów dla artystów, uczestniczymy w negocjacjach z szeroko pojętym środowiskiem. Prace cały czas trwają. Czekamy na spotkanie w szerszym gronie, które ma się odbyć za dwa tygodnie [rozmawiamy 4.06 - przyp. red.]. Myślimy też, żeby zadziałać w całym województwie, wesprzeć artystów nie tylko z Poznania, bo Poznań jednak działa dosyć prężnie.
Ula Kijak: Warto wspomnieć o tych inicjatywach, które ze strony instytucji się pojawiły, czy to równolegle z naszym apelem, czy w odpowiedzi na nasz apel - o "Czasie Kultury", który uruchomił konkurs "Praktyki na pandemię" - mimo problemów finansowych, z którymi sam się boryka; o konkursie "Ciąg dalszy nastąpi" ogłoszonym przez pięć miejskich instytucji kultury: CK Zamek, Teatr Animacji, Teatr Muzyczny, Estradę Poznańską i Centrum Sztuki Dziecka - także wart dostrzeżenia i docenienia, bo to ważna, solidarnościowa inicjatywa. Jesteśmy też po rozmowach - mniej może oficjalnych, ale jednak wydaje się pokazujących kierunek na przyszłość - z Teatrem Ósmego Dnia i Sceną Roboczą, które również biorą pod uwagę w swoich planach sytuację lokalnych twórców i twórczyń. Wydaje się, że oddźwięk jest spory.
Czy udało się spotkać z przedstawicielami wszystkich szczebli władz, do których zaadresowaliście apel?
J.Sz.: Na spotkaniu, które planujemy, mają być obecni wszyscy: przedstawiciele instytucji kultury, KDO, Departamentu Kultury w Urzędzie Marszałkowskim i Wydziału Kultury UM, czyli dość szeroka reprezentacja.
U.K.: Dążymy do szerokich rozmów, które pozwolą nam spojrzeć na problem z perspektywy szerszej niż tylko perspektywa jednego urzędu czy jednej instytucji.
Adrian Rzetelski: O to przede wszystkim nam chodzi, by zsynchronizować działania wszystkich urzędów i instytucji, czego do tej pory zawsze brakowało.
Jak oceniacie dotychczasowe działania i propozycje pomocowe?
U.K.: Należy doceniać każdy gest solidarności z artystami - nawet najmniejszy. Sytuacja artystek i artystów jest tak trudna, że każdy "wdowi grosz" się liczy. Ale trzeba też wyraźnie zaznaczyć, że z powodu cięć w kulturze, które już wiadomo, że są i będą - choć prezydent Jacek Jaśkowiak miesiąc temu zapowiadał, że ich nie będzie - stajemy w obliczu katastrofy i trzeba sobie to jasno powiedzieć. Musimy walczyć o to, żeby środki, które są przeznaczane na kulturę w ogóle, nie były cięte, a w obecnej sytuacji wręcz potrzebują zwiększenia.
Które sprawy poruszane w Waszym apelu są najbardziej palące i powinny być zrealizowane od razu, bez względu na zapowiadane i raczej nieuniknione cięcia w kulturze?
A.Rz.: To, o czym piszemy w apelu, to jest absolutny basic, który pozwala na minimalnym poziomie przetrwać artystom w czasie pandemii. W kulturze już nie ma na czym oszczędzać. Często słowa "oszczędności" i "cięcia" są stosowane zamiennie, co doprowadza mnie do szewskiej pasji: "szukamy oszczędności w kulturze" - tak jakbym chciał wydawać pieniądze codziennie na nowe sznurówki do butów, a tu nie o to chodzi. Tu chodzi o kupno chleba i możliwość tworzenia, do czego jesteśmy zobligowani jako artyści.
J.Sz.: To, co zaproponowaliśmy, to jest pakiet na teraz, na najbliższe miesiące, a może nawet lata, bo nie wiemy jak sytuacja związana z pandemią będzie się rozwijać. Poruszamy się trochę po omacku, odpowiadamy na tę rzeczywistość, którą zastajemy, trudno jest cokolwiek zaplanować w tej chwili. Nie wiemy, co wydarzy się jesienią, czy instytucje będą otwarte, czy nie, czy będzie dla nas praca, czy nie.
Ewa Kaczmarek: Stypendia mają pomóc w momencie, kiedy organizowanie wydarzeń artystycznych, powrót do starych programów jest trudny, czasami wciąż jeszcze niemożliwy. Chcielibyśmy, by priorytet utrzymania miejsc pracy w poznańskiej kulturze został rozszerzony o stowarzyszenia i fundacje. O kulturze musimy myśleć szeroko, jako o dobru wspólnym, któremu trzeba umożliwić przetrwanie, przeprowadzić przez ten trudny czas.
