PROSTO Z EKRANU. Resztki
Wprawdzie na ekranach polskich kin Vortex Gaspara Noé jest już od połowy września, jednak po spontanicznym obejrzeniu tego filmu nie mogę się powstrzymać, by nie napisać o nim w tym cyklu. Zasługuje bowiem na uwagę bardziej niż każda zeszłotygodniowa premiera.

Zadedykowany "wszystkim tym, których mózg umrze szybciej od serca" Vortex to historia starszego małżeństwa granego przez dwie ikony francuskiego kina - Françoise Lebrun i Dario Argento. Ona - emerytowana doktor psychiatrii cierpiąca na postępującą demencję starczą. On - teoretyk kina i pisarz z poważnymi problemami krążeniowymi. Dzięki niespiesznej (a to i tak mało powiedziane, czas sączy się tutaj jak piasek w starej klepsydrze) akcji obserwujemy ich do bólu zwyczajne życie wypełnione resztkami pracy i pamięci oraz zwyczajną, codzienną krzątaniną pośród nagromadzonych przez lata książek, obrazów, pamiątek i szpargałów. A także leków, bo w ich wieku i kondycji te zajmują coraz to większą przestrzeń stołów, biurek i nocnych stolików, tylko odrobinę opóźniając to, co i tak musi nastąpić.
Gaspar Noé tym razem bez wątpienia zaskakuje swoich wiernych widzów w zupełnie inny sposób niż dotychczas. Jak głosił opis filmu: "Życie to krótka impreza, która wkrótce zostanie zapomniana". I właśnie to zdanie najlepiej obrazuje ideę, która - jak mniemam - przyświecała reżyserowi podczas pracy nad Vortexem. Po serii filmów zawierających hedonistyczne obrazy szalonej zabawy, nieskrępowanej seksualności, nieskrępowanego picia i ćpania czy niespotykanej dotąd w kinie brutalności (Nieodwracalne, Wkraczając w pustkę, Love, Climax), reżyser drastycznie zwalnia tempo i zatrzymuje pędzącą dotąd bez limitu prędkości maszynę wyobraźni. Vortex jest kwintesencją kina realistycznego i porażająco przejmującego, ale znajdującego się na zupełnie przeciwległym biegunie. Właśnie to czyni go tak wyjątkowym, a przy tym - jeśli uświadomimy sobie kulisy jego powstawania - onieśmielająco wręcz osobistym. Nie bez znaczenia jest tu przecież fakt, że Noé sam niedawno otarł się o śmierć, a także na własnej skórze przekonał się jak wygląda odchodzenie rodzica w świat niepamięci. Takie doświadczenia zmieniają człowieka, każą mu zatrzymać się na chwilę i przedefiniować wszystko, co do tej pory robił ze swoim życiem.
Oto więc obserwujemy na ekranie jak bardzo niefilmowo może wyglądać stopniowe znikanie ze świata - takie, w którym najpierw odchodzi umysł, dopiero potem ciało. Jak trudno jest pogodzić się z tym procesem, i jak trudno obserwować go z boku (udana rola syna, Stephana, w którego wciela się bardzo przekonujący w swojej bezradności wobec choroby matki Alex Lutz). Jak wiadomo twórczość Noégo cechuje skrajny naturalizm, który w tym wypadku sprawdził się znakomicie. Bohaterowie są tak ludzcy i prawdziwi jak tylko mogą być będąc oddzielonymi od nas szkłem ekranu. Powolne (aż do znużenia) tempo filmu i prosty zabieg podzielenia ekranu na pół znakomicie utrwala uczucie bezradności, pustki i izolacji, z którymi utożsamiamy się od pierwszych minut filmu. Vortex naturalnie kojarzy się z Miłością Michaela Hanekego, który zdobył w Cannes Złotą Palmę dokładnie dziesięć lat temu. Dobrze, że co dekadę ktoś przytomnie wytrąca nas z szaleńczego pędu i brutalnie przypomina, że nasz zegar też tyka.
Anna Solak
- Vortex
- reż. Gaspar Noé
@ Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022