Kultura w Poznaniu

Książki

opublikowano:

JA TU TYLKO CZYTAM. Po czubek głowy w opowieści

Sztuka opowiadania wraca do łask. Da się to zauważyć na spotkaniach z bajarzami, które odbywają się regularnie w prawie każdym polskim mieście, a na które tłumnie przybywają słuchacze w każdej granicy wiekowej - z przewagą dorosłych. 

. - grafika artykułu
rys. Marta Buczkowska

Dorosłych spragnionych bajania, które czasem ma ich oderwać od tego, co uporządkowane i oczywiste, a czasem pełnić funkcję swoistego wehikułu czasu przenoszącego słuchacza prosto w ramiona babci/dziadka/mamy lub w inną oazę bezpieczeństwa, gdzie miarą przytulności jest upiorność opowiadanej bajki.

Setterfield sama musi być tak małą-dorosłą, która dużo radości odnajduje w słuchaniu baśni. Jej poprzednia książka, Trzynasta opowieść, była zapisem fabularyzowanej historii pisarki-skandalistki, która opowiada swój życiorys młodej dziennikarce i dzięki talentom bajarskim udaje jej się ukryć w tym życiorysie największą tajemnicę i skandal. Gdy oszukany czytelnik przeciera oczy ze zdumienia i wraca do poprzednich rozdziałów, odnajduje tam dowody tego sprytnego kłamstwa, które przecież można było przejrzeć! Można było, gdyby nie to zręczne, bajarskie odwracanie uwagi. Sama byłam taką oszukaną czytelniczką i dlatego ochoczo zatopiłam kły w kolejnej powieści Setterfield, tuż po jej polskiej premierze.

Była sobie rzeka zaczyna się, jakżeby inaczej, od snucia opowieści - lokalnych bajęd przeplatanych historiami życia mieszkańców małej rybackiej wioski nad Tamizą. Przytulny wieczór zostaje przerwany nadejściem nieznanego nikomu mężczyzny, który w ramionach niesie martwą dziewczynkę, która... po chwili ożywa. Już w tym momencie czytelnik bierze głęboki wdech, który będzie mu towarzyszył aż do końca lektury. Okaże się bowiem, że aż trzy osoby rozpoznają w odratowanej dziewczynce swoją bliską krewną, a lokalna barwna społeczność będzie śledzić i komentować, dowierzać i nie dowierzać.

Była sobie rzeka klimatem dorównuje twórczości sióstr Brontë, choć fabularnie jest raczej wariacją na temat powieści wiktoriańskiej niż próbą odtworzenia XIX-wiecznego stylu pisania. Pełno tu fantazji autorki, przemycania ludowych opowieści i mieszania ich w kotle razem z prozą życia rybaków, rolników, czy właścicieli ziemskich. Ci sami rybacy i rolnicy łagodzą sobie zresztą trudy pracy i plotą wciąż o Cichym - legendarnym żywym-umarłym wioślarzu, który pełni funkcję lokalnego Charona i jednych ratuje z opresji i wodnej kipieli, a drugich zabiera "na drugą stronę". Plotą też o bezwzględnej, chmurnej Tamizie, która tylko czasami, w najbardziej mgliste noce, ujawnia niektóre ze swoich tajemnic. Tamiza jest zresztą kolejną bohaterką tej opowieści. Jednych przyciąga, innych odpycha, to w niej wszystko się zaczyna i wszystko się kończy.

Podobnie jak w Trzynastej opowieści i tu nie brak iście kryminalnych zwrotów akcji (pamiętajmy, że zaginęły aż trzy dziewczynki!), choć to nie one pchają opowieść do przodu. Jestem gotowa zaryzykować stwierdzenie, że opowieść toczy się, a raczej płynie sama. I popłynie przez nią każdy, kto tęskni za kojącą, nastrojową, a przy tym nieco gawędziarską historią. A kto nie pragnie teraz dać nura w taką kojącą przestrzeń i zatopić się w niej po sam czubek głowy? 

Izabela Zagdan

  • Diane Setterfield, Była sobie rzeka
  • tłum. Izabela Matuszewska
  • Wydawnictwo Albatros

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020