Co gorsza, potwór ten nie jest pojedynczy, ale zbiorowy. To my - ludzie współcześni, całkowicie pochłonięci przez ślepą manię posiadania, ofiary własnych żądz i nieograniczonego konsumpcjonizmu. Zresztą ten ostatni motyw jest często obecny u Rodrigo Garcii, który przepisał na nowo szekspirowską tragedię. Jego tekst stanowi kanwę przedstawienia w reżyserii Emilio Garcii Wehbiego, które obejrzeliśmy w ramach Malta Festival.
Bitwa na jedzenie
"Zgnilizna zachodu" występuje tu pod postacią jedzenia. Jedzą zwierzęta i jedzą ludzie. Z tą jednak różnicą, że ci ostatni robią to bezmyślnie i kompulsywnie. Podobnie desperacko mnożą majątek i dobra materialne, które w pewnym momencie stają się miarą ich samych. To właśnie akt jedzenia w spektaklu jest bezpośrednią metaforą rzeczywistości, w której wszyscy gromadzą wszystko w takich ilościach, że sami nie są w stanie tego spożytkować.
U Emilio Garcii Wehbiego jedzenie odgrywa równie ważną rolę co sami aktorzy. Jest wszędzie: na scenie, w rękach aktorów, w zaimprowizowanej kuchni i wreszcie - w jednej z ostatnich scen, w której między członkami dworu rozgrywa się prawdziwe show marnotrawstwa - w powietrzu, podczas dzikiej bitwy na ciasta, owoce, sałatki, ketchup, mąkę i chipsy. Po co? Po to by pokazać, jak żałośni, mali i śmieszni jesteśmy. Ta wersja Szekspira to jedna wielka parafraza i luźne wyobrażenie na temat tego jak XVII-wieczny dramat starego króla i jego trzech córek mógłby rozegrać się teraz, cztery wieki później.
Trzy siostry i pies
Lear ma dom, ogród i psa, zbiór książek i obrazów oraz trzy córki. Dwie z nich, Goneryla i Regana (które ojciec pieszczotliwie nazywa wściekłymi psami) to tanie kokietki, dla których w życiu liczy się tylko seks i pieniądze. Niecierpliwie czekają na śmierć ojca i zawzięcie walczą o dorobek jego życia. Walka to naprawdę wyrównana - na słowa i kremowe tarty, którymi obrzucają się dosłownie (w twarz) i symbolicznie (w serce). Czas spędzają na pustej zabawie, wulgarnych kłótniach i snuciu intryg, a ich największy problem to dylemat, czy dom ojca podzielić na pół wzdłuż czy wszerz.
Na ich tle prawdziwie tragiczną postacią jest najmłodsza córka króla, Kordelia, która "nigdy nie mierzyła powierzchni salonu i nie wie ile warte są drzewa w sadzie, prócz tego, że warte są tyle, co ich cień dający schronienie w słoneczne dni". Oprócz niej jedynym wiernym i prawdziwym przyjacielem króla jest jego własny pies (nie po raz pierwszy w scenariuszu Garcii na scenie aktorom towarzyszy żywe zwierzę). Jest wierny i posłuszny, nawet wtedy, gdy pewnego dnia Lear każe mu wyskoczyć przez okno z piątego piętra. Bez windy, dodaje przewrotnie, co akurat w tym kontekście nie ma większego znaczenia.
Z niczego może być tylko nic
To właśnie ironiczny, brutalny i mocny tekst napisany przez kuratora tegorocznego festiwalu, Rodrigo Garcię zasługuję na osobną uwagę i uznanie. W słodko-gorzki sposób opisuje nasze wady, brawurowo kreśląc karykaturę zachodniego stylu życia, w której nie oszczędza nikogo, nawet samego siebie. Jak można się było spodziewać, artyści Wehbiego wykorzystali okazję do odczytania krótkiego listu sprzeciwu przeciwko odwołaniu spektaklu "Golgota Picnic", wyrażając swoje oburzenie na ograniczenia nakładane sztuce i krzywdzącą cenzurę. Zrobili to w środku przedstawienia, zapalając na chwilę światła i już po chwili wracając do gry. Nie obyło się bez pojedynczych głosów oburzenia, które jednak nie zakłóciły dalszego przebiegu spektaklu.
To nie pierwszy raz, kiedy obaj artyści współpracowali ze sobą. "Wolę, żeby spędził mi sen z powiek Goya niż pierwszy lepszy skurwysyn" to tytuł pierwszego ze spektakli Garcii Wehbiego opartego na narracji Rodrigo Garcii. W historii Leara przez mgnienie oka również pojawia się Goya, tym razem pod niedosłowną postacią jego sztuki, która znaczy dla króla więcej niż wszystkie dobra tego świata. I znów jest jak w życiu, gdzie śmiech nie zawsze jest krystaliczny, a czasem wręcz gorzki i dławiący gardło.
Podobnie jak cały ten spektakl pozornego dobrobytu, przesyconego nadmiarem rekwizytów i środków, które tak naprawdę nie znaczą zupełnie nic, bo wszyscy umieramy tak samo nadzy jak się rodzimy. I jest już dokładnie tak, jak w szekspirowskim oryginale: "Z niczego może być tylko nic".
Anna Solak
- Malta Festival Poznań
- "Król Lear" - Emilio Garcia Wehbi
- 23-24.06