To opowieść o człowieku zanurzonym w rzeczywistości - skomplikowanym systemie zależności i twierdzeń. To też pozycja oryginalna i cenna - łączy bowiem głosy znane dotychczas z dyskursu ekokrytycznego, poezji imitującej i bawiącej się naukowością z głębią i wnikliwymi poszukiwaniami metafor, frazeologizmów, budowaniu skojarzeniowych warstw.
Zainteresowanie samym stylem myślenia budzi już pierwszy tekst w tomie homo immunologicus. Poza sięganiem w granice poznawania podmiotu - narratora, pojawia się w tym tekście wspomnienie oswajania obcego, chwilę wcześniej kojarzonego z pojęciem patogenu. Interesujący sposób włączania w przestrzeń kolokwializmów, dwuznaczności, pozornie chłodnych określeń języka naukowego, wyjątków z internetosfery, będzie towarzyszyć poszukiwaniom Trusewicza. Budować będzie niekonwencjonalny humor, lapsus językowy, napięcie na skraju dyscyplin językowych. W inteligencji frazeologicznej, sprycie literackim i pewnej bezczelności w budowaniu metafor zmierzających w stronę patosu, by w ostatniej chwili umknąć uwadze i zaskoczyć realnością. Poeta potrafi inkorporować we własne światy zupełnie "niepoetyckie frazy". A jednak ręka i wyobraźnia frakcjonisty powodują, że i cytat z Wikipedii poświęcony Dębowi Bartkowi - próchnienie pnia stało się ogromnym problemem, i pojawiający się w ćwiczeniach fonetycznych wyimek z piosenki Beaty Kozidrak, dają więcej niż tylko znak ironicznego podejścia do konstruowanych światów złożonych z odpadów realności. Okazuje się, że popularne i często śpiewane mówię tak okazuje się niezgorsze niż dystych z szekspirowskiego Tymona Ateńczyka.
Język całego tomu jest unikalny, wypracowany, intelektualnie przemyślany. Zawieszony między skłonnością do przyrodniczych i naturalistycznych metafor a potocznością i skojarzeniami z dyskursem marnej jakości debaty politycznej interesuje na tyle, by kolejne teksty wielokrotnie obracać w głowie. Rozkładać i szukać odniesień, możliwości, pochodzeń zapisanych fraz. Spryt słowotwórczy pozawala też neologizmom na przenoszenie nas w przestrzeń zniewolonego istnienia, koniecznego korzystania z publicznego języka. W przypisach do definicji narzuconej podróży, jednym z najbardziej wyrazistych tekstów w tomie, napięcie tworzą świeżo zbudowane w języku unarowienie, słowo - bezpaństwowiec, cisza kartki, biało - czarny azbest wbudowane są w porządek liryczny tak celnie, że mimo chwilowego jedynie istnienia, wydają się nieść obciążenia znaczeniowe nie mniejsze niż wyświechtane zwroty z propagandy.
Czasami badaniu obecności człowieka, czystości i nienaruszalności świadomości służyć będzie cała kompozycyjna metafora. Trusewicz sięga na przykład po sytuację wykopalisk archeologicznych, by w homo artiście szukać źródeł pamięci, wychowania, trwałości. Ale te metody nie są ani nachalne, ani banalne. Wybijają się o wiele ponad przestrzeń znaczeń, które niosłyby ze sobą wbudowane w teksty kogoś mniej świadomego intelektualnie.
I choć w zapowiedzi wydawniczej przeczytałem, że Frakcje to tom trudny, wielokrotnie zapętlony, wpisany w konteksty intelektualne, to mam nadzieję, że komunikacja z amatorem poezji i wrażenie jakie robi samo spotkanie z językiem poety spełniają choć nieco oczekiwania płynące z tego tomu. Bo jest znakomity, głęboki i wielopłaszczyznowy - na pewno też w pewien sposób obciążony kontekstami literackimi i filozoficznymi. Ale nie udaje się opanować ciekawości, jaką Trusiewicz wzbudza i w tym kontakcie literackim - bardziej poetyckim, mniej wyspecjalizowanym.
Michał Pabian
- Michał Trusewicz, Frakcje
- wyd. WBPiCAK
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021