20 kwietnia 1999 roku, około 11.19 czasu lokalnego. Dwaj uzbrojeni uczniowie otwierają ogień do kolegów opuszczających szkołę. Trafiają swoje pierwsze ofiary, wdają się w krótką strzelaninę z policjantem, po czym znikają wewnątrz budynku. Maszerując korytarzami, ostrzeliwują przypadkowe osoby i odpalają prowizoryczne bomby. Trafiają do biblioteki. Tam mordują dziesięcioro ukrywających się pod stołami uczniów i ranią dalszy tuzin. Następnie, nieco zrezygnowani, włóczą się bez celu po szkole, a w końcu powracają do czytelni. Około 12.05 strzelają sobie w głowy. Godzinę później do budynku wchodzą antyterroryści. Bilans ofiar - 15 osób zabitych, 24 ranne. Byłyby ich setki, gdyby ładunki wybuchowe w stołówce i na parkingu eksplodowały zgodnie z planem.
Zbrodnia od początku fascynowała media. Miały na czym żerować. Dwaj zakompleksieni osiemnastolatkowie zostawili po sobie pełne nienawiści filmy nagrywane w piwnicy i obrzydliwe zapiski w dziennikach. Ich ponura legenda zaczęła żyć własnym życiem. Stali się gwiazdami popkultury. Jak Mickey i Mallory Knox z Urodzonych morderców, choć nie byli parą. Kolejne teksty kultury przez lata powielały lub przetwarzały mity. Powstały filmy Słoń i Nasza klasa, raper Bones poświęcił masakrze cały album TeenWitch (u nas nawiązywał do niej m.in. Bonson). W 2005 roku światło dzienne ujrzała gra indie Super Columbine Massacre RPG! Cosplaye chłopców z Dnia Sądu (ich najbardziej charakterystyczne elementy to m.in. długi płaszcza Dylana, biały T-shirt z napisem "Natural selection" Erica, do tego wojskowe buty i bejsbolówki zakładane tyłem naprzód) do dziś zdobią Pinterest. I moglibyśmy powiedzieć, że to niemoralne, głupie, lecz w gruncie rzeczy nieszkodliwe, gdyby nie fakt, że wydarzenia z Columbine inspirowały epigonów takich jak Cho Seung-Hui, który w Virginia Tech zastrzelił 33 osoby, czy też Władisław Roskalow, który w 2018 odebrał życie 21 uczniom technikum w Kerczu. I inspirują nadal.
Cullen opowiada historię masakry przeplatając rozdziały poświęcone Dylanowi i Ericowi przemianom zachodzącycmi w ich psychice, przygotowaniom do zamachu, w końcu samej strzelaninie - z opowieściami o losach ofiar oraz ich bliskich, a także o traumie, która dotknęła całe amerykańskie społeczeństwo. We fragmentach dotyczących zabójców non-fiction współgra z prawdopodobnym fiction - w posłowiu autor wyjaśnia, że bliska mu była metoda Stanisławskiego. Starał się zatem wniknąć w umysły zabójców, ofiar i świadków. Z tego powodu momentami możemy odnieść wrażenie, że czytamy o tym samym ubranym w inne słowa lub wiemy o czymś, o czym wiedzieć nie powinniśmy. Dbając o dramaturgię, Cullen często dopuszcza się retardacji; pozostawia bohaterów nad przepaścią, by za chwilę obniżyć napięcie. Mamy zatem do czynienia z klasyczną sinusoidą, która sprawia, że - jakkolwiek niestosownie to zabrzmi - Columbine to książka napisana bardzo sprawnie, którą czyta się dobrze i szybko, mimo prawie 600 stron objętości. Niewątpliwa w tym zasługa tłumaczenia Adriana Stachowskiego, dzięki któremu Harris i Klebold są wiarygodni w swojej nienawiści do świata i postępującej dezintegracji społecznej.
Dave Cullen z godną podziwu zawziętością demaskuje fałszywe opowieści snute na temat morderców z Columbine. Pozostawia czytelnika w poczuciu współczucia względem ofiar, nie oprawców. Choć wyraźnie zaznacza, że policja, szkoła czy rodzice mogli zrobić więcej, by zapobiec przygotowywanemu przez rok atakowi (a zdecydowany szturm antyterrorystów na szkołę mógłby ograniczyć liczbę zabitych), nie znajdziemy żadnych prób racjonalizacji postępowania zamachowców. Po przeczytaniu tej książki nie mamy prawa sądzić, że którakolwiek z ofiar sprowokowała morderców, że choć kara była niewspółmierna do czynu, mówimy o mechanizmie zemsty. Columbine to zaplanowany akt performatywnej przemocy, która sprzeda się mediach i natchnie naśladowców. Pomysł na spektakl zrodził się w głowach osób, które od dzieciństwa zdradzały oznaki depresji, zaburzeń psychotycznych i przejawiały skłonności do agresji. Nie było wyzwalacza czy traumy, żadnego romantycznego rozczarowania rzeczywistością.
Choć autor unika arbitralnych sądów, mamy prawo wnioskować, że tylko rozwój diagnostyki i metod leczenia psychiatrycznego nastolatków cierpiących na zaburzenia na tle psychicznym, jak również natychmiastowe i zdecydowane działania służb w reakcji na niepokojące zachowania, mogą ograniczyć liczbę szkolnych strzelanin. Kluczowe znaczenie ma również nastawienie mediów, które przyczyniają się do tego, że kolejni zamachowcy stają się idolami rozgoryczonej młodzieży. Cullen poświęca również dużo uwagi zagadnieniu nagłośnionemu w Zabawach z bronią Moore'a - powszechnemu dostępowi Amerykanów do broni gwarantowanemu przez drugą poprawkę. To dzięki niemu każdy zdeterminowany nieletni prędzej czy później zdobędzie strzelbę czy pistolet półautomatyczny, który wyceluje w rówieśników, a później - we własną skroń.
Potrzebowaliśmy polskiej premiery reportażu Cullena, książki wydanej już w 2009 roku, po dekadzie poświęconej badaniu przyczyn i następstw masakry w Columbine. Naiwnością byłoby bowiem sądzić, że problem nas nie dotyczy, bo Jacek Jaworek to odosobniony przypadek masowego morderstwa z wykorzystaniem broni palnej. Wystarczy jednak wspomnieć, że wydarzeniami w Columbine fascynował się 14-letni Łukasz W. z Chełma, który w 2020 roku zadźgał swoją macochę i ranił brata. Utrzymywał kontakty z czterema uczniami technikum w Warszawie, którzy, oddając hołd mordercom z Colorado, chcieli wysadzić w powietrze swoją szkołę. Mieli już nawet bomby. Podobno jeden z nich funkcjonował na portalach społecznościowych jako Eric Harris.
Jacek Adamiec
- Dave Cullen, Columbine. Masakra w amerykańskim liceum
- tłum. Adrian Stachowski
- Wydawnictwo Poznańskie
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022