Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Cekiny na niedoróbkę

Wprowadzenie do stałego repertuaru Teatru Nowego kolejnego recitalu z piosenkami Agnieszki Osieckiej to duże ryzyko. Widzowie, którzy widzieli Byle nie o miłości Julii Rybakowskiej, nie unikną raczej porównań do nowej propozycji. I przeczuwam, że porównanie to dla większości wypadnie na niekorzyść Małgorzaty Walendy. Z wielką szkodą dla tej bardzo zdolnej, od niedawna obecnej na deskach poznańskiego teatru aktorki.

. - grafika artykułu
fot. materiały organizatorów

Recital Co będzie ze mną? opowiada o Małgośce, która niedawno zakończyła związek z partnerem. Nie przebierając w środkach, wyrzuciła go (i jego rzeczy) na bruk, chcąc definitywnie zakończyć ten rozdział swojego życia. Jak się potem okazuje, wszelkie pewniki to nic - wszak serce i tak się wyrywa i tęskni, wtrącając się w plany rozumu, który planuje zemstę, dalsze związki etc. Historia, jakich wiele. Znamy to z komedii romantycznych, kawałów, opowiastek, powieści. Do serca i głowy Małgośki mamy jednak dostęp nie przez ckliwe monologi, przejmujące suspensy lub banalne puenty. Tę wiwisekcję uczuć przeprowadza Dariusz Lawenda - dziennikarz Radia Nowego, który w swojej audycji opowiada o mieszkance kamienicy przy Dąbrowskiego 5 w Poznaniu - naszej Małgośce. Lawendowy głos prowadzi nas przez tę historię, włącza zatroskanych lub ironicznych słuchaczy, którzy raz to życzą Małgośce szczęścia, to znów wyrywa im się empatyczne "mam tak samo jak ty", a kiedy indziej mówią, że nad taką wariatką to nie ma co się za bardzo rozczulać. Nie ona jedna uległa wypadkowi, którego efektem są straty moralne, bałagan w mieszkaniu, spuchnięte oczy i złamane serce.

Recital Co będzie ze mną? byłby pewnie lekkostrawnym, miłym przerywnikiem w repertuarze Nowego. Widzowie przebodźcowani Będzie Pani zadowolona... lub zmęczeni ciężarem tematu Chciałbym nie być z wielką przyjemnością oddaliby się muzyce Katarzyny Gärtner, Andrzeja Kurylewicza czy Dawida Suleja Rudnickiego, wreszcie zasłuchaliby się w mocnym, intrygującym głosie Małgorzaty Walendy. Ale trybem przypuszczającym wprowadzam przypuszczenie, że wielu widzów może się po prostu nudzić podczas tej odsłony twórczości Agnieszki Osieckiej.

Nie ze względu na samą Walendę, która jako wokalistka sprawdza się wyśmienicie. Ba! Potrafi nawet z ogranej po tysiąckroć, banalnej Małgośki zrobić majstersztyk, odtwarzając historię dziewczyny z Saskiej Kępy od tyłu. Wzrusza jej interpretacja Weselnych dzieci, a wykonanie Nie mam żalu do twojej dziewczyny pozwala przypuszczać, że na scenie Nowego zaistnieje wkrótce nowa gwiazda lżejszego, komediowego repertuaru. Wszystko byłoby świetne i nawet sztampowa miłosna historia nie przeszkadzałaby, gdyby nie ostateczne fiasko reżysersko-scenograficzno-kostiumowe. Przeplatanie fragmentów audycji z piosenkami po czasie nuży, kręcenie się Małgośki po mieszkaniu traci dynamikę, trzaskanie drzwiczkami szafek wybudza tylko w momencie, gdy techniczny kiks powoduje, że dźwięk trzasku wyprzedza samą czynność.

Próżno szukać odpowiedzi, dlaczego Barbara Ferlak ubrała aktorkę w tak niewygodną i niedopasowaną suknię - wybór ten nie ma uzasadnienia fabularnego. Miałam ciągłe wrażenie, że męczy się ona w tym długim trenie, w tych ciężkich cekinach i w tym kroju zniekształcającym sylwetkę. Wizualne niedopasowanie dopełnił fatalny makijaż - rzecz na którą rzadko zwracam uwagę. Trudno wyobrazić sobie współczesną dziewczynę, która tak by się ubrała, umalowała i uczesała - a chyba działanie tego recitalu miało polegać na odnajdowaniu powiązań. No dobrze, powiązania znaleźliśmy w tekstach - dla mnie to jednak za mało. Jeśli do wyboru mam zamknięcie oczu by słuchać lub otworzenie ich i stracenie w wizualnym chaosie tego, co najlepsze - wolę posłuchać Walendy w domu na płycie (oby się pojawiła!). Tło do tej historii było byle jakie, ułożone jakby na szybko, z ogromną szkodą dla głównej bohaterki spektaklu. Całość sprawiała wrażenie niedoróbki, jakby reżyserka Patrycja Kowańska w pierwszym odruchu zachwyciła się pomysłem audycji z Dariuszem Lawendą i w tym zachwycie pozostała, budując na nim cały spektakl.

Uważam, że Walenda zasługiwała na zdecydowanie lepsze wejście do poznańskiego teatru. Szkoda, że prócz wokalnych numerów nie bardzo mogła wykazać się aktorsko. Można oczywiście powiedzieć, że spektakl i tak poniesie grana na żywo muzyka oraz głos aktorki. I że to taka konwencja. Że publiczność chce się bawić, a nie poszukiwać, że przecież Osiecka to nie Norwid i ludzie chcą słuchać o odwiecznych, stereotypowych relacjach damsko-męskich w takiej właśnie formule - jak żarciki to takie z cudzysłowem robionym palcami, jak puszczenie oczka to ze sztucznymi rzęsami. Mnie to nie chwyciło, ale szczerze liczę na to, że będę w gronie nielicznych. Małgorzata Walenda zdecydowanie zasługuje na pełną publiczność.

Aleksandra Kujawiak

  • recital Małgorzaty Walendy Co będzie ze mną?
  • 28.12 - premiera
  • Teatr Nowy
  • kolejne spektakle: 29 i 31.12 oraz 2, 3, 4.01.2020

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019