NEXT FEST. Muzyczna klęska urodzaju
Na początek skierowałem się do Dragona, gdzie o godz. 19 występowała Małgola. Zgodnie z moimi przewidywaniami festiwalowicze wybrali najpewniej grających w tym czasie Swiernalisa, Julię Pietruchę lub Cinemon. A szkoda. Energetyczne, nie zawsze oczywiste klawiszowo-gitarowe kompozycje Małgoli (przede wszystkim z jej ostatniej płyty Jaskinia Chrabiej Czaszki) porwały nextfestowiczów, którzy mimo konkurencji i wczesnej godziny stawili się w Dragonie. Pół godziny minęło niezwykle szybko i w sympatycznym klimacie, a co za tym idzie, trzeba było podjąć decyzję, komu w następnej kolejności dam szansę.
Walczyły we mnie dwa wilki: jeden rozważał fuzję jazzu z post rockiem, którą w Dublinerze mieli zaprezentować Nene Heroine, drugiego kusił black metal grupy Odium Humani Generis, którzy to szykowali się do występu w Blue Nocie. Ostatecznie wybrałem chwilę odpoczynku przy Lokum, by zdążyć na set Etnobotaniki. Ten elektroniczny duet w swoim materiale studyjnym świetnie łączy plądrofoniczne sample z ambient housem, jednak w wydaniu live postawił większy nacisk na silnie obecny bit i rytm, który rozruszał publiczność, niż na wyciągnięte z otchłani nietypowych nagrań audio wstawki mówione, charakterystyczne dla ich wydawnictw.
Aby nieco urozmaicić swój dzień, szybko skoczyłem do Blue Note'a, gdzie miał się zaprezentować kolejny z metalowych zespołów w line-upie Next Festa: In Twilight's Embrace. Niestety, poznaniacy swoje rozpędzone i brutalne utwory rozpisane na charczący wokal i podwójną stopę zagrali dla garstki widzów, mimo że w tym slocie godzinowym konkurowali z Ralphem Kaminskim, Dobrawą Czocher czy Hinode Tapes, czyli wykonawcami z zupełnie różnych muzycznych bajek. Był to wyraźny dowód na to, że publiczność zamiast głośnych i hałaśliwych rzeczy, chętniej wybierała lżejsze gatunki. Na Hinode Tapes sam planowałem się zresztą przejść, bo tak jak w przypadku Nene Heroine, kusiła mnie fuzja jazzu z post rockiem oraz fakt, że ich debiutancką płytę wydała wytwórnia Instant Classic, czyli pewna marka, jeśli chodzi o polską scenę alternatywnych labeli płytowych. Ostatecznie jednak zostałem w Blue Nocie, bo nawet jeśli metal nie jest tym gatunkiem, do którego wracam często i regularnie, to jednak zaintrygowała i zahipnotyzowała mnie precyzja i prędkość, z jaką In Twilight's Embrace zapełnili pół godziny, jakie mieli do dyspozycji.
Po tym występie szybko wróciłem do Lokum, gdzie do swojego debiutu w formie zespołowej szykował się Pawlack. Kojarząc jego nagrania i występy solowe wiedziałem, że te indiepopowe piosenki z dużą dawką chorusu i reverbu są niezwykle chwytliwe, ale nie spodziewałem się, że muzycy towarzyszący przeniosą je na zupełnie nowy poziom. Zabawy z rytmem, rozpędzanie się kompozycji, świetnie wykorzystane pauzy w utworach - mimo oczywistego stresu związanego z debiutem w czteroosobowym składzie oraz występu na showcase'owej imprezie, który skutkował drobnymi potknięciami, autentyzm i szczerość wystarczyły, by zdobyć serca odbiorców. Nie jestem w stanie wybrać najlepszego występu spośród tych, które opisałem powyżej, ale Pawlack na pewno był tym najbardziej bezpretensjonalnym i po prostu fajnym.
Po Pawlacku nie zostało już zbyt wiele występów do zobaczenia - na Dziedzińcu Zamkowym swój koncert powoli kończył Sorry Boys, godzinę później w Tamie można było złapać Kamila Husseina, a Blue Note kusił jeszcze Stachem Bukowskim, Jazxingiem i spontanicznym afterparty, ale jako osoba nietańcząca odpuściłem sobie wszelkie propozycje tanecznych wieczorów, czy to w Przelocie, Rewirach czy Schronie, jak i pospieszne zbieranie się na któryś z pozostałych koncertów. Potrzebne są przecież siły, by w sobotę z przytupem zamknąć tegoroczny poznański showcase.
Marcin Małecki
- Next Fest Showcase & Conference - dzień 2.
- m.in. Dragon, Blue Note, Lokum
- 21.04
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023
Zobacz również
God save the film
Mały czołg, wielka historia
Kultura na weekend