Kultura w Poznaniu

Sztuka

opublikowano:

Efekt trójwymiaru

- Większość oryginalnych zdjęć miała z tyłu przybite stemple ze zgodą urzędów cenzorskich, np. niemieckich. Nie było więc wśród nich żadnych zdjęć brutalnych - opowiada Marcel Skierski, kurator wystawy Przebłyski wolności, którą można oglądać w Fotoplastykonie Poznańskim.

. - grafika artykułu
Fragment wystawy "Przebłyski wolności"

Jest pan doktorantem na historii sztuki UAM. Pisze pan o fotografii?

Nie, temat magisterki też był z zupełnie innej dziedziny.

To skąd to zainteresowanie fotoplastykonem? Zajmował się pan nim już w Arsenale.

Właśnie tam przejąłem po prostu obowiązki starszego kolegi. Na początku nieco nieufnie, bo przedtem nawet nie zajmowałem się specjalnie fotografią. Ale dostałem polecenie służbowe, by zająć się tą wielką, drewnianą beczką, i wpadłem w to. Fotoplastykon jest naprawdę fascynujący.

Faktycznie przekazuje trójwymiarowy obraz.

I to osiągany zupełnie inną metodą niż współczesny trójwymiar w kinach, z dużo większą wiernością. Ale też cała ta otoczka - siadanie przed okularami na stołeczkach wokół urządzenia... Przy tym pokazujemy nie oryginały, lecz doskonale oczyszczone i przygotowane cyfrowo kopie, złudzenie trójwymiarowości jest pełne.

Przy tego rodzaju tematycznych wystawach jak obecna, ze zdjęciami z I wojny światowej, byłoby dobrze, gdyby przychodziły tu całe klasy szkolne.

I przychodzą, to zupełnie nowe doświadczenie dla młodych ludzi. Planujemy odwiedziny grup zorganizowanych, ponieważ fotoplastykon ma tylko 24 miejsca.

Stereoskopia od początku przyciągała mnóstwo ludzi - jeszcze wtedy, gdy przyrząd do oglądania wyglądał trochę jak cwikier. Był umocowany na pionowej rączce i zmuszał do wyszukanych ruchów. Takie eleganckie zajęcie - może i to wabiło dodatkowo?

Pierwsze stereoskopy z ową rączką zapewniały też pewną intymność przy odbiorze - ta maska wokół oczu. Dlatego fotografia stereoskopowa bardzo często przedstawiała sceny erotyczne. I takie najczęściej znajduje się dziś na zagranicznych aukcjach internetowych.

Skąd zatem są zdjęcia na aktualnej wystawie w Fotoplastykonie Poznańskim, przedstawiające I wojnę światową?

Z kolekcji Tomasza Bielawskiego. Posiada największy w Polsce zbiór ze zdjęciami tego typu.

Weterynarz pasjonat, zbiera wszystko, co się wiąże ze stereofotografią. Ile może mieć takich fotografii?

Ponad półtora tysiąca.

Duży był wśród nich wybór obrazów z lat Wielkiej Wojny?

Takich zdjęć w ogóle jest całkiem sporo. Muszę tu jednak wyjaśnić, że obecną wystawę chcieliśmy otworzyć jeszcze w 2018 roku i pierwszą moją myślą było, żeby znaleźć coś pokazującego tereny polskie z ok. 1918 roku, przed odrodzeniem państwa. Może marszałek Piłsudski na koniu... Okazało się, że takich zdjęć jak ta moja idealistyczna wizja z Piłsudskim nie ma wcale. A z terenów polskich - też nie za wiele. Dlatego musieliśmy dobrać zdjęcia i z innych miejsc.

Poza np. Łodzią, Łowiczem, Limanową jest też Flandria, Francja, nawet poligon amerykański. Wszystkie te obrazy są oficjalne, widać, że utrwalili je fotografowie akredytowani przy wojsku, podlegający cenzurze aparatów propagandy.

Tak, większość oryginalnych zdjęć miała z tyłu przybite stemple ze zgodą urzędów cenzorskich, np. niemieckich. Nie było więc wśród nich żadnych zdjęć brutalnych. Natomiast kilka niemieckich pokazuje propagandowo porządek i ład na ulicach Łowicza, jaki rzekomo pojawił się wraz z wojskiem niemieckim właśnie. Gdy zaś Niemcy fotografowali tereny po przejściu wojsk rosyjskich, to zawsze są to obrazy zniszczeń, pożogi. Ale obowiązywała też cenzura obyczajowa w zdjęciach ofiar - nie było rozerwanych ciał, a najczęściej sceny z trupami inscenizowali żywi.

