Zaczyna się już we foyer. - Toż to kuzynka! Z Zunią w piaskownicy się bawiłaś! - wita mnie w drzwiach pani Lidzia (Małgorzata Łodej-Stachowiak). Zunia (Karolina Głąb), o której mówi, okazuje się panną młodą. Wypada złożyć życzenia, myślę. - Wszystkiego najlepszego - mówię grzecznie, z dystansem ściskając jej rękę. Na dystans jednak nie ma tu miejsca, za moment trafiam w objęcia jej i jeszcze kilku uczestników wesela we wsi Kamyk, którzy wylewnie się ze mną witają. W tłumie gości migają mi seledynowe i chabrowe garnitury, zepsute zęby, przerysowane makijaże. Wódka już zaczyna przelewać się z jednego szkła w inne, mimo że jeszcze nie wszyscy goście dotarli. Wesele wciska się w każdy kąt teatru. Jest obecne w koszulach chłopaków z szatni, w strażackiej syrenie zamiast dzwonków. I nawet widzowie, stosownie przecież "odstrzeleni" na okazję premiery, doskonale wpasowują się w role weselników. Jeszcze tylko zamieszanie związane z szukaniem swoich miejsc na sali/przy stole, brak zwyczajowego "proszę o wyłączenie telefonów komórkowych" i zaczynamy.
Jako "apetyzer" sałatka ziemniaczana, rosół jako król stołu. Nikt nie rozpoczyna posiłku, póki Widząca (Anna Mierzwa), zwana też przez co bardziej sprzeciwiającą się zabobonowi część wsi - Czarcią Pizdą, sama nie popróbuje. Inaczej przyniesie to pecha. Przy stole zasiadają sąsiedzi i rodziny państwa młodych - Zuni i Siutka (na niedzielnym spektaklu - Łukasz Chrzuszcz). Brak wśród nich Rycia (Radosław Elis) - brata panny młodej. Jakiś czas temu nieznani sprawcy najpierw nakarmili go własnym przyrodzeniem, a potem ciało porąbali na kawałki. Ostatnio żywego widziano go w towarzystwie Wusi (Marta Szumieł), której od tamtej pory rozum się pomieszał i teraz tylko patrzy w dal bez słowa. Pani Pecia (Bożena Borowska-Kropielnicka), matka Rycia i Zuni, od gości weselnych nie chce materialnych prezentów. Wymusza na weselnikach przyrzeczenie zemsty i ukarania sprawców śmierci syna. Sprawiedliwość wszak musi się dokonać.
Ale zanim do tego dojdzie, wesele we wsi Kamyk toczy się tradycyjnym rytmem, a weselnicy nieco chwiejnym krokiem przemierzają kolejne obowiązkowe stacje. Jest pierwszy taniec pary młodej, jest i wężyk z publicznością. Są małe skandale, jak kradzież wędlin, są i wielkie zgorszenia, jak zaproszenie Widzącej na katolicką przecież uroczystość. Im późniejsza noc, tym goście dalej dryfują po morzu weselnej wódki. W okolicach oczepin brzegu już nie widać. Na horyzoncie zaś majaczy krawędź. Ludzie we wsi nie bez przyczyny przecież nadadzą temu wieczorowi nazwę "krwawe wesele". Poprawin nie będzie.
Wieś Kamyk to mała społeczność, ciasna jak kok pani Lidzi. Nie żadna "wsi spokojna, wsi wesoła" z pięknymi polskimi krajobrazami wokół. Jest raczej zatęchła jak komórka, w której trzymają weselną kiełbasę. Jeśli wieją tu wichry historii, to tylko po to, by przywiać trochę smrodu z wielkiego świata. Mówiącą ze śpiewnym, wschodnim akcentem Jusię (Edyta Łukaszewska) ludzie we wsi nazywają Ścierwą, obwiniając za wszystkie grzechy Lenina i Stalina razem wzięte. Koledzy Siły (Michał Kocurek) miłość do niej z głowy mu wybijają zbiorowym gwałtem na jego ukochanej. Jego matka, pani Gusia (Maria Rybarczyk), popijająca gorzałkę z butelki w kształcie Maryjki wioskowa Święta modlitwy do Pana Jezusa w intencji odkochania się syna wspiera wizytą u Widzącej. Widząca ma zresztą u wszystkich oficjalnie wiernych katolickich nieoficjalny posłuch, nawet u najbogatszego we wsi i trzymającego władzę Cysarza (Mariusz Zaniewski), który wierzy, że uratowała mu kiedyś życie. Takich historii jest tu więcej. I tylko Zunia i Siutek, jeszcze u progu, jeszcze związani czystą miłością, wydają się niewinni i otwarcie przyznają, że nie chcą być jak inni. Uda im się?
W swoim spektaklu Agata Duda-Gracz dotyka tematyki rodzenia się zła. Jego źródeł szuka, jak mówiła przed premierą, na styku między jednym człowiekiem a drugim. W tym, co sobie nawzajem robią w imię wyznawanych wartości. Pyta, jak to jest, że na początku może być wiara, może być miłość, może być sprawiedliwość, a na końcu wychodzi okrucieństwo, pogarda, zemsta. Jest w tym pewna przewrotność, żeby źródeł zła poszukiwać w czasie nocy weselnej. Ale nie można odmówić temu pomysłowi zasadności. Wesele to specyficzny moment przejścia - najważniejszy dla nas, przygotowywany dla innych, spędzany w towarzystwie osób nominalnie bliskich, z którymi w rzeczywistości niewiele mamy wspólnego. To czas sacrum spędzany na modłę profanum.
Jest w tym spektaklu niezwykła plastyczność, zarówno języka, jak i obrazu. Agata Duda-Gracz oprócz napisania tekstu, zaprojektowała też kostiumy i scenografię. Jestem pod dużym wrażeniem tego jak snuje opowieść, jak rozpisuje ją na kilkanaście ról, jak ją trzyma reżyserską ręką. W końcu - jak potrafi ją ubrać w obrazy. Dzięki scenografii i muzyce (to już zasługa Jakuba Ostaszewskiego) Kamyk istnieje gdzieś na skraju świata realnego a trochę poza nim, w jakiejś onirycznej rzeczywistości. Ale nie byłoby tej opowieści i tak prawdziwych, tak zapadających w pamięć postaci, gdyby nie aktorzy - bez wyjątku znakomici. Przez ponad cztery godziny potrafiący napędzać tę weselno-teatralną machinę.
...
Pierwszy klaszcze pan Idzik (Ildefons Stachowiak). Tubalnym głosem skanduje "sprawiedliwość", "sprawiedliwość", mając na myśli to, co właśnie dokonało się na scenie. Pomału zaczyna klaskać widownia, spektakl wszak dobiegł końca. I ja klaszczę - aktorom, reżyserce, muzykowi... ale nie chcę oklaskiwać takiej "sprawiedliwości". Uciekam.
Natalia Grudzień
- "Będzie pani zadowolona, czyli rzecz o ostatnim weselu we wsi Kamyk"
- reżyseria, scenografia, kostiumy - Agata Duda-Gracz
- Teatr Nowy, Duża Scena
- premiera 25.03