Artystka z Peru sięga po klasykę performance'u - w jej sztuce wszystko pochodzi z ciała, zwłaszcza kobiecego, zwłaszcza jeśli chodzi o rewolucję. I choć w La Revolución nie ucieka się do scen tak drastycznych jak choćby Marina Abramowić, to ten krótki występ wywołuje równie silne emocje.
Rewolucja Prady rozgrywa się właściwie w czterech aktach - najpierw trzy nagrania prowadzą widzów od obojętności do przemocy wobec kobiecego ciała, a następnie w rytmie peruwiańskiego marsza artystka sama prowadzi widzów na barykady. Maszerując po pustej scenie, stopniowo odkrywa w sobie prawo do wolności. Początkowo wypada z rytmu i przyspiesza. Marsz zamienia się w bieg do utraty tchu i po ból w klatce piersiowej. Następnie performerka zaczyna wydobywać z siebie głos, poczynając od zdławionych szlochów, kończąc na donośnych krzykach i nieokreślonych jękach. Porządek dyktatury zastępuje chaosem rewolucji, aż wreszcie zrywa z podłogi wyznaczający jej przestrzeń pas białej taśmy i wychodzi.
Te proste gesty wywołują szereg emocji, których nie sposób nawet nazwać, jeśli nie miało się nigdy kontaktu z dyktaturą. Rozpaczliwa szamotanina performerki sprawia przede wszystkim, że widz współczuje jej wywołanego zmęczeniem i krzykiem cierpienia, a następnie odczuwa ulgę, kiedy artystka w ciszy opuszcza salę. Po chwili odchodzą też widzowie, nieco zdezorientowani krótkim, ale głośnym i wymownym działaniem aktorki. Wychodzą na zewnątrz, gdzie świeci jeszcze słońce, gdzie przechodnie obojętnie mijają się nawzajem, a po rewolucji czy przemocy - choć to tylko gra pozorów - nie ma już śladu.
Nie bez znaczenia musi być jednak fakt, że performance Prady odbył się w Galerii u Jezuitów - po wyjściu ze spektaklu można było zajrzeć do kościoła, gdzie wisi wystawa Eriki Diettes. Z sufitu spływają portrety cierpiących kobiet, a za nimi, za zasłoną, odprawia się właśnie mszę i ksiądz podnosi w górę hostię, czyli ciało Chrystusa, jakby potwierdzając, że od ciała wszystko się zaczyna.
Uwolnienie kobiecego ciała spod męskiej dyktatury i przemocy jest tematem uniwersalnym, mimo że wystąpienie Prady może pozostawiać poczucie niedosytu z tego względu, iż performance nie podaje gotowych rozwiązań, lecz nieubłaganie gra tylko na ludzkich emocjach. A tych było w La Revolución wiele i żadnej nie można chyba nazwać pozytywną. Może taka natura rewolucji, że niosą tylko znój i łzy?
Anna Rogulska
- Malta Festival Poznań 2014
- La Revolución, Amapola Prada
- Galeria u Jezuitów
- 23.06