Kultura w Poznaniu

Teatr

opublikowano:

Kobiety bez rąk

- Dla wielu kobiet bogaty mężczyzna może być jedynym sposobem na wyrwanie się ze złej sytuacji. Praca, talent czy determinacja im tego niestety nie zapewnią - mówi Maja Staśko*, autorka sztuki Amazon Burns. Spektakl zostanie wystawiony w Poznaniu 11 czerwca.

. - grafika artykułu
fot. Bartek Sadowski

W jakich okolicznościach napisała Pani Amazon Burns?

Tekst powstał z motywacji Przemka Wojcieszka, który bardzo wierzy w tworzoną przeze mnie sztukę. Pozostaje to dla mnie nadal zaskoczeniem, bo nie identyfikuję się jako dramatopisarka. Wojcieszek namawiał mnie do napisania sztuki ze względu na moje kilkumiesięczne doświadczenie pracy w Amazonie. Napisałam o tym zresztą reportaż, po którego publikacji zostałam wyrzucona. Przemek uznał, że byłoby dobrze, aby na ten temat powstał również spektakl, który pozwoli trafić z nim do innej grupy odbiorców.

Ten tekst powstał również w oparciu o moje doświadczenia z feminizmu i walki o prawa kobiet. W treści jest mowa o kwestiach nierówności - zarówno ekonomicznych, jak i płciowych. Tymi dwoma problemami zajmuję się na co dzień i uważam, że najbardziej psują świat.

Czy poszła Pani do pracy do magazynu Amazona z myślą, że zrobi to po to, aby prowadzić badania i coś opublikować? Tak, jak Tytus Szabelski, który aby zrealizować projekt artystyczny AMZN zatrudnił się w Amazonie na miesiąc.

Nie. Wcześniej w Amazonie pracował mój brat i jego narzeczona. Można powiedzieć, że to już rodzinna tradycja! Wybrałam się do tej pracy, bo w trakcie studiów przez pewien czas nie otrzymywałam stypendium naukowego. Musiałam zarobić, aby być samodzielna. Pracowałam wtedy w dwóch redakcjach. W jednej miałam umowę-zlecenie, ale już się rozlatywała, a potem nie dostałam nawet wypłaty. Pracę w drugiej redakcji traktowałam z kolei bardziej "hobbystycznie", bo nie wykonywałam jej osiem godzin dziennie.

Wybrałam Amazon, bo byłam ciekawa, jak wygląda magazyn najbogatszego człowieka na świecie - i jak są w nim traktowani ludzie. Chciałam też sprawdzić, jak się tam będę czuła i jak odnajdzie się moje ciało. Poszłam więc do Amazona, aby zarabiać i uważnie siebie obserwować. Zwykle tak właśnie postępuję - gdy coś robię, to potem to opisuję bądź wykorzystuję do różnych tekstów czy spektakli. Można powiedzieć, że to taka forma terapii na przerobienie tego, co się wydarzyło.

Co Pani zamierzała zrealizować po pracy w Amazonie?

Nie myślałam o spektaklu - miałam w głowie wiele pomysłów na różne akcje, planowałam też chyba zrobić film. Tekst spektaklu wyszedł dopiero rok później, bardziej za namową Wojcieszka.

Artykuł, przez który zostałam zwolniona z Amazona, pisałam w przerwach w pracy. Mam tak, że dosyć szybko pracuję i dużo robię. Byłam sportowczynią, więc praca fizyczna nie była dla mnie szczególnie straszna - jestem do niej po prostu przyzwyczajona. Zresztą mój tata jest pracownikiem fizycznym. Widziałam jednak, że wyrabiam bardzo duże normy - osiągając nawet i 190%. Uznałam, że taka praca jest beznadziejna, bo może sprawić, że zostanie podwyższona norma dla reszty. Dlatego po kilku godzinach szłam do szatni naładowana pomysłami, by zanotować myśli, które w czasie pracy powtarzałam sobie w głowie.

Jednym z głównych motywów Amazon Burns jest radkowa apka, którą bohaterki stale przeszukują, a w przerwach od pracy dzielą się swoimi doświadczeniami.

Chciałam w ten sposób odnieść się do wykluczenia płciowego. W aplikacjach randkowych ma ono bardzo specyficzny charakter. Tam to kobiety wybierają, z kim chcą się spotkać. To one mają więcej "matchy" - niezależnie od tego, jak wyglądają. Z kolei mężczyźni mają w aplikacjach mniej możliwości.

