PROSTO Z EKRANU. Święta racja
Arj (Aziz Ansari) ledwo wiąże koniec z końcem - chwyta się każdego możliwego zajęcia, łącznie z płatnym staniem w kolejkach do cukierni, a i tak wciąż jest ciężko. Na dodatek część fuch odbierają mu roboty i sztuczna inteligencja. Dla podrzędnego anioła Gabriela (Keanu Reeves) jest zagubioną duszą, której należy pomóc. Kłopot polega na tym, że zadaniem Gabriela jest ratowanie piszących SMS-y podczas jazdy samochodem, a nie zbawianie ekonomicznie wykluczanych. Podjęcie się przez niego skomplikowanego zajęcia, do którego nie został przeszkolony, nie mogło skończyć się dobrze. Zamienił on czasowo życia biednego Arja i zamożnego Jeffa (Seth Rogen), by pokazać temu pierwszemu, że pieniądze nie rozwiązują wszystkich problemów.
Jak się okazuje, rozwiązują jednak większość, a do powtórnej zamiany potrzebna jest zgoda Arja, który zaczął się już przyzwyczajać do dużej posiadłości z basenem i sauną. W konsekwencji bogaty do tej pory Jeff musi walczyć na ulicy o ekonomiczne przetrwanie. Dołącza do niego wyrzucony z anielskiej pracy Gabriel, który od tej pory ma sobie radzić na ziemskim padole jako istota ludzka.
Film Ansariego - reżysera i odtwórcy głównej roli - porusza zatem szereg tematów związanych z pogłębiającym się w Ameryce, choć nie tylko, kryzysem lat dwudziestych XXI wieku, takich jak rosnące nierówności społeczne, niskie, niewystarczające do godnego życia płace, odklejenie bogaczy od realnego świata czy wkraczanie na rynek pracy sztucznej inteligencji. Jedyne, co jest nieżyciowe w "Aniele stróżu", to postacie obdarzone dobrymi sercami. Cała trójka bohaterów to bowiem koniec końców naprawdę mili, niedający się nie lubić goście. A przecież łatwo wyobrazić sobie Arjego, któremu odbija po zdobyciu bogactwa, Jeffa, który w desperacji posuwa się do zbrodni, czy Gabriela staczającego się w otchłań szaleństwa.
Takie rzeczy dzieją się jednak co najwyżej w alternatywnych scenariuszach, bo "Anioł stróż" ma duszę Keanu Reevesa - gościa słynącego ze skromności i życzliwości, który mógłby pławić się w luksusach, gdyby tylko chciał, ale zamiast tego wybrał umiar, prostotę i sympatię do ludzi, zwłaszcza tych pokrzywdzonych przez życie. Można więc bez kozery powiedzieć, że Keanu gra tu samego siebie - anioła poznającego trudy funkcjonowania w ziemskim świecie. I jest w tej roli fenomenalny i autentycznie zabawny - trochę jak John Wick rzuca krótkie, celne zdania, przy okazji staczając się z pozycji świętego do utrudzonego codziennymi problemami członka społeczeństwa.
Nie mniej sympatyczni są znany z serialu "Specjalista od niczego" Aziz Ansari, który świetnie balansuje między finansową desperacją a nadzieją na przyszłość, oraz nagradzany aktor i komik Seth Rogen, który tutaj umiejętnie pogrąża się we frustracji związanej z utratą majątku.
Ansari w "Aniele stróżu" zręcznie wyłapuje absurdy życia, wydobywając z nich potencjał komiczny, który realizują fantastycznie dobrani do ról aktorzy. W zasadzie trudno wskazać wady filmu - może zakończenie mogłoby być nieco mocniejsze jak na historię poruszającą ważkie społeczne tematy, ale z drugiej strony trudno zarzucać komedii, zwłaszcza hollywoodzkiej, że jest niewystarczająco zaangażowana. Ta jest przede wszystkim ciepła, urocza i zabawna, a przy okazji opowiada o zwyczajnym, mającym przyziemne problemy człowieku, z którym można się utożsamiać. I ma w obsadzie Reevesa, a to jak błogosławieństwo, którego nie sposób zbagatelizować.
Adam Horowski
- "Anioł stróż"
- reż. Aziz Ansari
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025
Zobacz również
Hołd, czerń i zniewaga
O śmierci bez przesady
Dwa konkursy literackie - zgłoś się!