Jak i kiedy się to stało? Czy to tylko chwilowa moda, czy trend, rozwijająca się tendencja, która raz na zawsze podważy supremację Stanów Zjednoczonych Ameryki na międzynarodowej arenie? I nie chodzi tutaj o przewagę USA w uzbrojeniu, możliwościach szybkiego reagowania, czyli - tym wszystkim, co można zmierzyć twardymi wskaźnikami. Nie. Tu idzie o rząd dusz! O to wszystko, co dzieje się w szeroko pojętej kulturze masowej, w kształtowaniu naszych wyobrażeń i tego, jak postrzegamy rzeczywistość, wreszcie o miękkie obszary, takie jak promocja kraju czy stylu życia.
Euny Hong w swojej książce Cool po koreańsku. Narodziny fenomenu. Jak jeden naród podbił świat za pomocą popkultury bierze Koreę pod lupę. Od razu dodam, że chodzi o Koreę Południową - kraj, któremu jeszcze w połowie lat 80. ubiegłego wieku daleko było do demokracji. Sporo zaczęło się tutaj zmieniać krótko przed igrzyskami olimpijskimi w 1988 r., które odbyły się w Seulu. Jak głębokie są jednak te zmiany? Autorka Cool po koreańsku... ma niesamowite zaplecze, które pozwala jej wziąć pod lupę zmiany dziejące się w Korei Południowej.
Euny Hong jest bowiem Koreanką, która urodziła się w USA. I tam mieszkała do 12 roku życia, gdy jej rodzice postanowili wrócić do Korei. Kilka obrazków ze szkolnych korytarzy pokazuje niełatwe życie nastolatki. Ani w USA nie czuła się jak u siebie, ani potem w Korei. Jakby tego było mało, po kilku latach w amerykańskiej szkole Euny Hong nijak nie była w stanie przyzwyczaić się do morderczego systemu edukacyjnego w Korei Południowej. Może i daje on wyniki, pytanie jednak: jakim kosztem?
Autorka Cool po koreańsku... odważyła się zajrzeć za kulisy kraju, który wydaje gigantyczne rządowe pieniądze na promowanie k-popu czy takich globalnych marek jak Samsung. Ba! Wydaje kupę szmalu na... tworzenie k-popowych kapeli. Dla człowieka Zachodu to niewyobrażalne. W naszym świecie najpierw kilku chłopaków latami rzępoli w przydomowym garażu, potem w małych klubikach, aż wreszcie - cud! I nagle świat stoi przed nimi otworem. W Seulu i innych koreańskich ośrodkach wygląda to tak, że dzięki rządowemu wsparciu bierze się kilku 13-latków i tworzy z nich zespół k-popowy, który potrafi porwać tłumy młodych odbiorców niezależnie od długości i szerokości geograficznej (nie żartuję! to się sprawdziło także we Francji, tradycyjnie odpornej na obce wpływy w kulturze). I tak mniej więcej przez sześć - siedem lat. Na tyle szacowana jest długość życia gwiazd k-popu w tej branży. Oraz żadnych narkotyków i afer seksualnych (koreańskie społeczeństwo jest wciąż bardzo surowe obyczajowo). Generalnie gdyby chcieć jakoś uplasować idealny zespół z półki k-pop, to znajdowałby się on na przeciwległym biegunie od Rolling Stones.
Lecz to wciąż nie wszystko! W Cool po koreańsku zobaczymy także, jak to się stało, że kimchi (i nie tylko) robi światową karierę kulinarną. Zrozumiemy, jak marka do niedawna przezywana "szajsungiem" na naszych oczach staje się globalnym gigantem. Jak to wszystko jest możliwe w tak niesłychanie krótkim czasie? Wreszcie - pierwsze i chyba wciąż jedyne na świecie - Ministerstwo Przyszłej Twórczości i Nauki. Spróbujmy to sobie zwizualizować - państwo, które widzi sens w wydawaniu pieniędzy na wyobraźnię... Niewyobrażalne (sic!), prawda?
Euny Hong pisze o lekcjach, które można wyciągnąć z koreańskiego sukcesu. Jedna z nich to "potrzeba istnienia rządu, który nie będzie się obawiał wtrącać do prywatnego biznesu i prywatnego życia swoich obywateli". To znów tryb postępowania niepojęty dla człowieka Zachodu. Przynajmniej do niedawna, może jeszcze dziś. Bo kto wie, co nas czeka za zakrętem zbudowanym z koronawirusa...
Aleksandra Przybylska
- Euny Hong, Cool po koreańsku. Narodziny fenomenu
- tłum. Jowita Maksymowicz-Hamann, Małgorzata Suwińska
- Grupa Wydawnicza Relacja
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020