Na stereofotografiach, tak? Bo zwykła fotografia pokazywała w niektórych krajach jednak dużo więcej, nawet ta oficjalna.

Stereoskopowa nie pokazywała.

Chociaż i na wystawie pojawia się takie zdjęcie... Szkoci chyba, są najwyraźniej w kiltach. Dwaj polegli na polu bitwy. Nie wyglądają w oczywisty sposób na specjalnie ułożonych, choć trochę dziwnie są skuleni.

Trzeba by je przeanalizować.

Na tym zdjęciu są martwi, ale ono nie jest drastyczne. Francuzi i Brytyjczycy dopuszczali takie zdjęcia oficjalnie. Mocniej od obrazu uderza tu komentarz do niego: "Dumni ludzie Północy, którzy walczyli na polach Flandrii". Jeśli dotyczy to jednej z najpotworniejszych bitew pod Paschendale i pochodzi ze zbioru wroga "ludzi Północy", czyli niemieckiego, to podpis ma wymiar tragikomiczny. Wystawa obejmuje zdjęcia prasowe?

Nie, pochodzą z albumów. Właściwie to pudełka z kartonikami, na jakie naklejano zdjęcia stereoskopowe. Wydawano takie albumy, by ludzie czerpali z nich wiedzę o wojnie. Np. oficyna Keystone View Company w Stanach Zjednoczonych opatrywała każdą albumową fotografię bardzo propagandowym opisem, który ukierunkowywał odbiór.

Na wystawie większość fotografii datowana jest ogólnie, na 1914-1918. Z czego to wynika?

Oryginały zdjęć amerykańskich mają sygnatury, po których można je datować. Ale często stereofotografie nie były dokładnie opisywane. Akurat opisy dołączone do pokazanych przez nas zdjęć były ogólnikowe.

Można datować np. na podstawie sprzętu wojskowego.

Myślę, że to praca dla historyka, nie dla historyka sztuki.

Jaka była przewodnia myśl historyka sztuki przy doborze zdjęć do prezentacji?

Wystawa nazywa się Przebłyski wolności, miała się odnosić i ostatecznie odnosi się do odzyskania przez Polskę niepodległości. Te 48 stereofotografii, które możemy zobaczyć, rozumiem jako jej przebłyski. Jedne bardziej straszne, drugie mniej, niektóre żartobliwe, śmieszą. Ten zły czas, wojna, przyczynił się jednak w jakiś sposób do odzyskania naszej niepodległości. Nie jest moim celem, żeby przesadnie intelektualizować doświadczenie fotoplastykonu, wygłaszać referat na temat planu na tę wystawę. Bardziej chodzi mi o impresyjne podejście do tematu i wczucie się w klimat. Nie jestem historykiem i na tyle kompetentny, żeby na podstawie wystawy w fotoplastykonie omawiać np. całą historię I wojny światowej.

Ale fakt, że prezentowane zdjęcia pochodzą tylko z oficjalnych źródeł, silnie wpływa na ich wymowę. Nie ma strasznych widoków niezliczonej liczby martwych ciał zaściełających pola bitew, beznogich i bezrękich rannych na noszach, w błocie.

To jest tak jak ze wszystkim: ci, którzy będą chcieli zobaczyć tylko efekt trójwymiaru, przyjdą i go zobaczą. A jeśli ktoś będzie chciał się wgłębić w istotę problemu, przeczyta ulotkę, a resztę będzie musiał doczytać w książkach historycznych i dowiedzieć się od ludzi mądrzejszych ode mnie.

rozmawiała Monika Piotrowska

*Marcel Skierski - historyk sztuki, kurator wystaw sztuki współczesnej. Redaktor naczelny magazynu o sztuce "Luka" i redaktor działu kultury Radia Poznań. Doktorant Wydziału Historycznego UAM w Poznaniu.

  • Fotoplastykon Poznański
  • Centrum Informacji Kulturalnej (ul. Ratajczaka 44)
  • czynny: pon-pt w g. 10-19, sob. w g. 10-17
  • wystawa "Przebłyski wolności" stereofotografii z okresu I wojny światowej z kolekcji niemieckich i amerykańskich czynna do 31.05

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019