Kultura od zawsze jest w jakiegoś rodzaju kryzysie, boryka się z problemami dotyczącymi finansowania, jednocześnie kreując ludzki, humanistyczny fundament w społeczeństwie. To kultura uczy nas różnorodności, opowiada o tolerancji, przenosi wartości intelektualne, próby oszczędzania w tym obszarze są bardzo ryzykowne.
U.K.: Jeśli mówimy całościowo o kulturze - z perspektywy instytucji, NGO-sów, twórców niezależnych, to nie mamy na czym oszczędzać. Jeśli wyobrazimy sobie kulturę jako osobę, to rozmawiamy o człowieku, który żyje od lat na granicy przetrwania, na granicy minimalnej płacy za pracę. W związku z tym to nie jest pytanie, na czym zaoszczędzimy, czyli z których luksusów zrezygnujemy, tylko pytanie, których rachunków nie zapłacimy. To jest też pytanie o to, ilu z nas będzie zmuszonych zmienić zawód, będzie się musiało przekwalifikować lub zrobić sobie przerwę w tworzeniu. Czy stać nas jako społeczeństwo na to, żeby zaprzepaszczać potencjał ludzi, którzy zdobywają wiedzę, wykształcenie i doświadczenie i - patrząc na krajobraz artystyczny Poznania i Wielkopolski - robią to dobrze?
Kuba Kapral: Kultura to dla mnie to, że moje dzieci będą rozmawiały różnymi językami z różnymi ludźmi, że będą miały szansę przeżywać świat różnorodnie. A nie wiem, jak będą to robić, jeśli kultura nie przetrwa. Maciej Nowak - dyrektor Teatru Polskiego - porównywał obecną sytuację do lat 90., jednocześnie zastanawiając się, czy jego teatr w ogóle nie przestanie istnieć. Za chwilę ta obawa będzie dotyczyć nie tylko Teatru Polskiego, ale wielu cennych grup, bo szykują się cięcia na miarę historyczną.
Przemek Prasnowski: Zrobiliśmy ogromną robotę dla miasta, które - mam wrażenie - zaczęło być inaczej postrzegane niż do tej pory. Nasze szaleństwo zaprocentowało tym, że mamy w mieście tyle świetnych inicjatyw. Poznań ma ogromny potencjał kulturowy.
W jaką stronę zatem kierować rozwiązania? Co podpowiadać decydentom, by nie zmarnować tego potencjału?
E.K.: To, co my możemy robić, to mówić o wartości, ważności, potrzebie kultury w kontekście tego miasta. A to, że te rozmowy się toczą, to jest trochę skutek uboczny pandemii, o dziwo pozytywny. Wcześniej o kulturze tyle się nie rozmawiało.
Praktyki w kulturze buduje się latami i my mamy świadomość wykonanej przez lata pracy, która spowodowała, że pewne rzeczy dobrze funkcjonują, że jest grunt do działań twórczych w mieście. Ucięcie tego, ta niepewność, która jest przed nami, są bardzo bolesne. Nie wyobrażam sobie, by ten krajobraz miał przestać istnieć.
Zaznaczyliśmy w apelu, że staramy się o maksymalnie szeroką środowiskową reprezentację. Jeżeli będziemy rozważać jakiekolwiek rozwiązanie dla kultury, to warto zwrócić uwagę na jej złożoną strukturę, różnorodność: od dużych instytucji po jednostkowych twórców, edukatorów, realizatorów, animatorów... Chcemy równoważyć głosy, żeby na poziomie decyzji nie zabrakło reprezentacji żadnego z tych środowisk.
A.Rz.: Staramy się trafiać w te punkty, które są najbardziej drażliwe, najbardziej istotne dla nas. I nagle się okazuje, że można np. zmienić regulaminy stypendiów dla artystów. To są małe kroczki, które cieszą, efekt naszych nacisków, rozmów z władzami. Nie chodzi nam o to, by pan prezydent wyszedł i w telewizji powiedział: "Kultura jest ważna, wspieramy was". Bo to nic nam nie da. Nie da nam chleba. Umożliwią to dopiero zapisy w regulaminach, zmiany systemowe.
U.K.: Uczymy się tego, co jest realne, a co nie jest. Nie mamy tak ogromnej wiedzy prawniczej, żeby od razu kłaść na stole gotowe do wdrożenia rozwiązania. Zależy nam na tym, by ta rozmowa mogła się odbyć w możliwie szerokim gronie, łącząc perspektywę miejską i wojewódzką. I wtedy być może możliwe będą rozwiązania systemowe, które będą się uzupełniały, a nie powielały czy ze sobą konkurowały.
