Wszystko poszło dobrze jest trochę jak Moje córki krowy Kingi Dębskiej, tyle że poćwiartowane na puzzle, porozrzucane, a następnie na powrót złożone, ale w zupełnie innej konfiguracji, i przefiltrowane przez inny rodzaj wrażliwości. Tutaj również mamy bowiem dwie siostry oraz ciężką chorobę rodzica. 85-letni André miał udar, co doprowadziło do częściowego paraliżu ciała oraz utraty życiowej samodzielności. Lekarze wieszczą poprawę zdrowia, ale pacjent doskonale zdaje sobie sprawę, że jego dalsza egzystencja nie będzie miała wiele wspólnego z jego dotychczasowym, pełnym aktywności życiem. Prosi więc Emmanuelle, jedną z córek, by pomogła mu z tym skończyć, póki jest świadomy i zdolny do podejmowania decyzji.
Poza kilkoma krótkimi scenami z przeszłości niewiele dowiadujemy się o tym, kim byli bohaterowie, a przede wszystkim ojciec rodziny - tylko tyle, że jako prężnie działający przemysłowiec i kolekcjoner sztuki nigdy nie narzekał na brak pieniędzy i garściami czerpał z życia. Poznajemy go głównie tu i teraz - jako nieco złośliwego schorowanego staruszka, a także toksycznego ojca, który nie znosi sprzeciwu. Emmanuelle i Pascale to z kolei kochające i pełne czułości córki, które, odsuwając w czasie wyjazd do Szwajcarii, gdzie przyjęcie śmiercionośnego koktajlu jest legalne, mają nadzieję, że ojciec w którymś momencie zmieni zdanie. Przy takim fabularnym fundamencie niejednego reżysera skusiłaby opcja rozważań natury etycznej, ale Ozon pozostaje daleki, jak to tylko możliwe, od akademickiej dyskusji - relacje między bohaterami rozgrywa na płaszczyźnie emocjonalnej, przemycając to, co najważniejsze między słowami.
Najważniejszą relację - między André a Emmanuelle - dźwigają weteran kina francuskiego André Dussollier oraz zdecydowanie zbyt rzadko widywana na ekranie w ostatnich latach Sophie Marceau. To Emmanuelle jest przy ojcu w tych najtrudniejszych chwilach (paraliż wiąże się z problemami natury fizjologicznej, których Ozon w filmie nie unika, ale też nimi nie epatuje), między nimi wyczuwa się silną i nierozerwalną więź. Pascale (Géraldine Palhais) pozostaje aktywna, ale nieco na uboczu, odsuwana na drugi plan przez rodziciela. Fantastyczną, choć niewielką rolę zaliczyła urodzona w Chorzowie niemiecka aktorka, muza Rainera Wernera Fassbindera, Hanna Schygulla - jako emerytowana urzędniczka, a teraz przedstawicielka szwajcarskiej instytucji zajmującej się eutanazją oraz prawdziwy anioł śmierci, zapada w pamięć na równi z głównymi bohaterami.
Wszystko poszło dobrze to kino czułe i głęboko humanistyczne. Można mieć Ozonowi za złe co najwyżej zbytnie podkręcenie dramaturgii pod koniec filmu, które paradoksalnie daje nieco wytchnienia od ciężaru trudnych relacji. Michael Haneke poszedłby pięć kroków dalej i zabrałby ci resztkę tlenu - mam ochotę powiedzieć, ale może właśnie dzięki finalnemu odcięciu największego balastu filozoficznego i psychologicznego Ozon pozostaje do końca tak bardzo ludzki.
Adam Horowski
- Wszystko poszło dobrze
- reż. François Ozon
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022