W sukurs polskiemu kinu przyszedł bowiem Xawery Żuławski, reżyser odważny i poszukujący, na dodatek zdążył wstrzelić się w pandemię, która może i nam już nieco spowszedniała i do której zdążyliśmy się przyzwyczaić, ale która być może - jak przekonuje fabuła - niejeden raz nas jeszcze zaskoczy.
Zaskoczyła z pewnością nastolatków z warszawskiego liceum, którzy w swoich prawdopodobnie najlepszych młodzieńczych latach, poza sporadycznymi wypadami w obowiązkowych maseczkach na protesty w obronie klimatu, zostali przykuci do swoich domów i monitorów. W dniu matury przyszedł jednak czas, by powiedzieć lockdownowi dość - Kamil Wilk, syn bogatego przedsiębiorcy zajmującego się składowaniem odpadów, postanowił zorganizować szaloną imprezę w położonym blisko morza dworku swojego rodziciela i zaprosić na nią kogo tylko się da. Mają się zatem na niej zjawić nie tylko licealiści, ale też przypadkowo spotkane harcerki, lokalni handlarze narkotyków, prepers o twarzy Sebastiana Fabijańskiego, a nawet Tola Ebola. Tymczasem zło czai się w Bałtyku - wszechobecne sinice właśnie otrzymały potężnego boostera w postaci groźnych chemikaliów i zamieniają korzystające z kąpieli osoby w krwiożercze zombie.
Podobnie jak w Wojnie polsko-ruskiej, Żuławski czyni obraz dynamicznym i hiperaktywnym, zwłaszcza na początku, kiedy młodzi bohaterowie na potęgę korzystają z mediów społecznościowych. Jest więc z jednej strony Apokawixa filmem mocno osadzonym w świecie współczesnej młodzieży, ich selektywnie wybranych problemach, rozpiętych tu między starciami z policją podczas marszów klimatycznych a potrzebą zdobycia na wieczorną imprezę odprężających pigułek. Z drugiej strony jednak, sami bohaterowie wydają się niespecjalnie zajmujący i to mimo poświęconej im niemałej ilości ekranowego czasu - to trochę postacie symbole, polscy nastolatkowie, którzy wreszcie udowadniają, że nie są gorsi od swoich amerykańskich odpowiedników i też potrafią zorganizować obłędnie głośną imprezę. Taką, która potrafi nawet obudzić umarłych.
Choć w kolczugach i przyłbicach, które znajdują w XVII-wiecznym dworku, nie da się zaprzeczyć, prezentują się pysznie, zwłaszcza z perspektywy ścigających ich wygłodniałych trupów. Na imprezie bryluje natomiast wspomniany Fabijański, zdziczały prepers od lat żywiący się korzonkami i wytwarzający prąd na rowerku do ćwiczeń podłączonym do agregatora, pamiętający wciąż jednak, ku uciesze imprezowiczów, do czego służy gitara elektryczna. Niezłą postać ma również Cezary Pazura, choć jego relacja z córką wymagałaby nieco większej uwagi. Na dokładkę możemy zobaczyć Tomasza Kota, ale ma on tak mało do roboty, że zapewne pojawił się na liście płac w celach czysto marketingowych.
Apokawixa Żuławskiego jest filmem mającym odpowiednią dynamikę, nasyconym odpowiednią dawką humoru i unurzanym, również odpowiednio, w śluzie i krwi. Choć nie ukrywam, poszczególne wątki chętnie ujrzałbym w nieco innych proporcjach - wstęp jest zdecydowanie zbyt długi, walki o przetrwanie, która zazwyczaj stanowi istotę filmów o apokalipsie zombie, mało, a zakończeń przynajmniej kilka i to ostatnie z ostatnich niekoniecznie jest tym najlepszym. Mimo to Żuławski może spokojnie umieścić Apokawixę na półce obok Zombielandu czy Wysypu żywych trupów, prawdziwie udanych komedii z żywymi trupami w tle. A przy okazji z dumą oznajmić, że Polacy nie gęsi, też swoją zombie apokalipsę mają.
Adam Horowski
- Apokawixa
- reż. Xawery Żuławski
@ Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022