Vincenzo (Sergio Castellitto) jest zamkniętym w sobie, introwertycznym księgarzem po pięćdziesiątce, który sam o sobie mówi, że jest nudny. Mężczyzna niczego już nie oczekuje od życia, a jego dni wyglądają bardzo podobnie do siebie - spędza je albo prowadząc swój słabo dochodowy biznes w kameralnej dzielnicy Paryża, albo opiekując się mieszkającą na piętrze córką sparaliżowaną od pasa w dół.
Albertyna (Matilda De Angelis) od czasu tragicznego wypadku na basenie nie mówi (tu puszczenie oczka do widza na przekór trudnemu tematowi, dziewczyna nosi na ekranie T-shirty z deklaracjami Sorry I have no words i Silence), jej lekarz tłumaczy to mutacją traumatyczną, a więc blokadą mowy spowodowaną silnym urazem psychicznym. Zamiast tego godzinami wpatruje się w akwarium ze złotą rybką i widok za oknem, a także w nas-widzów. To właśnie jej świdrujące spojrzenie jest najbardziej realnym elementem tej historii, opartej bardziej na bajkowej iluzji rodem z kultowej Amelii Jeana-Pierre'a Jeuneta niż namacalnych elementach świata przedstawionego. Ale o tym za chwilę.
Z kolei Yolande (Bérénice Bejo) to żywiołowa, nieco ekscentryczna aktorka pracująca w teatrze naprzeciw tytułowej księgarni, która od momentu nagłego wtargnięcia do księgarni Vincenza podczas ulewy zostaje w jego życiu (i życiu Albertyny) na dłużej. Szybko zaraża mężczyznę i jego najbliższe otoczenie swoją niewyczerpaną energią, pozwalając im obojgu uwierzyć, że wyjście z kilkuletniej emocjonalnej hibernacji w jakiej oboje tkwili wciąż ma głębszy sens.
Księgarnia w Paryżu to z jednej strony na swój sposób urokliwa opowieść pełna romantycznej wizji rzeczywistości, porywów serca, wyidealizowanych relacji międzyludzkich i cytatów z wielkiej literatury, która ma znaczenie dla bohaterów tej opowieści. Główny bohater żyje niejako w dwóch światach, co wieczór czytając klasyków w końcu dorosłej już córce do snu, w dialogach przewijają się cytaty z Italo Calvino (Baron drzewołaz) czy Gustava Flauberta (Madame Bovary), a sami niedoszli kochankowie mówią do siebie w taki sposób, jakby czytali wspólnie książkę. Z drugiej zaś strony na każdym kroku ma się wrażenie złudności i ulotności tego co obserwujemy na ekranie, iluzoryczność tej opowieści jest wręcz uderzająca. Czy to się może podobać? Może niektórym, choć jeśli odwoływać się do klasyki, Księgarnia w Paryżu wypada bardziej jak tania imitacja niż drogocenny brylant. To tylko szklany paciorek nieudolnie odbijający światło.
Film reżyserskiego duetu Castellitty i Mazzantini ogląda się zatem bardziej jak teatralny spektakl czy musical z tekturową scenografią, sztucznym śniegiem i Wieżą Eiffla migoczącą w tle, niż historię, która mogłaby wydarzyć się naprawdę. Najbardziej przekonująco wypada Matilda De Angelis w roli Albertyny, oszczędna, ale wymowna w aktorskich środkach wyrazu, zwłaszcza w mocnych zbliżeniach kamery i scenach rodem z jej wyobraźni, kiedy przez chwilę nie jest więźniem własnego ciała i jeździ na rolkach. Jakby dla kontrastu (dla którego jednak nie znajduję sensownego uzasadnienia) para głównych bohaterów stosuje techniki aktorskie rodem z lat 60., pełne gwałtownych ruchów i przesadnie wyrazistej mimiki, a postać Yolande jest przerysowana do granic możliwości prędzej przywołując na myśl postać cierpiącą na chorobę afektywną dwubiegunową niż osobę z niespożytą życiową energią. W efekcie trudno o realizm i wiarygodność, znacznie łatwiej o nudę i irytację. A szkoda.
Anna Solak
- Księgarnia w Paryżu
- reż. Sergio Castellitto, Margaret Mazzantini
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022