Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

MY NAME IS POZNAŃ. Sobie i innym winien

- Grając na gitarze akustycznej, można cały czas odkrywać coś nowego, tym instrumentem bardzo trudno się znudzić. I to szalenie intrygujące, że można na niego przenieść nawet to, co zagrałby cały zespół! - mówi Michał Obrębski, poznański gitarzysta, autor płyty Between feelings and duty.

. - grafika artykułu
Michał Obrębski, fot. Andrzej Majos

Powiedziałeś kiedyś, że trudno opisać uczucia, które towarzyszą Ci podczas grania. Muszę jednak o nie zapytać w kontekście Twojego albumu Between Feelings and Duty, w końcu są one nawet w jego tytule. Które z uczuć miały więc największy wpływ na charakter tej płyty?

Utwory na ten album tworzone były w dość dużych odstępach czasu, więc tych emocji towarzyszących jego powstaniu na pewno było sporo! (śmiech) Jestem osobą, której o rzeczach leżących na sercu najłatwiej opowiada się muzyką, ale myślę, że dzięki temu w życiu osobistym mam nieco więcej przestrzeni na pozytywne aspekty. Przykładowo - utwór Twist of Fate tworzyłem w zacisznym, małym budynku na łące i do dziś granie go wywołuje we mnie spokój, ale i nostalgię. Podobnie jest z utworem In My Head. Swoją drogą były to czasy pandemii - tak jak w przypadku Unpredictable, który opowiada właśnie o nieobliczalności sytuacji, które dzieją się dookoła i na które nie mamy wielkiego wpływu. Z kolei Looking Forward jest raczej pogodnym utworem i zawsze kojarzy mi się z latem oraz wakacyjną beztroską, to w jego przypadku ewidentnie musiałem być wściekły (śmiech).

Tytuł albumu zaintrygował mnie również z powodu zawartego w nim "obowiązku". O czym dokładnie mowa?

W tłumaczeniu to słowo zawsze jakoś bardziej pasowało mi jako "powinność", która w zasadzie jest synonimem, a jednak niesie za sobą nieco inne znaczenie i jest dla mnie nieco lżejsza. Tytułowy utwór opowiada o bliskiej mi osobie, która musiała stanąć przed wyborem - iść za uczuciami, za własnym głosem, czy pełnić swoją powinność. Zazwyczaj takie decyzje do najprostszych nie należą, mimo że słowa opisujące obie te drogi mogą mieć zupełnie pozytywny wydźwięk. W kontekście tego tytułu myślałem o "obowiązku" wobec siebie lub innej osoby. To może być obietnica albo zapisana przez "siłę wyższą" reguła, której musimy się trzymać, albo po prostu własna zasada. A swoją drogą nie ma co ukrywać, że obowiązków w życiu wszyscy mamy całkiem sporo. (śmiech)

Jesteś jednym z najpopularniejszych polskich gitarzystów grających techniką fingerstyle. Co najbardziej ekscytuje Cię w tej technice? To w końcu wymagająca i nietypowa metoda, w pewnym sensie z gitarzysty stajesz się człowiekiem orkiestrą.

To prawda, trochę tak jest. (śmiech) Myślę, że istotny jest fakt, że grając na gitarze akustycznej, można cały czas odkrywać coś nowego, tym instrumentem bardzo trudno się znudzić. I to szalenie intrygujące, że można na niego przenieść nawet to, co zagrałby cały zespół - osobno zagrać linię basu, harmonię, melodię, perkusję. To daje również możliwość przekazania emocji w dość osobisty sposób, co też jest fascynujące, choć czasem - w praktyce, graniu - trochę stresujące. (śmiech)

Trudno Cię zaklasyfikować. Jazz, rock progresywny, flamenco, elektronika - to wszystko można znaleźć w Twojej muzyce. Pełen twórczy niepokój! Czy można powiedzieć, że odzwierciedla on Twój charakter, czy może jest pewnego rodzaju przeciwwagą?

Oj, myślę, że to mnie odzwierciedla... Zawsze uwielbiałem poszukiwać, a potem łączyć znalezione puzzle i tworzyć z nich obraz. W dzieciństwie słuchałem dużo rocka. Tego progresywnego trochę później, a stamtąd było już niedaleko do jazzu. Swoją drogą ponoć pomysł, by użyć pudła rezonansowego jako perkusji, pojawił się jako pierwszy właśnie w muzyce flamenco... A co do mojego charakteru, myślę, że mógłbym się pod twoim stwierdzeniem podpisać, choć może nie do końca pasuje do mnie słowo "niepokój" - on raczej jest moim odbiciem w muzyce. Często, kiedy jestem czymś zdenerwowany lub na coś zły, biorę instrument do ręki. Pamiętam, jak kiedyś wróciłem po niespecjalnie udanej podróży do Stanów Zjednoczonych, do których w rezultacie nawet nie udało mi się dostać, choć było już naprawdę blisko. Wtedy pierwsze, co zrobiłem, to pojechałem na noc do studia i zacząłem nagrywać kolejny utwór. W życiu raczej staram się być spokojną osobą.

