Kultura w Poznaniu

Teatr

opublikowano:

Drogi Czytelniku...

... ważne, żebyś był sobą. To, co mówisz ma znaczenie. Nie jesteś sam. Evan Hansen, główny i tytułowy bohater premierowego spektaklu w Teatrze Muzycznym, pisze do siebie, na prośbę lekarza, motywujące listy. Jeden z nich uruchamia lawinę... kłamstw. Są ofiary. Ale mam nadzieję, że również ocaleni.

. - grafika artykułu
fot. Dawid Stube

Najpierw - w 2015 roku, musical pokazano w Waszyngtonie. Zaledwie rok później grano go już na Broadwayu. W 2021 roku powstała filmowa adaptacja tytułu (można ją zobaczyć na popularnej platformie). Jest też książka, która w Polsce ukazała się nakładem Wydawnictwa Otwarte. Niestety nie widziałam jak młodzież zaczytuje się w niej w tramwaju w drodze do szkoły, jak kiedyś choćby w My, dzieci z Dworca Zoo. Ale może dlatego, że sama do pracy jeżdżę rowerem? Twórcy musicalu podczas 71. rozdania Tony Award odebrali kilka statuetek. Aktorzy z filmu Stephena Chbosky'ego z kolei nominowani byli do... Złotych Malin. Jaka przyszłość czeka realizację Teatru Muzycznego, pierwszej takiej na polskiej scenie?

Evan Hansen (na scenie w tej roli pojawił się Maciej Badurka) jest nastolatkiem. Zwykłym i niezwykłym jednocześnie. Nie lubi chodzić do szkoły. Ma problem w nawiązywaniu kontaktów. I gips na ręce (prawdziwy powód złamania poznajemy pod koniec historii), na którym nikt (no prawie) nie chce się podpisać. Nie ma za to przyjaciół. I nie czuje się komfortowo w grupie, ale jednocześnie chce gdzieś przynależeć. Wychowuje go mama. Ta jest pielęgniarką, bierze dodatkowe dyżury, wieczorami się uczy. Oczywiście bardziej dla Evana, niż dla siebie. Ale przez to nie ma jej w domu. Tata nastolatka zostawił ich, kiedy ten był dzieckiem. Teraz ma nową rodzinę, która jest dla niego ważniejsza.

W tej równie świetnej, co pogmatwanej historii Stevena Levensona - libretto powstało z inspiracji wydarzeniami z lat licealnych Benja Paska, autora muzyki i tekstów piosenek do tego musicalu - pojawia się też Connor Murphy (zagrał go Bartosz Sołtysiak), brat Zoe. To ona właśnie podoba się Evanowi. Ich rodzice - w przeciwieństwie do mamy Evana, mają dużo pieniędzy. Podobnie jak ona z kolei nie mogą się porozumieć z własnymi dziećmi. Connor nie stroni od używek, za to unika lekcji. A Zoe jest rezolutna, ale zamknięta w sobie. Nadążacie? Bo za chwilę wcale nie będzie łatwiej...

Młody Hansen w ramach terapii pisze sam do siebie listy. Przekonuje w nich, że warto być sobą, że dziś będzie dobry dzień. Ale nie tylko. Wyznaje też np. że chciałby, żeby wszystko było inaczej albo żeby to, co mówi, miało dla kogoś znaczenie. Jeden z listów trafia przypadkiem w ręce, a potem... kieszeń Connora. Znajdują go rodzice nastolatka, po tym jak chłopak odbiera sobie kilka dni później życie. Hansen nie przyznaje się, że jest jego autorem. Nie zaprzecza również temu, w co wierzy albo chce wierzyć rodzina Connora. Że ich syn miał prawdziwego przyjaciela.

Evanowi za parę dych pomaga "przyjaciel rodziny". Wspólnie piszą mejle, które to niby wcześniej wysyłali do siebie chłopacy, konstruują ich wspólną historię z Connorem. Zoe się trochę dziwi, że ich nigdy nie widziała razem, znajomi ze szkoły, początkowo też nie dowierzają. Ale wszyscy solidarnie włączają się w internetowy "projekt Connor" i zbierają pieniądze na ocalenie sadu, gdzie rzekomo ukradkiem spotykali się nastolatkowie. No i oczywiście też zwyczajnie plotkują, a nawet, w tak krytycznej sytuacji, próbują się wylansować.

