Akrobatyczne gagi, scena tańca w deszczu, stepowanie i zabawa formą na filmowej taśmie prezentują się idealnie. Libretto musicalu wiernie podąża za scenariuszem Betty Comden i Adolpha Greena, więc przeniesienie ich na żywo na scenę jest wyzwaniem dla artystów i ekip technicznych. Można próbować obejść te trudności i zrezygnować z ikonicznych scen stepu, deszczu na scenie, czy slapstickowych gagów Cosmo Browna, ale zapewne wywoła to westchnienia publiczności, która spodziewać się będzie tego, co zna z filmu. Drugie wyjście to podjęcie rękawicy. Teatr Muzyczny i reżyser Tadeusz Kabicz przyjęli zasadę, że do odważnych świat należy, więc poznańska Deszczowa piosenka czerpie garściami z oryginału, wprowadzając do tej znanej historii powiew świeżości.
Scenografia i kostiumy Natalii Kitamikado osadzają akcję w latach 20. i w stylu art déco. Umownie czerpią z tej epoki i nadają jej charakterystycznym elementom współczesny rys. Kostiumom nie brak dowcipu, odzwierciedlają także charakter postaci, zwłaszcza w przypadku kostiumów kobiecych. Delikatnym, pastelowym sukienkom Kathy przeciwstawia się olśniewająco biała, luksusowa kreacja Liny Lamont. Jej kreacje pokazują również przemianę ze "słodkiej idiotki" w agresywną, odpychającą businesswoman, gotową popełnić każde świństwo, by utrzymać się na hollywoodzkim szczycie. Scenę podzielono na trzy plany oddzielone od siebie kurtyną i, w głębi sceny, żaluzjami, co umożliwia szybkie zmiany scenografii. Za każdym odsłonięciem przesłony czeka nas zaskoczenie, tym większe, że Kitamikado udało się stworzyć kilkanaście lokacji za pomocą kilku symbolicznie wykorzystywanych dekoracji.
Scenografię uzupełniają wybitne projekcje wideo Karoliny Jacewicz. Uzupełniają dekoracje, bawią się stylem art déco, zawierają ukryte nawiązania: na przykład w scenie lekcji dykcji Jacewicz wyświetla na scenie litery zapisane czcionką stworzoną przez wybitnego typografa z lat 20. - Georgesa Leculiera. Projekcje rozszerzają okno sceny, wzbogacają scenografię o dodatkowe efekty. Wspólne dzieło Kitamikado i Jacewicz to uczta dla oczu.
Grę z filmowym oryginałem podjął reżyser Tadeusz Kabicz i choreografowie Michał Cyran oraz Maciej Glaza odpowiedzialny za step. Kabicz zadbał o sentymenty widzów, ale wpuścił też w inscenizację wiele powietrza i słodko-gorzkiego humoru. Ciekawie rozwiązał podział na to, co "realne" i "fikcyjne" (będące filmową lub gwiazdorską kreacją). Wciągnął przestrzeń widowni w akcję, by oddać klimat filmowych premier sprzed 100 lat i podkreślić rozdział między tym, co jest wykreowane przez Hollywood na potrzeby promocji a "światem realnym". Podjął też temat zatarcia granic między rzeczywistością a tym, co wykreowane. Na pierwszy plan wysuwa się tu Lina, która staje się kimś więcej niż tylko postacią komiczną. Jej oderwanie od rzeczywistości budzi współczucie, może skłaniać do refleksji nad naszym własnym życiem w wykreowanych bańkach.
Gratulacje należą się obu choreografom. Cyran połączył różne style taneczne, dzięki czemu układy nabierają świeżości. Wyżyn mistrzostwa sięga scena uwodzenia Dona w Broadway melody, tętniąca erotyzmem, ale pozbawiona dosłowności. Znakomitych scen jest w tym spektaklu jeszcze kilka: lekcja dykcji, Dzień dobry, całe Broadway melody (brawa dla całego zespołu i choreografa za znakomity step w tych trzech numerach!), czy wreszcie sama Deszczowa piosenka. Jak w soczewce skupia się w niej pomysł na spektakl: na scenie widzimy to, co w filmie, ale poprowadzone inaczej, bez ślepego kopiowania.
W rolę Dona Lockwooda wcielił się w przedpremierowej obsadzie Tomasz Więcek. Czarująco matowy w niższym rejestrze głos rozbłysnął w pełni pod koniec pierwszego aktu i po przerwie, po wcześniejszej niepewności przy wysokich dźwiękach. Ta matowość doskonale korespondowała z jego wizją Dona: pewnego siebie, radosnego gwiazdora, który uwodzi szerokim filmowym uśmiechem (tego mogliby mu pozazdrościć najwięksi amanci Hollywood).
Jako Lina Lamont partnerowała mu znakomita Anna Lasota. Pokazała świetne komediowe wyczucie, uchwyciła również bardziej dramatyczne aspekty. Sprawdziła się tu brawurowa piskliwo-nosowa maniera, którą oddała nieprzyjemny głos Liny... wyborna rola! Cosmo Browna wykreował Maciej Zaruski (brawa za karkołomne Ty ich baw!), a w Kathy Selden wcieliła się Oksana Hamerska, najjaśniejsza wokalnie gwiazda spektaklu. Świetne aktorskie kreacje stworzyli Radosław Elis w roli cholerycznego reżysera Roscoe Dextera i Wiesław Paprzycki jako R.F Simpson, rzutki szef wytwórni Monumental Pictures.
Warto wspomnieć epizodyczną postać nauczycielki dykcji (Iga Klein), która z trzecioplanowych postaci najbardziej zapadła w pamięć. Osobne pochwały należą się zespołowi taneczno-wokalnemu oraz orkiestrze, która z powodzeniem poradziła sobie z trudnym i rzadko przez siebie granym swingiem.
Teatr Muzyczny Deszczową piosenką wiele zaryzykował i... osiągnął sukces. Na pierwszej prezentacji dla publiczności czuć jeszcze było niepewność, zdarzyło się kilka drobnych technicznych wpadek. Sądzę jednak, że gdy spektakl okrzepnie, stanie się flagową produkcją. Rozmachem i nakładem zaangażowanych sił mierzy on już w przyszłość. Jeśli Deszczowa piosenka utrzyma się w repertuarze do czasu przeprowadzki na powstającą scenę, będzie spektaklem godnym nowej siedziby.
Paweł Binek
- Deszczowa piosenka
- reż. Tadeusz Kabicz
- scenografia i kostiumy: Natalia Kitamikado, projekcja Karolina Jacewicz
- Teatr Muzyczny w Poznaniu
- przedpremiera: 15.09
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023