Biblioteki. Krucha historia to dla mnie książka niezwykła. Opasłe tomiszcze autorstwa Andrew Pettegree i Arthura der Weduwena świetnie wyglądałoby na półce niejednej biblioteki, znakomicie też tę opowieść się czyta. Wróćmy choćby do półek, bo któż z nas wie, kiedy w bibliotekach (także tych domowych) się pojawiły, stając się alternatywą dla wcześniejszego sposobu przechowywania książek w skrzyniach. Prawdopodobnie mało kto, bo dziś trudno wyobrazić sobie inne miejsce dla książek niż regały z niekończącą się ilością półek.
A były swego czasu biblioteki zgoła innymi miejscami niż dziś. Cisza? Spokój? Żadnych rozmów? Ależ skąd! To nie tu! W renesansie niejedna biblioteka tętniła życiem niczym śródmiejska agora, toczyły się w niej zażarte dyskusje (oczywiście wokół książek), sporom nie było końca. Wcześniej niemal naturalnym miejscem dla bibliotek jawiły się - związane z gromadzeniem wiedzy - chrześcijańskie klasztory. Wreszcie nadszedł rok 1450, wynalezienie druku przez Jana Gutenberga i świat stanął na głowie. Dosłownie, choć może nie od razu. Druk miał bowiem wielki wpływ na reformację, a później i na wojny religijne - niczym choroba toczące Europę. Fantastycznie ciekawą perspektywę zarysowują Pettegree i der Weduwen choćby dla wojny trzydziestoletniej (1618-48), nie sposób pozbyć się wrażenia, że dla wyznawców każdego niemal odłamu religii wydarzenia zbrojne stały się doskonałym momentem do kradzieży niejednego księgozbioru z bibliotek klasztorów strony przeciwnej. I nie myślcie, że wraz z tą wojną haniebny proceder się skończył. W żadnym razie. Szwedzi na ten przykład tak się rozochocili, że tysiące książek zgromadzonych na ziemiach polskich popłynęły przez Bałtyk na północ podczas tzw. potopu szwedzkiego. Lepiej nie pytajcie, czy te woluminy wróciły do polskich bibliotek.
Podobnie jak te, którymi Rosjanie zainicjowali tworzenie biblioteki narodowej, a których zniknięcie z Polski dziwnym trafem zbiegło się z zaborami. Choć są i w Bibliotekach. Kruchej historii piękniejsze i spokojniejsze karty dla polskich księgozbiorów - choćby czasy króla Zygmunta Augusta czy Jana Zamoyskiego. Ale nie ma się co ograniczać do Polski, skoro autorzy tej opowieści wypływają daleko poza granice Europy. Odnajdziemy tu więc i pierwsze biblioteki zakonne w Ameryce Południowej, i pierwsze biblioteki publiczne w Stanach Zjednoczonych, na potęgę tworzone choćby przez Andrew Carnegiego. A wcześniej - niejedną znakomitą bibliotekę królewską. Ech, właściwie wyliczać można by bez końca.
Na kartach tej znakomitej historii świata - bo tak, Biblioteki to jest historia świata, tyle że opowiedziana z nieco innej perspektywy - poznamy też fascynujące postacie, których życie książki trwale ukształtowały, choćby Hernando Kolumba, syna słynnego Krzysztofa. Dowiemy się także, dlaczego niektóre powieści angielskie ciągnęły się jak flaki z olejem (zwłaszcza w drugim z trzech tomów) oraz od kiedy łaskawie wpuszczono do bibliotek beletrystykę.
Mogłabym tak dalej i jeszcze, i dalej i jeszcze, bo Biblioteki. Krucha historia są opowieścią fascynującą. Zwłaszcza gdy ktoś pół dzieciństwa spędził w katalogu, pomiędzy niekończącymi się szufladkami z fiszkami. Ale dość o mnie. Zapytacie na koniec, czy w dobie drożejącego na światowych rynkach papieru, trendu - skądinąd słusznego - by nie wycinać lasów, coraz modniejszych i wygodniejszych e-booków - tak więc czy w XXI wieku ostatecznie skończą się papierowe książki, a przez to i biblioteki zmienią swój charakter? Nie odpowiem. Czas pokaże...
Aleksandra Przybylska
- Andrew Pettegree, Arthur der Weduwen, Biblioteki. Krucha historia
- tłum. Agnieszka Nowak-Młynikowska
- Wydawnictwo Smak Słowa
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023