Jak opisać tę książkę? Na przykład jako pełnokrwisty kupaż tradycyjnej powieści sensacyjno-paranoicznej spod znaku Ludluma, wiecznie młodej polskiej prozy (raczej w odmianie Żulczyka z czapką z daszkiem niż family friendly Małeckiego) oraz filmu Sala samobójców. Hejter Komasy. W bukiecie tego cierpkiego napitku rozpoznamy też charakterystyczne akcenty sci-fi (z rodziny dystopijno-socjologicznej) i, oczywiście, liczne niuanse marketingowo-korporacyjne. Satysfakcjonujący finisz natomiast kieruje nasze skojarzenia w stronę political-fiction. O ile zatem bohaterowie Rogoży mówią o precyzyjnym targetowaniu określonych baniek, o tyle zdaje się, że Konwersja jest wzorcowym przykładem prozy środka, która ma szansę, przy odrobinie wsparcia blurbowych pisarzy, osiągnąć niezły sukces komercyjny.
Główni bohaterowie powieści to trzydziestoletnia Helena Różewicz, dziennikarka freelancerka, której pieniądze się raczej nie trzymają, oraz nieco młodszy Adrian Klimke, bardzo udany pozycjoner z agencji kreatywnej Theatro Umbra. Ona po odejściu z prasowego molocha próbuje wyżyć z pojedynczych zleceń, on natomiast z powodzeniem kreuje kolejne gwiazdy medialne. Jego najświeższy projekt to Amal, piosenkarka syryjskiego pochodzenia, która ma jednocześnie zawojować kartę "na czasie" YouTube oraz Gorącą 20 Radia Eska, jak i nieco osłabić ksenofobiczne nastroje społeczne. Wokół Heleny i Adriana orbitują satelity - koledzy i koleżanki, przełożeni, gwiazdy ich managerowie, a nawet zjawy.
Gdy zdesperowana kobieta, pragnąc zwrócić na siebie uwagę potencjalnych pracodawców, publikuje artykuł o samobójstwie słynnej instagramerki, trafia na niepokojące powiązania między zmarłą dziewczyną a innymi osobowościami medialnymi. Kierując się poszlakami i tajemniczymi gestami, trafia do Adriana i Theatro Umbra. A jak dowiadujemy się już pierwszych stron powieści, kodeks etyki realizacji usług tejże agencji, jeśli tylko istnieje, z pewnością pisał sam diabeł.
Helena podczas śledztwa trafia do świata, o którym nie miała pojęcia. Rzeczywistość jest w nim kwestionowana na każdym kroku, każdy dowód może być spreparowany, a ludzie są formatowani poprzez traumy wywoływane przez pozycjonerów. Albo nawet nie istnieją i są tylko zapewniającymi konwersje awatarami. Helena jest zmotywowana, żeby poznać całą prawdę o Theatro Umbra i podobnych tworach, wkrótce jednak dostaje pierwsze pogróżki i rozpoczyna się rasowy thriller.
Jednak to nie ta mroczna intryga skradła moje serce. Rogoża zaimponował mi niezwykłą starannością w opisie szeroko rozumianej branży marketingu internetowego. Produkcja dziesiątek nafaszerowanych frazami artykułów blogowych i sponsorowanych, które czyta wyłącznie autor w poszukiwaniu literówek (i to z odrazą), sześciocyfrowe liczby wypluwanych ze wściekłością znaków i takiej też wielkości kary umowne - to rzeczywistość pracy copywritera w agencji SEO, z którą zapoznał się też Adrian. A czy można na przykład uczciwie pracować i mimo to nie mieć ubezpieczenia zdrowotnego? Oczywiście, że można i przekonała się o tym Helena. A można nie mieć prawa jazdy i nie nawet o nie nie zabiegać? A można, naturalnie. Z drugiej strony fakt, że Helena jest w stanie utrzymać się z pisania sześciu niedługich artykułów o UFO, brzmi jak wstydliwy sen każdego copywritera, których takich tekstów musi napisać kilkadziesiąt każdego miesiąca. Niemniej czytałbym Konwersję nawet zredukowaną o wątek kryminalny, wyłącznie ze względu na tę właśnie warstwę, może z masochistycznych pobudek.
U Rogoży podoba mi się ta ożywiająca świat przedstawiony drobiazgowość. Taki przykład: substancje mają swoje nazwy, jak flunitrazepam lub sildenafil, nie są jedynie ideami tabletek jak u platonika Jakuba Małeckiego. W tej kwestii Pan Rogoża to raczej farmaceuta Pan Twardoch. Co więcej, czytając Konwersję, czujemy zeitgeist schyłku drugiej dekady XXI wieku, a znamiona bestii to galopująca patodeweloperka, patostreamy i biedne buldożki z pseudohodowli. W wielu przypadkach nietrudno też znaleźć odpowiedniki postaci medialnych występujących w powieści. No bo kim może być masakrujący menosferę youtuber Gagatek? Takimi oto detalami ta powieść żyje. Nie wolno ich w prozie lekceważyć! Przecież to właśnie uchwyceniu istotnych przemian społecznych w dużej mierze zawdzięczało swój sukces Ślepnąc od świateł, pokazując m.in. to, jak facebookowe listy uczestników wydarzeń ułatwiały pracę dilerom.
Oczywiście są i tacy, którzy zarzucają Rogoży nadmierną szczegółowość, zahaczającą o hermetyczność, zwłaszcza w operowaniu slangiem marketingowym. Jednakże książka nazywa się przecież Konwersja. Gdybyśmy na przykład sięgnęli po Przetokę, to raczej nie narzekalibyśmy na to, że autor zdradza arkana chirurgii, prawda?
A zatem choć Konwersja bazuje na ogranych gatunkowych schematach fabularnych, w których mniej lub bardziej heroiczni bohaterowie wpadają na trop przerażającej prawdy, a później ścierają się ze wszechpotężną organizacją, błyszczy w detalach. I to zarówno na poziomie akcji, gdzie pojawiają się nieoczywiste twisty, jak i w konstrukcji tak swojskiego świata przedstawionego. Przecież, choć dobrze wiemy, jakimi prawami rządzi się dystrybucja kultury i rozrywki w późnym kapitalizmie i jak przebodźcowuje nas konsumpcjonizm, lubimy, gdy ktoś za nas dokona zgrabnej syntezy wniosków. Mimo że Rogoża antycypuje i hiperbolizuje pewne zjawiska w celach artystycznych, łechce naszego wewnętrznego profetę, który chętnie wyrokuje "czasy są złe, a będą jeszcze gorsze". Jeśli zatem do tej pory czekaliśmy z niecierpliwością na kolejny sezon Czarnego lustra - bardzo proszę, takie już wisi w naszym domu.
Jacek Adamiec
- Piotr Rogoża, Konwersja
- Wydawnictwo Marginesy
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022