No właśnie, grasz nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Klubowa publiczność na Wyspach to wdzięczni słuchacze?

Tamtejsza publika była naprawdę znakomita! Dużo było osób przychodzących na koncert po prostu w celu posłuchania muzyki, ze szczerą chęcią poświęcenia swojego czasu i spędzenia go wspólnie. Pamiętam, że po tych koncertach zawsze chętnie wchodziliśmy w dyskusje, jakąś wymianę inspiracji, z niektórymi osobami udało mi się porozmawiać dłużej. Miałem przyjemność być goszczonym przez cudownego Anglika, który jest byłym policjantem, a teraz prowadzi przepiękne miejsce, w którym miałem okazję zagrać. Poczęstował mnie przepyszną whisky, puścił Stinga i przesiedzieliśmy tak do białego rana. Dzięki niemu dużo dowiedziałem się o tym kraju, o tym, jaka jest Wielka Brytania, i przez to jeszcze bardziej ją polubiłem. Bardzo miło wspominam ten czas i mam już plan, by w niedalekiej przyszłości tę podróż powtórzyć.

Skoro już o klubach mowa: "Problem polega na tym, że wiele knajp mogłoby zapłacić muzykom, ale woli zatrzymać te pieniądze dla siebie. Często gra się za kufel piwa, co nie każdego satysfakcjonuje". To Twoje słowa sprzed pięciu lat, kiedy rozmawialiśmy na krótko przed pandemią. Czy Twoim zdaniem coś się w tej kwestii zmieniło? Jak obecnie wygląda sytuacja koncertów klubowych w Polsce?

Zacząłbym od tego, że klubów jest coraz mniej... Wydaje mi się, że po pandemii trochę zmieniła się nasza dynamika wychodzenia do takich miejsc. Po drugie, teraz jest jeszcze więcej sytuacji, kiedy to artysta płaci klubowi, a nie na odwrót. W pewien sposób jest to nawet zrozumiałe, bo właściciele klubów też nie mają dziś łatwo, a przecież również muszą wykonać wiele pracy, by taki koncert się odbył. Często po prostu nie mają z czego zapłacić! Z tego typu niesympatycznymi sytuacjami spotykam się na szczęście rzadko. W zdecydowanej większości przypadków można się w dobry i zdrowy sposób dogadać - z korzyścią dla obu stron, co jest ważne, bo w końcu gramy w tej samej drużynie.

Od czasów pandemii mapa klubowa Poznania nieco się zmieniła. Pojawiły się nowe miejscówki, a kilka zniknęło... Masz jakieś ulubione? I jak podoba Ci się odnowiony Blue Note?

Bardzo ładnie odnowili to wnętrze, powiększyli scenę. Widzę, że cały czas dzieją się tam fajne rzeczy, robią jam session, stworzyli orkiestrę ze świetnych poznańskich muzyków, co bardzo mnie cieszy! Może niebawem pojawi się okazja, by tam wystąpić. Jednak muszę być szczery, że wspomnienia po starym Blue Note będą we mnie jeszcze długo... Dużo dobrego dzieje się też w Domu Tramwajarza, gdzie organizują sporo koncertów i mają pyszne gruzińskie jedzenie. Dobrze dzieje się w niemalże historycznym już SARP-ie, w którym miałem przyjemność zrobić premierę teledysku i koncert, dobrze dzieje się w Dragonie... Ale zdecydowanie brakuje mi takiego miejsca, jakim był klub U Bazyla!

Chociaż ostatnio najczęściej występujesz solo, to na scenie często towarzyszą Ci goście, na przykład Gabriel Fleszar. Jak się poznaliście? Wielu ludzi kojarzy go z przeboju Kroplą deszczu, ale ostatnio coraz częściej pojawia się na niezależnej scenie elektronicznej, choćby w projekcie z poznańskim producentem Qlheadem. Teraz współpracuje z Tobą. Nie myśleliście o wspólnym materiale?

Poznaliśmy się u wspólnego znajomego, który ma studio nagrań w przepięknym miejscu. Chyba mieliśmy wtedy razem poprowadzić jakieś warsztaty. Kiedy podjęliśmy decyzję o koncercie w Warszawie, zadzwoniłem do Gabriela, on zgodził się gościnnie wystąpić, a ja miałem przyjemność zaaranżować na nowo jego przeboje na technikę fingerstyle. Co jakiś czas pojawiają się pomysły, by jeszcze wspólnie coś zrobić, więc kto wie? Swoją drogą podczas poprzedniej trasy zaprosiliśmy jeszcze kilka osób, choćby Gosię "Siarę" Witkowską na koncert w Gorzowie, a na występ w Poznaniu - Natalię Świerczyńską, z którą współpraca nawet potoczyła się już nieco dalej. Niedługo będziemy mogli zdradzić więcej!

Rozmawiał Sebastian Gabryel

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024