Zaczyna docierać do decydentów, że kultura i sztuka to nie są ściany w galeriach i sceny oświetlone reflektorami, tylko żywi ludzie, którzy nie są odklejonymi od rzeczywistości celebrytami, tylko sąsiadami i osobami, które spotykamy w sklepach, których dzieci chodzą do przedszkola z naszymi dziećmi. Jesteśmy przeciętnymi, szarymi ludźmi, pracownikami i pracownicami, i ta perspektywa patrzenia na życie twórców jest ważna. Nie chodzi tylko o rozmowę z decydentami, ale o pewnego rodzaju budowanie nowej społecznej świadomości.
J.Sz.: Pandemia uruchomiła ogromny hejt na artystów. Kiedy wiele osób mówiło, że potrzebuje pomocy, ludzie komentowali to tak: "Jasne, celebryci, będą mieli kilka tysięcy złotych mniej, o co im chodzi?". Z drugiej strony byliśmy oskarżani, że jesteśmy darmozjadami, nikomu w gruncie rzeczy niepotrzebnymi. Jak się jednak zastanowimy nad tym, jak większość z nas funkcjonowała w pandemicznej izolacji, to okazuję się, że oglądaliśmy seriale, czytaliśmy książki, słuchaliśmy muzyki... Do tego mamy wokół świetnie zaprojektowane meble, nosimy ubrania od projektantów - wiele rzeczy, które budowało nasze życie podczas izolacji, stworzyli artyści. Trzeba mówić o tym publiczne, bo ludzie nie są świadomi, jak wielki wpływ na ich życie mają twórcy.
Trudna sytuacja zintegrowała środowisko czy jeszcze bardziej je podzieliła?
P.P.: Nasza działalność do tego ma prowadzić, by integracja środowiska była realna, by poczucie solidarności w tej trudnej sytuacji łączyło środowisko bardziej, niż je rozbijało. Nie ma innej możliwości, jak budowanie wspólnoty lokalnej. Każdy musi rozejrzeć się wokół siebie i zastanowić, jak możemy sobie pomóc. W krąg pomocowy postanowiliśmy włączyć też ośrodki spoza Poznania, z całego województwa. Działałem w tych ośrodkach, poznałem tam wielu fantastycznych ludzi, którzy zasługują na to, by w tej trudnej sytuacji też dać im szansę. Nie ma innego wyjścia jak integracja i myślenie wspólnotowe, bo jak zaczniemy znów bić się o każdą złotówkę, to nic z tego dobrego nie wyniknie.
Jesteście optymistami czy pesymistami, jeśli chodzi o przyszłość dla kultury?
U.K.: Bardzo lubię miłe niespodzianki, więc hołduję zasadzie, że pesymizm to jest nowy realizm.
E.K.: Jesteśmy artystami: pesymistami, optymistami... Będziemy próbowali sobie poradzić twórczo z tym kryzysem. A sytuacja jest naprawdę bardzo trudna. Kryzys już nas dotknął, pandemia spowodowała, że eskaluje. Zrobimy wszystko, by dalej móc tworzyć. Mamy nadzieję, że spotka się to ze zrozumieniem, akceptacją i szacunkiem ze strony tych, którzy o naszych wspólnych losach decydują.
A.Rz.: Nawet na gruzach będziemy grać na fortepianie.
Rozmawiała Sylwia Klimek
*Ewa Kaczmarek (pseudonim Laura Leish) - aktorka, scenarzystka, współtwórczyni Teatru Usta Usta Republika
*Ula Kijak - aktywistka, reżyseruje spektakle oraz inne wydarzenia performatywne i interdyscyplinarne
*Julia Szmyt - reżyserka teatralna, aktorka, autorka scenariuszy
*Kuba Kapral - dramatopisarz, scenarzysta, aktor i performer działający w grupie Circus Ferus
*Przemek Prasnowski - szef Fundacji Barak Kultury, reżyser, aktor i animator kultury
*Adrian Rzetelski - tancerz i choreograf, związany m.in. z Polskim Teatrem Tańca, współtworzy Teatr Tańca Koinspiracja
Wśród inicjatorów Apelu była także nieobecna podczas rozmowy Anna Langner - aktorka, producentka, prawnik. Kontakt do twórców Apelu: wlk.apel.art@gmail.com oraz przez FB: grupa Wielkopolskie Forum Kultury
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020