Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

MY NAME IS POZNAŃ. Siding, czyli po prostu "kliknęło"

- Cieszymy się, że udało nam się spotkać, i chyba sami się nie spodziewaliśmy, że stworzymy razem coś, co da nam tyle satysfakcji. Muzycznie Siding jest dla nas czymś zupełnie nowym, ale nie będziemy ukrywać, że nasze wcześniejsze doświadczenia mają ogromny wpływ na funkcjonowanie tego zespołu - mówią członkowie poznańskiego zespołu emo Siding, który niedawno wydał swoje debiutanckie Demo.

Czarno-białe zdjęcie koncertu. Na pierwszym planie mężczyzna w okularach śpiewa do mikrofonu. - grafika artykułu
fot. Rogoziński Digital

Kiedy niedawno wydaliście swoje Demo, moją pierwszą myślą po jego przesłuchaniu było: "Gdyby wszystkie kapele nagrywały takie demówki, byłoby pięknie". Przedstawiacie się jako "piękni i uzdolnieni", a ja dodałbym, że mimo tych przechwałek pozostajecie skromni, bo te utwory brzmią tak dobrze, że moglibyście śmiało zrobić z nich pełnoprawną epkę. Skąd ta wydawnicza ostrożność?

Po pierwsze, dzięki za miłe słowa! Dziś - w erze cyfrowej - granica między demem a epką trochę się zaciera. To po prostu nasze pierwsze nagrania, którymi mogliśmy się podzielić. Wiedzieliśmy, że materiał sprawdza się na koncertach, ale nie mieliśmy pojęcia, jak on zabrzmi w wersji studyjnej, więc tym bardziej cieszymy się z tak pozytywnego odbioru. Poza tym - "demo" brzmi bezpieczniej. (śmiech)

"Melancholijny hardcore" - to moim zdaniem najlepsze dla niego określenie, ale chciałbym zapytać, co te utwory znaczą dla Was osobiście? Mam wrażenie, że podczas prób poczuliście, że po prostu musicie je z siebie wyrzucić, a efektem tego było nagromadzenie emocji, które nie mogły znaleźć ujścia w inny sposób. Dobrze myślę?

Tak, nasza muzyka i teksty to zdecydowanie swego rodzaju lustro - obraz tego, co nosimy w sobie. To opowieść o nas, o naszych przeżyciach, emocjach, radościach i smutkach. W naszym zespole nie ma lidera, który dyktowałby warunki. Każdy może dodać coś od siebie, a wszystkie decyzje podejmujemy wspólnie. To, co znajduje się na Demie oraz w innych naszych piosenkach, to po prostu wypadkowa naszej piątki.

Siding wyrasta z wielu innych zespołów. Ich lista jest długa - Revive, Apatia, Róża Luksemburg, Late Nights, Lockdown, Pacemaker. Na ile doświadczenia zdobyte w tych grupach wpływają na Waszą obecną twórczość? Czy można ją określić jako kontynuację myśli rozpoczętej w tamtych kapelach, czy raczej jako nowy zwrot?

Po pierwsze, na pewno cieszymy się, że udało nam się spotkać, i chyba sami się nie spodziewaliśmy, że stworzymy razem coś, co da nam tyle satysfakcji. Muzycznie Siding jest dla nas czymś zupełnie nowym, ale nie będziemy ukrywać, że doświadczenie, o którym mówisz, ma ogromny wpływ na funkcjonowanie tego zespołu. Wiemy, jak razem pracować, jak ustawić brzmienie, żeby nie wchodzić sobie na głowy, jak tworzyć nowe numery, jak przyjmować od siebie konstruktywną krytykę. To z pewnością jeden z najważniejszych czynników, który sprawił, że tak szybko między nami "kliknęło".

Cofamy się w czasie, wchodzę do Waszych pokoi, jakie płyty w nim znajdę, które na pewno nie będą pokryte kurzem? Bez jakich zespołów nie byłoby Was?

Chyba nie ma tyle czasu, by wspomnieć o wszystkich zespołach, które nas ukształtowały. Każdy wytypowałby inne: Daniel - Indian Summer, Blur i Złodziei Rowerów, Krzysiu - Nomeansno, So Much Hate i Ignite, Michał - Modern Baseball, Parkway Drive i Casey, Wojtek A. - April, Coalition i Defeater, a Wojtek T. - Fugazi, Satanic Surfers i Jimmy Eat World.

Pytam, bo postawiłbym na to, że gdyby przeprowadzić sondę uliczną na temat tego, czym jest emo, sporo osób odpowiedziałoby, że to ta subkultura, w której nastolatki farbowały sobie włosy na czarno, nosiły mroczny makijaż i słuchały My Chemical Romance. Czy uważacie, że ten stereotyp nadal pokutuje?

Nie oceniamy, co jest prawdziwym emo, a co nie. Podobno w tej chwili jest już czwarta jego fala. Dla nas to, co gramy, jest odbiciem emocji, które są w nas, i dlatego w ten sposób to określamy. Uważamy, że każda muzyka może być emo i na swój sposób na pewno jest, nie biorąc przy tym udziału w żadnych przepychankach. Poza tym bez takich stereotypów nie byłoby wielu fajnych imprez, jak choćby Ultimate Emo Party, na której ostatnio mieliśmy przyjemność zagrać.

Mówiąc o rocku ogólniej - niedawno w jednym z polskich dzienników przeczytałem analizę sceny rockowej w Afryce, której autor konkluduje, że podczas gdy na Starym Kontynencie i w USA raczej niewiele się dzieje, to reszta świata kipi pomysłami. Jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Coś się popsuło, coś się wyczerpało czy to tylko wrażenie spowodowane innymi trendami w mainstreamie?

Szczerze mówiąc, nie bardzo interesujemy się mainstreamem i nie chcemy się tym zajmować. Główny nurt skupia się na generowaniu zysków, między innymi poprzez kreowanie mody na konkretny gatunek. Nie śledzimy tego na tyle, by móc stwierdzić, jaki jest powód nastawienia na taki czy inny rodzaj grania, ale jeśli chodzi o szeroko rozumianą muzykę niezależną, to w niej ciągle pojawiają się, naszym zdaniem, nowe i ciekawe zespoły. Na naszej lokalnej scenie znamy wiele twórczych i utalentowanych osób, które wciąż są aktywne artystycznie. Czy u nas, czy za granicą - wystarczy trochę poszukać, żeby trafić na prawdziwe perełki.

Wesołe melodyjki, smutne krzyczenie i szybkie riffy - tak zaprezentowaliście się na demie. A w jakim kierunku zmierzacie na debiutanckim albumie? Kiedy będziemy mogli go posłuchać?

Aktualnie skupiamy się na graniu koncertów, na które serdecznie zapraszamy! Powoli powstają nowe piosenki, których będzie można posłuchać, ale na razie nie mamy żadnych konkretnych planów nagraniowych. Wiesz, wszyscy mamy pracę, rodziny, niektórzy z nas dzieci i inne obowiązki, więc działamy raczej spontanicznie, na tyle, na ile możemy. Oczywiście bardzo chcielibyśmy wypuścić nowy materiał, ale szczerze, to jeszcze o nim nie rozmawialiśmy. (śmiech) Jeśli chodzi o kierunek, to na pewno będziemy trzymać się tego, w czym jest nam dobrze. To możemy obiecać!

Rozmawiał Sebastian Gabryel

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024