Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

JA TU TYLKO CZYTAM. Esej boleśnie prawdziwy

Mija właśnie rok, odkąd pierwsi uchodźcy pojawili się na granicy polsko-białoruskiej w poszukiwaniu lepszego życia niż to w Syrii, Iraku czy Afganistanie. To, co się wówczas działo, przykryła później fala dobra czynionego przez Polaków po tym, jak Rosja napadła na Ukrainę. Ale wiemy, jak to jest z falami - najpierw są wielkie i wysokie, robią potężne wrażenie, a za chwilę nie ma po nich śladu.

, - grafika artykułu
rys. Marta Buczkowska

Witold Bereś napisał esej, w którym możemy przejrzeć się niczym w wielkim zwierciadle. Tytuł - Statek głupców - zaczerpnął, o czym zresztą pisze wprost, z jednego z obrazów Hieronima Boscha. Oto grupa ludzi, którym wszystko jedno dokąd, czym i jak płyną i w sumie, czy w ogóle płyną, czy też taplają się w nieco większej balii nabierającej właśnie wody przez dziury w dnie. Oto ludzie, którym - jak trafnie diagnozuje Bereś - wszystko jedno, co za 20-30 lat będzie z ich krainą.

Autor pisał ten esej zmagając się akurat z poważną chorobą, leżał też w jednym z krakowskich szpitali. To o tyle istotne, że ten stan - gdy przymusowo jesteśmy dziś unieruchomieni - daje czas na przemyślenia i refleksje, daje możliwość spojrzenia na mnóstwo rzeczy i zjawisk wokół z zupełnie innej perspektywy niż codzienna bieganina. Bereś w Statku głupców z jednej strony pochyla się z troską nad uchodźcami koczującymi na polsko-białoruskiej granicy, a z drugiej, z niesłychaną przenikliwością, przygląda się nam, Polakom - niby już od lat w Unii Europejskiej, a jednak wciąż jakimś dzikiem, nieokrzesanym, nierozumiejącym idei przyświecających Zjednoczonej Europie. Bo ostatecznie to naprawdę nie sprowadza się do miliardów euro na drogi czy inne inwestycje, lecz do tworzenia przestrzeni, w której najważniejsze są głęboko humanitarne prawa człowieka. Dla wszystkich.

Patrzy więc Witold Bereś ze szpitalnego łóżka na brak podstawowej opieki medycznej dla koczujących na granicy uchodźców, bo oto rząd wprowadził stan wyjątkowy i nikogo do pasa przygranicznego nie dopuszcza. Patrzy na kraj na równi pochyłej, który z dnia na dzień coraz mniej ma wspólnego z demokratycznym państwem prawa. Patrzy na znajomych z Unii Europejskiej, patrzy - z totalną bezradnością, jak każdy przyzwoity człowiek - na to, jak władza w Polsce wypycha uchodźców na stronę białoruską, jak tworzy medialne narracje w rządowej telewizji o złym Łukaszence, który uchodźców wodzi na pokuszenie. I choć to całkiem być może, to czy usprawiedliwia polską podłość w stosunku do drugiego człowieka o kolorze skóry nie do końca białym?

Statek głupców. Biedni Polacy patrzą na Usnarz jest lekturą idealną na teraz. Bo oto niecałe pół roku temu Rosja napadła na Ukrainę i Polacy otworzyli przed uchodźcami serca i domy. Fala dobra była tak potężna, że media trąbiły o niej ze zdumieniem w najdalszych zakątkach ziemskiego globu. Z kim byśmy nie rozmawiali, to w jakiś sposób pomagał Ukraińcom. Uchodźcom, którzy - jak nam się zdaje - świat wartości mają bliższy naszemu niż uchodźcy z Syrii, Iraku czy Afganistanu, a skórę białą niczym mleko. Bo to nie jest bez znaczenia. Niestety.

Ale niedługo minie pół roku od napaści Rosji na Ukrainę i widać już, jak bardzo wszyscy tym konfliktem są zmęczeni. W Polsce i w Europie. Wielka fala pomocy opada, choć od początku wielu wołało, że przed nami nie sprint, lecz maraton. Na nic te wołania się zdały, wsparcia dla uchodźców z Ukrainy jest coraz mniej - i tego osobistego, i tego instytucjonalnego. Co dla mnie potwierdza jedynie w sposób okrutnie bolesny, jak bardzo prawdziwy jest Statek głupców Witolda Beresia. Bo choć esej ten traktuje o problemie na innej polskiej granicy, to pokazuje skupione niczym w soczewce największe przywary polskiego społeczeństwa. Na czele z tą główną, którą na co dzień czuć podskórnie - że my się po prostu nie lubimy, nie lubimy Drugiego, nie lubimy Innego.

Z tej perspektywy to, co działo się w Polsce po napaści Rosji na Ukrainę, ten niesłychany festiwal dobra, jest zaledwie wyjątkiem potwierdzającym regułę znakomicie uchwyconą w Statku głupców. I warto sobie o tej regule raz na jakiś czas przypomnieć, inaczej nie da się tworzyć od niej kolejnych wyjątków. Tak jak warto zapytać dzisiaj, co się dzieje na granicy polsko-białoruskiej.

Aleksandra Przybylska

  • Witold Bereś, Statek głupców. Biedni Polacy patrzą na Usnarz
  • Wydawnictwo Austeria

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022