Podczas głośnej lektury wiersze Stachniałek wydają się brzmieć jak poematy wyrastające ze zrytmizowanego, może nieco przypadkowego opisywania świata. Czyta się i operuje tą frazą doskonale, językowy polot autorki dodaje przyjemności z odczytywania poetyckiego utworu. A pod warstwą gwałtowności, nagłości buduje się wyraźna refleksja o nadmiernym eksploatowaniu posiadania i wizerunkowości. Refleksja osiągana dzięki ironizowaniu, pełna sprzeciwu, ale i bezradności - postawa krytykująca człowieka obwieszonego emblematami i ekonomicznymi tropami niczym Disneyland, to wyraźne i dokładnie budowane zaplecze pozornie środowiskowego języka.
Stachniałek konsekwentnie buduje formę swoich wierszy, stawia na powtarzalność, imituje socjolekt czy język blokowisk. Posługuje się tą metodą znakomicie, dzięki czemu każdy z tekstów łączy pozorna lekkość, atrakcyjność stylistyczna i zakamuflowane metaforyczne znaczenie.
Duża swoboda wędrowania po tematach w obrębie jednego tekstu pozwala na zbudowanie dla całego tomu atmosfery nadmiaru, zbytniej kolorowości, przesadzonej atrakcyjności. Dobrze przekonać się o tej inteligentnej duchocie, czytając kilka tekstów, jeden po drugim - liczba poruszanych motywów, skojarzeń, dezynwoltury w budowaniu historii przestaje być tylko przypadkowa i inteligentna. Zaczyna działać pod tekstem, pod jego wesołością, zwinnością. Poetycka wrażliwość autorki kryje się pod pozornością, imitacją świata pełnego rozmachu, sukcesu, gwałtowności. Nowoczesności, która nie wytrzymuje już nadmiaru bodźców. Rzeczywistości pękającej pod naporem koniecznej wyjątkowości, oryginalności.
W Polskim wrapie udaje się też budowanie absurdalnych porównań, powiązań mentalnych bez konieczności popadania w neologizowanie czy sięganie do leksykonów języków specjalistycznych, do utrwalanej rzeczywistości protestu, anarchistycznego manifestu. To wyróżnia pisanie Stachniałek spośród tomów autorów o podobnej, wysokiej społecznej wrażliwości. Okazuje się, że maksymalizacja języka ogółu wystarcza, by dotkliwa krytyka rodziła się dzięki doskonałemu panowaniu nad porównaniem człowieka do ekonomicznego podmiotu rzeczywistości.
W tekście okna Stachniałek bezpośrednio zwraca uwagę na to, w jaki sposób rozpadło się budowanie wartości człowieka, na prymat pozorności i warszawskiego glamour:
"właśnie w tej chwili spróbuję poskładać siebie z części
ładowarek telefonów komórkowych plastikowych okładek po kasetach
[magnetofonowych]
z odłamków szkła witryn sklepowych na pasażu Wiecha
i zrobię witraż z części siebie w jednej z kaplic będę
kolejnym oknem Warszawy"
Stachniałek nie powiela też diagnoz i tropów, jakimi zajęła się polska literatura opisująca przedmieścia metropolii. W tej poezji ironia wytwarzana jest nieco inaczej - może w bardziej złośliwy czy kąśliwy sposób. Tocząca się refleksja nie pozwala na popadanie w litość, na użalanie się nad opisywanymi sytuacjami. Bohaterowie wierszy zapisani zostają jako ci, którzy podjęli już decyzję o wystylizowaniu, świadomie wybrali szkodliwą i naiwną barwność. W Polskim wrapie tkwią w tym pomieszaniu pozbawieni decyzji, apatyczni, już wyłącznie podlegli mechanizmom świata.
Pokutuje przekonanie, że skoro czyjaś poezja jest przystępna, to pomniejsza to jej rangę i kunszt poety. Tym, którzy w ostatnich latach byli nieobecni na polskim rynku wydawniczym, chętnie zaproponuję właśnie Polski wrap - jako tom, po który warto sięgnąć na początku. Wyważona i atrakcyjna forma, która staje się coraz mniej "znośna", gdy czytelnik zaczyna dobierać się do ukrytych znaczeń, jest bardzo dobrą i pełną wrażliwości drogą w komunikacji z odbiorcą.
Michał Pabian
- Marta Stachniałek, polski wrap
- wyd. WBPiCAK
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021