Moje bohaterki pochodzą z mniejszych miejscowości, z których dojeżdżają codziennie po kilka godzin do pracy. Nie robią tego dla prestiżu - muszą pracować, aby mieć za co żyć. Apka jest dla nich jedyną możliwością, aby uciec z magazynu Amazona. Tylko przez poznanie bogatego mężczyzny - a najlepiej, żeby nie był z Polski - będą mogły wyrwać się z tego miejsca, w którym utknęły. W Amazonie nie ma dobrych warunków pracy, a oferowane tam zarobki są zbyt niskie i nie zapewniają godnych warunków życia.

Proszę opowiedzieć o skanerach, które bohaterki mają w miejsce rąk.

Mit o tym, że najzdolniejsi i ci, co najwięcej pracują, będą w stanie osiągnąć więcej, niż inni, w Amazon Burns legł w gruzach. Bohaterki zostały pozbawione rąk, a w ich miejsce mają przymocowane skanery (w Amazonie funkcjonują skanery, którymi skanuje się każdy produkt, zanim odłoży się go do koszyka). Jedyną szansą na odzyskanie rąk jest dla nich poznanie za pomocą aplikacji randkowej bogatego mężczyzny. To przerażająca wizja, ale wcale nie jest tak, że nie ma ona nic wspólnego z rzeczywistością.

Na ile tekst sztuki jest "dokumentalny"? Czy rozmowy, które trafiły do Amazon Burns, napisała Pani w oparciu o różne podsłyszane wypowiedzi - w Amazonie, bądź w innym miejscu?

Korzystałam z różnych źródeł, oczywiście również z wypowiedzi podsłyszanych. Ale nie działo się to na takiej zasadzie, że ktoś coś mówił, a ja notowałam. Funkcjonowałam w przestrzeni Amazona, więc wiedziałam, jakim językiem się tam rozmawia. Są oczywiście charakterystyczne słowa, którymi wszyscy się posługują, ale to zbiorowość bardzo różnych osób. Spotkałam tam zarówno osoby po studiach, jak i bez ukończonych zawodówek - ludzi z różnych przestrzeni i środowisk. Nie dałoby się więc wyodrębnić jednego języka amazońskiego, czy języka pracownic i pracowników fizycznych.

W telewizji czy przestrzeni publicznej mamy do czynienia często z językiem odgrywanym. Bardzo mi zależało, by sztuka nie brzmiała sztucznie. Kiedy nad nią pracowałam, oglądałam sporo programów typu Warsaw Shore. Wydawało mi się, że stosowany w nich język jest bardzo żywy, nieudawany i nieodgrywany.

Żywy język krąży we mnie, nigdy mnie nie opuszcza. Nie mam samochodu, więc dużo jeżdżę komunikacją publiczną. Zasłuchuję różne wypowiedzi i rozmawiam codziennie z wieloma osobami.  Bardzo jest dla mnie ważne to, by być blisko takiego języka. Co prawda uwielbiam literaturę i czytać książki, ale chyba wolę słuchać codziennej, żywej komunikacji i w niej uczestniczyć.

Do Amazon Burns trafiły też bardzo realistycznie brzmiące, nierzadko kuriozalne autoprezentacje mężczyzn z randkowej apki.

W tym czasie założyłam sobie kilka takich apek. Potem pisałam zresztą reportaże z czasów pandemii na aplikacjach randkowych. Wiedziałam więc, o co chodzi. Na wszystkich aplikacjach mnie poblokowali, bo przesyłałam ludziom ankiety z prośbą o ich wypełnienie. Przeprowadziłam bardzo dużo rozmów. Okazało się w pewnym momencie, że już nie mam do nich dostępu!

Większość moich znajomych używała i używa apek. Stąd byłam ciekawa, w jaki sposób ludzie za ich pomocą się porozumiewają. A robią to w różnych celach. Choć jedni mają cele seksualne czy romantyczne, to niektórzy chcą w ten sposób poznać przyjaciół.

W Amazon Burns dwie dziewczyny rozmawiają ze sobą o tym, jak wyglądają ich rozmowy z mężczyznami na apkach. Czerpałam też z tego, jak sama rozmawiam z przyjaciółkami na ten temat. Wcześniej nie korzystałam z tych aplikacji. Gdy je zainstalowałam, to było to dla mnie bardzo nowe, bo dotąd nie rozmawiałam z ludźmi na podobnych zasadach. Tym mocniej mnie to uderzyło i łatwiej było mi to potem odzwierciedlić w tekście.

