Piękne są te opowieści malowane metaforą. Dokładnie trzy - bo na Bajki malutkie 2 składają się (w tej właśnie kolejności, to istotne) Bajka o starej babci i Molu Zbyszku (insekta zagrał Marcin Chomicki), Bajka o owieczce, która ciągle się gubiła (w tej roli Marta Berthold w symbolicznym kostiumie) oraz Bajka o Włosie Patryku (brawa dla Marcina Ryl-Krystianowskiego). Piękne jest również to, że w spektaklu tym występuje tylko czwórka aktorów (jest jeszcze Mariola Ryl-Krystianowska - również reżyserka), że niewiele (i niewielu) potrzeba, by przygotować scenę, i że w końcu - dzięki temu, Bajki malutkie 2 można zagrać prawie wszędzie - od klasy szkolnej, po szpitalną salę, nie bardzo przy tym przeorganizowując przestrzeń. I walczyć w ten sposób z kulturowym wykluczeniem. Ale dziś nie potrafię nie myśleć o tym również w kontekście trwającej w Ukrainie wojny oraz schronów. Bo w tak niewielkiej przestrzeni jak Scena Lamus - gdzie zmieści się maksymalnie kilkudziesięciu widzów, dzieci siedzą z przodu na poduchach, dorośli z tyłu, ale w razie potrzeby mogą do siebie dołączyć - wydarzyło się coś magicznego... Coś, co mogłoby innym pomóc przeżyć, i dalej mieć marzenia.
Wróćmy jednak do kolejności w jakiej zaprezentowano bajki, bo zamysł był taki, by było coraz trudniej, by bardziej dosłownie mówić o zjawiskach, które nawet dla dorosłych są złożone. W Bajce o starej babci i Molu Zbyszku mowa była o zagładzie. Tak drogi Czytelniku, o zagładzie... na całej rodzinie moli. Przeżył tylko Zbyszek, najmłodszy z rodu. Zaopiekowała się nim mucha Marzena, osobnik również niemile widziany w ludzkich domostwach, i starsza babcia, która to właśnie... zabiła jego rodziców. Czy kobieta ta była z natury zła? I czy Zbyszek chciał się zemścić? Pomimo trudnych tematów nie sposób było nie zaśmiać się, kiedy młody mól stroił miny przez szklankę z wodą, w której babcia trzymała swoją sztuczną szczękę albo kiedy ją zgubiła (!), gdy śmiała się z wygłupów Zbyszka.
Twórcy tyle samo uwagi poświęcili kwestii śmierci, co rozwinęli wątek seniorów, dla których samotność stanowi prawdziwe zagrożenie. Malina nie byłaby również sobą, gdyby w historii tej nie pojawiły się żarty dla dorosłej części publiczności: Marzena na złość starszej babci siada na ekranie telewizora podczas emisji Klanu - w rytmie kultowej czołówki, hitu Życie jest nowelą Ryszarda Rynkowskiego, doprawia rudej Oli pryszcza albo Rysiowi trzeciego oka. W części tej widzowie mogli również przyjrzeć się całemu szeregowi lalek (w rozmiarze XS, jak i prawie ludzkim), oraz różnym sposobom ich animowania.
W centrum realizacji znalazła się z kolei Bajka o owieczce, która ciągle się gubiła. Jej bohaterką była Owieczka z plastiku - a właściwie z bożonarodzeniowej szopki, z której pamięta najbardziej Jezuska z dziurką w plecach, żeby dobrze trzymał się żłobka, i że ten nie miał jeszcze zębów, był miły i mówił tylko "ga ga ga", gu gu gu". Ne mieszkała tam jednak za długo, bo się zgubiła... Za szafką, "gdzie poleciała" tym razem, był też śmierdzący (czego bardzo się wstydził) i potargany szczur z przyklejoną do pleców gumą do żucia. A może raczej różowy miś Stefan, za którym tęskniła jakaś Anka? Bohaterowie zmagali się z tuzinem problemów, które Malina rozwiązała w charakterystyczny dla siebie sposób, dobrym (dosłownie) słowem. Często - bawiąc się językiem.
Owieczka ze szczurem/misiem utknęli za szafką, więc sprzątnięto babciny telewizor, stolik i lampę, została tylko duża, rodzinna szafa mola Zbyszka, do której wchodziło się jak do namiotu i gdzie zamiast uchwytu był zamek błyskawiczny. Całkowitą zmianę scenografii (na scenie pojawiły się wtedy włosy plus minus tego samego wzrostu co Ryl-Krystianowski) wymusiła dopiero opowieść o włosie Patryku i jego koledze Siwym, który wiedział więcej niż wszyscy. Włosach z głowy bibliotekarza, którzy wcześniej nie miał żadnych problemów, bo był hippisem, a one - naturalnie, były wtedy długie i szczęśliwe.
Wyobraźcie sobie, że każdy włos na waszej głowie ma imię oraz własną historię i marzenia (np. żeby być kręconym), które dodają sił, i które można spełnić, zadając sobie trochę trudu. Coś niesamowitego! A do tego wyobraźcie sobie jeszcze, że włosy (proste, kręcone, krótkie, długie, farbowanie i nie, takie, które odlatują z wiatrem, ale też gdzieś płyną) przeczuwają, że odchodzą, że zbliża się śmierć i żegnają się z bliskimi. Że niejeden woli "wypaść" niż "osiwieć"!
Bajka o Włosie Patryku mnie rozbroiła - bo przecież każdy z nas ma swój bagaż, doświadcza tu i teraz, boi się o swoją i swoich bliskich przyszłość. Przez ostatnie dwa covidowe lata tym bardziej towarzyszy nam refleksja o kruchości ludzkiego życia. Nasze najczulsze i najwrażliwsze emocje porusza też obecnie trwająca wojna. Trudno o tym rozmawiać z dziećmi, ale prześlugowe słowo może być pomocne. Malina nie boi się ciężaru, rozkłada go na proste/lżejsze słowa, w przypadku tej bajki dowcipny i inteligentny monolog. Dzieli je wszystkie pomiędzy żart i powagę, szczerość i metaforę.
Bajki malutkie 2 - a jestem przekonana, że taki jest też cały cykl - są wielowymiarowym obrazem życia i śmierci, radości i smutku. Przykładem tego jak mądrze, ale też za pomocą wcale nie wyszukanych i drogich rozwiązań scenicznych można opowiadać dzieciom o tym, o czym mówić nie chcemy, a do czego zmusza nas zwykle sytuacja. A przy tym dobrze się bawić! Każda z bajek jest pełnowymiarowym spektaklem, który choć trwa tylko kilkanaście minut jest w stanie opowiedzieć całe życie.
Monika Nawrocka-Leśnik
- Bajki malutkie 2 Maliny Prześlugi, wiek: 4+
- reżyseria: Mariola Ryl-Krystianowska
- Teatr Animacji, Scena Lamus
- 6.03
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022