Od samego rana pogoda raczej nie zachęcała do wychodzenia z domu. Piątek rozpoczął się od burzy, która zmieniła Poznań w basen. Kiedy lokalne media pokazywały migawki z co bardziej podtopionych ulic, za oknem wciąż rozlegały się sygnały straży pożarnej. W pierwszej chwili można było pomyśleć, że aura zrobiła organizatorom Malty niezłego psikusa. Ale przecież w tym roku nie o wygodę jej uczestnika chodzi. Raczej o wyciągnięcie go ze strefy komfortu - odebranie przywileju "siedzenia i gapienia się" na scenę. Holenderska reżyserka Lotte van den Berg wymyśliła idiom, w ramach którego bierność to dla odbiorcy, choć na krótką chwilę, niedostępny luksus. Wygoda usypia. Potrafi przytępić odbieranie bodźców, osłabić zmysły, zdławić emocje. A przecież nie tego oczekujemy od sztuki.
Z deszczu pod rynnę
Tym razem droga z biura prasowego do Sceny Roboczej trwała nieco dłużej niż zwykle. Potężna wichura i wciąż padający deszcz na nikim nie zostawiał suchej nitki. Marzyło się już tylko o dotarciu do miejsca, w którym jest ciepło i nie wieje. Do miejsca, w którym za moment odbędzie się pierwszy spektakl z "Paradoksem widza" w tle. Przemoczeni i przewiani w końcu dotarliśmy do celu. W czasie oczekiwania pod drzwiami Sceny na rozpoczęcie "Extreme Voices", organizatorzy wręczyli nam... przeciwdeszczowe peleryny i folie na rzeczy osobiste. Aż chciało się marudnie żachnąć, że trochę za późno. I w ogóle po co nam te deszczowce? Przecież będziemy w budynku! Jeszcze nie wiedzieliśmy, jak niecne plany ma wobec nas szalona załoga Miss Revolutionary Idol Berserker.
Cisza przed burzą
Spektakl Japończyków może i był zapowiadany przez organizatorów jako "niezalecany osobom cierpiącym na astmę, klaustrofobię i epilepsję", ale takie ostrzeżenia przyzwyczailiśmy się traktować z przymrużeniem oka, jako dodatkową reklamę. Wchodząc do środka w kolorowych narzutkach, pstrokate wizualizacje na ścianach i, jak zażartował jeden z uczestników, "upierdliwy japoński pop", nie zapowiadały w tej kwestii niczego szczególnego. Do czasu pojawienia się na scenie Toco Nikaido - 26-letniej, podobno bardzo nieśmiałej dziewczyny z Tokio, założycielki grupy Miss Revolutionary Idol Berserker. W chwili jej przybycia na widowni skończyło się wszelkie myślenie. Można było już tylko chłonąć, a raczej poddać z rękami wyciągniętymi w górę.
Więcej, mocniej, szybciej
W ciągu jednej minuty filigranowy przybysz z kosmosu wypluł z siebie setki słów. Kipiał agresją, przerażał i dziwnie intrygował... Przebiegł w stronę ostatnich rzędów, by dzikim, histerycznym krzykiem przywołać taneczną armię pstrokatych opętańców. Do reszty pochłoniętych niepohamowaną konsumpcją. Odurzonych gnającą na złamanie karku popkulturą. Buchających rozdętą do granic pornografią. Obsesyjnie podekscytowanych nowymi technologiami. Rozrywanych przez setki aplikacji w coraz to nowszych modelach smartfonów. Ta pretensjonalna litania mogłaby nie mieć końca, bo i taki jest dzisiejszy świat. Doszczętnie pogrążony w chaosie, czego Japonia jest najdoskonalszym przykładem.
Posłuchaj, jak szumi świat
Setki decybeli atakowało bębenki do granic wytrzymałości. Bezlitosny jazgot wysokich częstotliwości wwiercał się w głowę, a ciężkie basowe pomruki wprawiały wątrobę w transowy ruch. Dopiero zasłaniając uszy, można było wyłuskać muzykę. Piosenki z radiowych playlist, grające naraz i w różnych tempach. W tym sonicznym chaosie nie można było się odnaleźć. Ktoś mógłby powiedzieć, że siłą rażenia przypominał koncert Merzbowa - japońskiego mistrza muzyki noise. Ale nie potrzeba wyrafinowanych porównań, kiedy odniesienie możemy znaleźć... we wszystkim co nas otacza.
Tu i teraz, naraz, zaraz
Tancerze Miss Revolutionary Idol Berserker krzyczeli i atakowali nas zupełnie jak nowoczesność. Odbijała się na ich wykrzywionych twarzach, można było ją dojrzeć w ich wybałuszonych oczach. Co kilka minut, pomiędzy kolejnymi do bólu infantylnymi choreografiami, zeskakiwali ze sceny wdzierając się pomiędzy rzędy. Ogłuszeni nieznośnym hałasem i narkotycznymi światłami bijącymi z każdego miejsca sceny, nie mieliśmy siły z nimi walczyć. Mogli zrobić z nami wszystko. Polewać wodą, obrzucać czarno-białą mazią dziwnie śmierdzącą rybą. A potem posypać konfetti i świecić latarkami po oczach. Wrzeszczeć do ucha, szturchać, wyganiać na scenę, beztrosko wymachując czym popadnie. Robić sobie selfie "z dziubkiem" siadając nam na kolanach, całować się język w język kilka centymetrów przed naszą twarzą.
Nic się nie zmieniło
Szokujące? Nowe? Ani jedno, ani drugie. "Extreme Voices" to tylko inwazyjna kumulacja tego, z czego składa się rzeczywistość. Działająca jak najlepsze katharsis. Bo wychodząc na zewnątrz, mimo wciąż potężnego wiatru, słychać było tylko ciszę. Brzmiała niecodziennie jak na jedną z większych ulic Poznania w godzinach szczytu. Wręcz można było trochę żałować, że słuch powrócił do formy tak szybko. Już po chwili po skrzyżowaniu przemknął mały samochód z megafonem na dachu, krzycząc do przechodniów o nowej super pożyczce...
Sebastian Gabryel
- Malta Festival 2016: Miss Revolutionary Idol Berserker "Extreme Voices"
- Scena Robocza
- 17.06