Dlaczego została Pani zablokowana?

Za każdym razem jak zaczynałam z kimś rozmawiać, przesyłałam gotowy tekst "cześć, piszę reportaż, czy chciałbyś wziąć w tym udział?". Już to mogło sprawić, że ludzie mnie blokowali. Mogłam też zostać uznana za bota, bo każdego witałam tak samo. Poza tym, jeśli ktoś się zgłaszał, to najpierw wysyłałam sporą ankietę dotyczącą podstawowych cech danej osoby - myślę, że była za długa.

Część osób uznawała, że mam fałszywe konto. Jestem już rozpoznawalną aktywistką, więc ludzie stwierdzali, że ktoś się pode mnie podszywa. Często dostawałam informację zwrotną, że to na pewno nie jestem ja i zostanę zgłoszona. Tłumaczyłam: "słuchaj, po pierwsze mam prawo być na aplikacji, a poza tym robię reportaż. A nawet jeśli nie, to też mogę korzystać z apki", ale to nie do końca ich przekonywało.

Czyli feministyczne aktywistki nie mają prawa do Tindera?

Myślę, że niestety nie. Pewnie wyobrażenie sobie, że mogłybyśmy być na Tinderze czy innej apce już jest dosyć trudne. No bo jak tak można - niby feministka, a tu prowadzi relacje romantyczno-seksualne

Zresztą faktycznie miałam już sytuacje z podszywaniem się pode mnie i fałszywymi kontami.  Kiedyś podałam swój numer telefonu do publicznej wiadomości - aby osoby, które potrzebują natychmiastowej pomocy po gwałcie, mogły od razu dzwonić. Ktoś założył na Snapchacie konto "Maja Staśko" i zaczął wysyłać wiadomości: "Słuchaj, ja uprawiam seks za kasę. Mogę ci zrobić loda za tyle, seks analny za tyle, a waginalny za tyle. Zadzwoń do mnie pod numer...". Jedna z obserwujących mnie osób to otrzymała i dosyć szybko ze Snapchatem udało mi się to zniszczyć w zarodku. Nie dziwię się więc, że po takich sytuacjach ludzie podchodzili z nieufnością do moich kont na apkach randkowych.

Jak obecnie przejawia się skierowany w Panią internetowy hejt?

Zawsze w dosyć podobny sposób. Codziennie dostaję wiadomości typu "zgwałciłbym cię", "mam nadzieję, że ktoś cię zgwałci", "rzuć się z mostu", czy groźby śmierci. W zależności od tego, co akurat napisałam, czy kto akurat ma ze mną problem - to takich wiadomości dostaję i kilkadziesiąt dziennie. Gdy jest spokojniejszy dzień, to kilka. Dzisiaj obudziła mnie na przykład groźba śmierci, ale można się pocieszać, że tylko jedna!

Dostaję też komentarze. Ludzie próbują mnie wyśmiewać, podważać moje słowa, czy moje zdrowie psychiczne. Dziś już mnie to nie smuci ani nie złości, a głównie zadziwia, że znajduję na Twitterze setki czy tysiące takich komentarzy. Po co ludzie tracą na to czas, dlaczego to robią? Czasami próbuję rozmawiać z hejterami i pytać ich o to. Zdarza się, że zmieniają wtedy zdanie albo mnie przepraszają. Okazuje się, że w prywatnej rozmowie, nawet i tekstowej - są to jednak ludzie. To nie trolle, zdehumanizowani hejterzy, tylko osoby, które w ten sposób przepracowują swoje emocje. I też może im być smutno, gdy powiem im "słuchaj, skrzywdziłeś mnie i jest mi teraz przez to ciężko". Ale są i tacy, którzy w reakcji na moją odpowiedź jeszcze ostrzej atakują i próbują mnie "zaorać".

Rozmawiał Marek S. Bochniarz

*Maja Staśko - aktywistka na rzecz praw kobiet, publicystka i krytyczka literacka. Autorka książki Gwałt to przecież komplement. Czym jest kultura gwałtu?, współautorka książki Gwałt polski.

  • Amazon Burns
  • reż. Robert Traczyk/Przemek Wojcieszek
  • tekst: Maja Staśko
  • 11.06, g. 20
  • Pracownia przy Gwarnej 7A
  • obowiązują zapisy - zgłoszenie poprzez formularz na stronie wydarzenia
  • bilety: 50 zł

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021