Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

MY NAME IS POZNAŃ. Zawsze będę Twoim ziomkiem

Sebastian Gabryel rozmawia z Szygendą, pierwszym raperem, który otrzymał stypendium dla młodych twórców z rąk Kapituły Nagrody Artystycznej Miasta Poznania. Wkrótce ukaże się jego nowa płyta Leń.

Czarno-biała fotografia. W centrum, pod filarami, stojący w rozkroku raper. - grafika artykułu
fot. Jakub Szcześniak

Jakie to uczucie być pierwszym raperem, który otrzymał stypendium Miasta Poznania? Pamiętasz, co pomyślałeś, kiedy otrzymałeś informację na ten temat?

Pomyślałem, że to ogromne wyróżnienie. Podczas uroczystości wręczenia nawet przez chwilę się bałem, że zrobiło się niebezpiecznie wysoko, że może jak na ówczesny poziom umiejętności za bardzo podniosłem sobie poprzeczkę. Ale potem przyszedł przelew, zrobiłem fikołka z radości i uznałem: będę pokazywał wszystkim, że jestem tym gościem, który otrzymał stypendium, bo świetnie rapuje. I zacząłem rapować jeszcze lepiej.

Swoboda, pomysłowość, ironia - to trzy cechy, jakimi często opisuje się Twoje numery. Z czego to tak naprawdę wynika? Mógłbyś skupić się na ogranych patentach, a jednak tego nie robisz.

Ograne patenty z pozoru brzmią fajnie, bezpiecznie, ale ja już tego próbowałem i nigdy nie czuję wtedy takiej zajawki, jak kiedy robię wszystko po swojemu. Ta "swoboda, pomysłowość i ironia", o których mówisz, to trzy cechy, którymi się szczycę, które w sobie lubię. Uznałem, że skoro podpisuję się własnym nazwiskiem, to wypadałoby tworzyć w pełnej zgodzie z tym, jaki jestem. Uważam, że jestem gościem, który ma pomysły na te swobodnie ociekające ironią wersy, a nie na bezpieczną gadkę o tym, że "to mój czas" i "kiedyś zarobię mnóstwo sosu" - to wszyscy wiedzą (śmiech).

Jesteś dopiero na początku drogi, a jednak zyskałeś już wielu fanów. Śniegowa kula poszła w ruch, ale podejrzewam, że to nie popularność jest dla Ciebie najważniejsza. Co tak naprawdę sprawia, że dostajesz skrzydeł?

Już sama świadomość tego, że tworzę, napędza mnie na tyle, że po prostu wiem, że już nie przestanę. Wszystko, co chcę robić w życiu, to rapować. I zrobię wszystko, by to było możliwe, nieważne, czy to będzie praca w magazynie, czy granie trzech koncertów w weekend. A to, że ktoś utożsamia się z moimi przeżyciami, sprawia, że swoje myśli chcę przekazywać dalej - z nadzieją, że one pomogą komuś przejść przez gorszy dzień albo będą mu towarzyszyć w ten lepszy.

Choć można powiedzieć, że wciąż mocno trzymasz się podziemia, miałeś już okazję sprawdzić się również na większych scenach - choćby takich jak Next Fest czy poznańskie juwenalia. Dobrze się czujesz w takich sytuacjach czy wciąż są jakąś kompletną abstrakcją?

Fakt, Next Fest był abstrakcją. Widownia składała się z ludzi wpisanych przeze mnie na listę, mojej mamy, która miała karnet, obsługi klubu oraz przemiłych pań, które sprzedawały e-papierosy. Na końcu już tak skakały, jakby ich priorytetem był mój koncert. A juwenaliów i Rap Stacji nie pamiętam... Bo kiedy wychodzę na scenę, by zagrać przed większą publicznością, mój mózg odpala autopilota nastawionego tylko na rapowanie. Stresuję się jeszcze sekundę przed startem koncertu, ale kiedy tylko zaczynam go grać, wszystko puszcza. Wtedy kontrolę nade mną ma nie Jacek, ale właśnie Szygenda.

"Po to masz głos, żeby być manifestem" - rapujesz w Wild. Jaka myśl przyświeca Ci, kiedy siadasz do tekstu albo kiedy stajesz za mikrofonem? Wielu raperów, z którymi rozmawiałem, podkreśla, że chcą coś z siebie wyrzucić. Że nie tylko chcą, ale wręcz muszą. Ty też czujesz taki wewnętrzny przymus? Jak to działa?

To chęć wyrzucenia z siebie tego, co nie daje spać. Chęć zrobienia czegoś więcej niż tylko powrót z pracy i granie na komputerze. To chęć dogonienia marzeń i zaspokojenia ambicji. I to wszystko składa się na to, że nie mogę usiedzieć, nie tworząc.

"Już nigdy nie pozwolę, żebyś życie mi zniszczyła, depresjo / Pod stopami chcemy mieć cały świat, a nie krzesło" - napisałeś w numerze Depresjo. Dla mnie to chyba jeden z najmocniejszych numerów, jakie dotąd wydałeś. Tytułowa choroba to już nasza plaga. Co Twoim zdaniem ma największy wpływ na jej rozwój w przypadku Twojego pokolenia, Twojego środowiska? Co jest tu najbardziej "nie tak"?

Tak życiowo? Szybkie relacje, strach przed uczuciami i brak pomysłu na to, jak walczyć z kompleksami oprócz ucieczki w używki. "Nie tak" są niewielkie perspektywy, by naprawdę móc to swoje życie zmienić i je jakkolwiek rozwijać. A oprócz tego to babcia miała rację, kiedy o wszystko obwiniała telefon - przebodźcowanie, wrażenie, że na Instagramie wszyscy odnoszą sukcesy, tylko nie ty, idealni influencerzy, którzy wprawiają młodych ludzi w kompleksy. No i powszechny dostęp do wszystkich tych okropnych informacji z całego świata. Tak, trzeba mieć dziś twardą psychę, by żyć internetem...

W Ohana mówisz, że Twoja historia "wydaje się za krótka". Jak widzisz jej kolejne części? Co planujesz na ten rok?

Lenia - w końcu! Ta płyta już od roku leżała na dysku i cierpliwie czekała na kogoś, kto pomoże mi ją dokończyć. Gdyby nie genialny Antisocial, który w dwa tygodnie zrobił mi na nią osiem bitów, oraz Saburrakap, dzięki któremu w dwa miesiące udało się zmiksować całość, pewnie wyszłaby za rok. A po premierze albumu biorę rozpęd, żebym w przyszłym roku mógł sobie powiedzieć, że nie wiedziałem, czym jest praca. Zawsze będę Twoim rapującym ziomkiem, ale żeby być najlepszym, czasem trzeba odmówić ziomalom "spotkania na ośce", żeby ich z niej wyciągnąć. Przynajmniej mentalnie...

Rozmawiał Sebastian Gabryel

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024

Zobacz także:

MY NAME IS POZNAŃ. Ogólnie jest fajnie!

MY NAME IS POZNAŃ. W końcu miłość zwycięży ze złem

MY NAME IS POZNAŃ. Świat pędzi za szybko

MY NAME IS POZNAŃ. Do końca świata i jeden dzień dłużej