PROSTO Z EKRANU. Nudna wieczność

Polska propozycja "Życie dla początkujących" dobrze wpisuje się w przedhalloweenowy czas, kiedy fani popkultury oswajają swoje mniejsze i większe strachy. Głównymi bohaterami są tu bowiem nie kto inny jak wampiry, w dodatku znajdujące się w dość nietypowym środowisku. Rozczaruje się jednak ten, kto w tej czarnej komedii będzie szukał echa doskonałych "Co robimy w ukryciu" z 2014 roku, które dla fanów gatunku są już obrazem kultowym.

Mężczyzna pochyla się nad kobietą i mężczyzną, którzy siedzą na krzesłach. Obejmuje ich. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Tak się składa, że nieśmiała i introwertyczna Monia opiekująca się seniorami w domu spokojnej starości jest... wampirem. Miejsce pracy zapewnia jej ciszę i spokój, tym bardziej że mało kto jest chętny na nocne zmiany, a - jak wiemy - żaden wampir o zdrowych zmysłach nie wyjdzie z własnej woli na światło dzienne. Dodatkowym "benefitem" tej posady jest fakt, że może żywić się krwią staruszków, którzy odeszli na zawsze na jej dyżurze. Bo, dodajmy, Monia to wampir humanitarny, który nie gryzie ludzi by zaspokoić swój głód, a pożywną krew pobiera w sposób sterylny i przechowuje potem w lodówce w osobnych, podpisanych woreczkach.

Jej spokojny rytm i bezpieczną rutynę burzy pojawienie się Czarka, który w domu opieki odwiedza swoją babcię. Chłopak nie należy do najspokojniejszych, do tego para się drobnymi kradzieżami, ale w głębi duszy ma dobre intencje i po prostu potrzebuje kogoś bliskiego. Tym bardziej, że nosi w sobie smutną tajemnicę. Trzecią osobą wpływającą na dynamikę ośrodka okazuje się Mirek - przemieniony przez Monię melancholik, który ma już dosyć bycia wampirem i prosi dziewczynę o zakończenie jego wieczności (tylko ona może tego dokonać). Na domiar złego Mirek wyznaje inny kodeks etyczny i jako wampir nie waha się atakować pensjonariuszy, co niesie ze sobą pewne hmm, komplikacje.

Na pierwszy rzut oka niszowa komedia Pawła Podolskiego (który jest również współautorem scenariusza) zapowiada się jak blisko 1,5 - godzinna dawka śmiechu i czarnego humoru. Ten ostatni, owszem - jest, ale niestety w dość aptekarskich dawkach. Więcej w "Życiu dla początkujących" nostalgii, echa niezaspokojonych ludzkich potrzeb czy refleksji o życiu i śmierci, niż sarkazmu, ironii i po prostu czystego humoru, jaki może sugerować etykieta z hasłem "komedia". Chyba, że weźmiemy do ręki flamaster i wielkimi literami dopiszemy: "EGZYSTENCJALNA". Wtedy lepiej się obroni. Nie zmienia to jednak faktu, że oglądana historia lepi się od fabularnych dłużyzn i przeciągnięć, których moim zdaniem można było uniknąć. To oczywiście zrozumiałe, że wybrane przez scenarzystów miejsce akcji, zwłaszcza nocą, nie cechuje się zawrotnym tempem życia, mimo to zerkanie na zegarek podczas seansu raczej nie było zamierzonym celem twórców. Sporo scen pełnych potencjału zostaje niestety zneutralizowanych przegadaniem i statycznością. W efekcie momentami najzwyczajniej w świecie z ekranu wieje nudą.

Wielki plus należy się za to aktorom, zwłaszcza głównej ekranowej parze. Pierwsza główna rola Magdaleny Maścianicy (Monia) niemalże po wampirzemu zaostrza apetyt na więcej, a Czarek (Michał Sikorski - poznaniakom znany z obsady Teatru Polskiego, reszcie kraju z głośnej roli w netflixowym hicie "1670") jest niemalże stworzony do powierzonej mu roli wrażliwego łobuza. Nawet Mirek (Bartłomiej Kotschedoff), który nieco blaknie w cieniu tej dwójki, pasuje tutaj jak ulał. Jeśli zatem lubicie rozważania o życiu i śmierci, niespieszne tempo, zdolnych aktorów młodego pokolenia i towarzystwo seniorów (ci ekranowi okazują się zaskakująco dziarscy i przebojowi) niech nie zniechęci was wzmianka o nudzie. Ta, zwłaszcza w obliczu wieczności, być może jest po prostu nieunikniona.

Anna Solak

  • "Życie dla początkujących"
  • reż. Paweł Podolski

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025