Dlaczego w ramach internetowego programu Teatru Ósmego Dnia zaproponowałeś emisje słuchowisk na podstawie bajek Leszka Kołakowskiego?
Są ku temu dwa istotne powody. Mieliśmy niedługo wrócić z moim ulubionym Teatrem Pod Fontanną do braci Grimm i jest mi bardzo żal, że straciłem z nimi kontakt i nie będziemy mogli tego spektaklu teraz zagrać. A wiem, jaką siłę mają baśnie, jak wiele ich jest, a przy tym można je opowiadać na różne sposoby. Druga sprawa dotyczy tego, że miałem dwa spotkania z dzieciakami w wieku moich wnuczek, z którymi chcę zrobić przedstawienie w Teatrze Ósmego Dnia.
Z tęsknoty chciałem nawiązać z nimi więź - chociaż coś im opowiedzieć, a w ten sposób razem z nimi spędzić czas. Bajki z królestwa Lailonii są skierowane nie tylko dla dzieci, a także do ich opiekunów, rodziców, czy przyjaciół.
Opowiedz o projekcie Osadzeni w teatrze i w mieście. Czy to była twoja pierwsza współpraca z więźniami?
Nie, to się zaczęło od szukania śpiewów i tekstów do spektaklu Stukot/Czerwiec '56 w 2016 roku. Uznaliśmy ze świętej pamięci "Wikim" Nowikowem, że stołówka więzienna będzie bardzo dobrym miejscem na ich nagranie. Najpierw miałem z osadzonymi próbo-spotkania, a potem pojechaliśmy tam z Łynią (Renatą Stolarską, żoną aktora - przyp. red.) i nagraliśmy śpiewy tych czterdziestu chłopa, bo nie wypuszczono by ich na spektakl.
Jak doszło do kolejnego projektu, nagrania słuchowisk na podstawie Kołakowskiego?
Teatr z osadzonymi to praca, w jakiej ważne są momenty. Wyobraź sobie sytuację człowieka, który spędził w zamknięciu 10-15 lat, a nagle może pójść do parku. Zapraszam go na kawę, ciastko, może posłuchać sobie muzyki, ptaków, a za chwilę, gdy pójdziemy do studia "Wikiego", to poczuje się jak artysta.
To miało urok pewnego zdarzenia w ich i moim życiu - dosyć ważnego spotkania. Pracowałem z nimi nad skrótami tych bajek. Spotkaliśmy się cztery-pięć razy na Nowosolskiej. Ta sytuacja pozwalała mi dojrzeć w nich ludzi, którzy ze mną współpracują. Później mogłem ich ugościć - gdy przyjeżdżali na nagrania na 10 rano, to najpierw szliśmy na kawę. A potem przychodziła pora na nagrania, które zajęły nam w sumie dwa dni.
Poza tym była to też forma prezentu. Bo mogli potem swoim bliskim podarować te bajki na płycie w prezencie na Święta. Trochę mnie "przymusili" do tego, żeby były to profesjonalne słuchowiska i ktoś nie pomyślał o nich, że są amatorami. Próbowałem ich namówić na różne odstępstwa od tego "profesjonalizmu", żeby się nim nie przejmowali. Ale pomyślałem - jeśli właśnie tego chcą, to spełnijmy to marzenie.
Jak wygląda taka współpraca?
Pracuję z ludźmi, którzy mają końcówki wyroków i za rok, dwa, trzy wrócą do funkcjonowania w społeczeństwie. Pomyślałem, że trzeba spróbować się z nimi spotkać - ale nie na zasadzie wykorzystania ich, czy wymądrzania się. Szukałem relacji, która pozwoli im na to, aby coś sobie mogli pomyśleć na skutek takiej wspólnej pracy.
Emisja słuchowisk nawiązuje też trochę do festiwalu więziennego, który miał się teraz odbywać w Teatrze Ósmego Dnia. Zamiast festiwalu, który został "zniszczony" przez koronawirusa, wracamy do czegoś, co jest możliwe z tamtego świata, spotkania z osadzonymi.
Już prawie zresztą skończyłem pracę nad nowym spektaklem. Zaproponowaliśmy im z Łynią Noc Andrzeja Stasiuka - rzecz o złodziejach samochodów. Praca przy Stukocie była działaniem warsztatowym. Dopiero przy Nocy mogłem się z nimi spotykać w poniedziałki i czwartki, by mieć normalne próby. Wszystko robiłem w porozumieniu z osadzonymi. Wydawało mi się, że pod wpływem tej pracy zaczęli inaczej rozmawiać między sobą. Jestem pewien, że jeśli dojdzie do realizacji spektaklu - a może się uda go wystawić do końca tego roku - to będzie to dla nich, ich rodzin i publiczności dosyć ciekawe doświadczenie.
Opowiedz o baśniach braci Grimm, które będziesz wystawiać w domu z żoną i transmitować na Facebooku Teatru Ósmego Dnia.
Wróciła do mnie myśl, żeby spróbować zrobić teatr, który będzie się dział na naszym stole - przy wykorzystaniu różnych dziwnych rzeczy, które są dookoła nas. Ustawimy kamerę przed stołem, na którym nic się nie będzie znajdowało. W pewnym momencie zaczną się na nim pojawiać elementy potrzebne do opowieści, które będziemy uruchamiać.
Będziemy się starali, żeby to miało urok czegoś więcej, niż tylko "bajeczki dla dzieci". Chcę opowiedzieć o tym, co mnie obecnie boli czy dotyka, dać wyraz budzącej się we mnie wściekłości na to, co nas otacza, co słyszmy z przekazów medialnych.
Nie jest to niezwykły pomysł - podejrzewam, że wiele osób mogło już to robić. Ale dla mnie to nadzieja, aby spotkać się z ludźmi, za którymi tęsknię. Być może będzie tym zainteresowanych więcej osób. Nie mam lepszego pomysłu na dzisiaj na to, jak spotkać się z drugim człowiekiem. A nie umiem sobie teraz wyobrazić momentu, gdy znów będę mógł się z tobą, z ludzkością spotkać... i normalnie porozmawiać.
Mógłbyś wyjaśnić, skąd taki pomysł?
Wspominałem ostatnio dzieciństwo, gdy miałem bawitko (to zresztą moje ulubione słowo). Był to obszar w gospodarstwie moich rodziców, w którym ze strzępów materiału, potłuczonych, niepełnych rzeczy - a nie klocków Lego czy gier - konstruowałem swój świat. Pomyślałem, że może trzeba do tego wrócić: opowiadać te baśnie czy legendy w taki sposób, żeby zaangażować właśnie to, co znajduje się pod ręką. Poszukać w ten sposób interpretacji dla baśni i możliwości przetworzenia czegoś w coś innego. Zaczęliśmy szukać rzeczy, którą są okazjonalne, jak jajka związane ze Świętami Wielkanocnymi. Chcemy łączyć te opowieści z czasem, który teraz upływa.
Rozmawiał Marek S. Bochniarz
transmisje słuchowisk na podstawie bajek Leszka Kołakowskiego, zrealizowanych w ramach Osadzeni w mieście i teatrze, odbywają się co poniedziałek o g. 19 na stronie Teatru Ósmego Dnia na Facebooku.
* Janusz Stolarski - aktor, reżyser i pedagog, twórca monodramów. Od 1991 roku współtworzy Stowarzyszenie Teatralne ANTRAKT. Współpracuje z grupami zagrożonymi wykluczeniem - seniorami +50, osobami po kryzysach psychicznych, osadzonymi w poznańskich więzieniach.
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020