O takich spektaklach jak Drogi Evanie Hansenie pisze się diabelnie trudno. Bo ten musical jest swoistym apelem i dotyka szalenie dziś ważnych tematów (na szczęście już niemarginalizowanych), jak zdrowie psychiczne nastolatków, lęki, depresja czy uzależnienie od mediów społecznościowych. Ale jednocześnie jest też zrealizowanym na profesjonalnej scenie spektaklem, na który kupuje się bilet i którego elementy można wyliczyć i ocenić. Nie jest to żaden oddolny akt twórczy.

Wśród podjętych tematów jest też miłość, przyjaźń, komunikacja czy w końcu relacja z rodzicami. Świetne w roli mam były: twardo stąpająca po ziemi, ogarniaczka wszystkiego Dagmara Rybak (w roli Heidi Hansen); dystyngowana i powściągliwa w wyrażaniu uczuć Agnieszka Wawrzyniak (jej przypadła postać Cynthi Murphy), oraz jej mąż (gra go Radosław Elis). I to właśnie chyba rola taty Connora, obok kreacji Zoe (świetna Iga Klein), czyli jego córki, podobała mi się najbardziej. Moim zdaniem ta dwójka najbardziej poczuła kim ma być na scenie.

Spektakl trwał trzy godziny i pewnie równie długo można by wyliczać jego lepsze i słabsze momenty, ale skupmy się na tych kluczowych. Zdecydowanie mocną stroną jest obsada spektaklu (część już wymieniłam). Fantastyczne jest choćby to, że młodzi grają młodych. Błahostka? Być może. Ale przynajmniej ja nie czułam w ich kreacji żadnego fałszu. Chcę też wierzyć, że młodzież rzeczywiście mówi tak jak bohaterowie Drogi Evanie Hansenie. Że takich Evanów (choć to oczywiście nie jest dobre) nazywa się "przegrywami", ale można też "dzbanami", że dziś nie "pali się zioła" tylko "jara stuff". Siedzący na widowni młodzi ludzie nie wzdychali i nie komentowali tego, co słyszą, więc jestem naprawdę dobrej myśli. Specjalnie z resztą poszłam na premierę młodzieżową (swoją drogą w Światowy Dzień Zapobiegania Samobójstwom), bo chciałam zobaczyć ich reakcje, trochę po (d)słuchać w czasie przerwy. Niewiele się dowiedziałam, ale czasem na refleksję trzeba poczekać chwilę dłużej.

Ale zdziwiłam się też, muszę to napisać, bo nikt nie płakał, nie złapał za rękę kolegi/koleżanki obok (oczywiście mogli to zrobić widzowie w innym rzędzie), szeptów też było jak na lekarstwo i nikt nie opuścił widowni. Czyżby ciężar, który musieliśmy unieść jako publiczność, był akurat? Z drugiej strony nie ma we mnie zgody na taki być może pozorny brak (spektakularnej) reakcji, na brak złości, zarówno na widowni jak i na scenie. Chyba właśnie jej najbardziej zabrakło mi w tej realizacji. Złości, którą można przecież wyśpiewać! Gitara elektryczna nie musiała być tylko rekwizytem.

Drogi Evanie Hansenie, do czego przyzwyczaił już nas Teatr Muzyczny, został zrobiony z rozważnym rozmachem. I to na wielu płaszczyznach: od licznej obsady, przez projekcje wideo, po obrotową scenografię - pokój Evana w mgnieniu oka zamieniał się w salon państwa Murphy. Od czasu do czasu na scenie pojawiały się również szkolne szafki. Sądzę, że gdyby posadzić na widowni młodzieżową cześć obsady musicalu, ta wtopiłaby się w tłum.

W końcu też Drogi Evanie Hansenie to nie tylko kultowe już piosenki wykonywane przez głównego bohatera, jak choćby Waving Through a Window czy For Forever, oczywiście w tłumaczeniu, którego słuchało się całkiem przyjemnie. Ale też absolutnie nie gorsze (a czasami nawet lepsze) mikro i makro wykonania pozostałych aktorów. Brawa choćby dla Joanny Rybki (wystąpiła w roli Alany Beck), która była kwintesencją młodzieńczej - zarówno energii, jak i zniechęcenia. Muzyka utrzymana w tej samej stylistyce (popowej, przystępnej) była liryczna (to nie to samo, co smutna) i spodziewana, niezaskakująca. Ale twórcy zmieścili w Drogi Evanie... również coś radosnego, choć może nie od razu porywającego do tańca.

Owacjom nie było końca, więc to znaczy, że młodzieży się podobało. Że istnieje realne ryzyko, że po spektaklu ich kanały zaleje hasło #niejesteśam. I to jest bardzo ok!

Monika Nawrocka-Leśnik

  • Drogi Evanie Hansenie
  • reż. Paweł Szkotak
  • Teatr Muzyczny
  • recenzja z 10.09

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024