Po prostu niebywałe jest to, że kilka dni po tym jak kilkuletnie dziecko zbiło w pewnym izraelskim muzeum dzban, który miał 3500 lat wzięłam do ręki Rodzinę Obrabków i klątwę gipsowego kota, jedną z tegorocznych nowości Wydawnictwa Zakamarki. Dlaczego? Już wyjaśniam. Rodzina Obrabków to dla małych czytelników bez wątpienia celebryci. W obliczu ich przygód trudno przejść obojętnie. I chyba nie ma nic bardziej pociągającego niż to co nieznane, niedostępne, tym bardziej zakazane! Zacznijmy od samego nazwiska rodziny. Jego pochodzenie jest jasne. Imiona bohaterów również nie są bez znaczenia: tata to Zbir, mama Cela, a babcia Anarchia (zawsze w niedzielę "nawiewa z ciupy, żeby odwiedzić swoje wnuki"). Dzieci? Są. To Ture i jego młodsza siostra Kryminelka. Ale że to bardzo długie imię, wszyscy wołają na nią po prostu Elka.
Sparring bez skrupułów, rzecz by się chciało nawet, że z zimną krwią (spokojnie, nikt nikogo w tej części nie morduje), wychodzi poza utarte schematy. Obrabkowie nie chodzą do "zwyczajnej" pracy, a ich dzieci do szkoły. Przynajmniej autor nie pisnął o tym ani słowa, co jest tym bardziej - jak sądzę - apetyczne dla młodego czytelnika. Na domiar złego akcja tej części rozpoczyna się w Słodkiej Dziulce (tego rodzaju konstrukcje słowne akurat mnie drażnią), - sklepie, z którego dzieciaki Obrabków chcą ukraść słodycze. A właściwie chce to zrobić Elka, która ma taki sobotni zwyczaj. Bo Ture lubi tylko te, za który zapłaci. Powiem Wam w tajemnicy, że chłopiec nie cierpi też kłamać i jego mama martwi się, że nie wyrośnie na złodzieja.
Niedaleko Słodkiej Dziulki (jej właścicielką jest Dziulka Wzembie) znajduje się sklep Niki Unikat (myślę, że przekład imion i nazwisk był nie lada wyzwaniem dla tłumaczki Agnieszki Stróżyk) z unikatowymi starymi rzeczami, takimi jak zabytkowy rower z ogromnym przednim kołem, nakręcana małpka i tytułowy kot z gipsu, który gapił się jakoś dziwnie i strasznie z witryny na małych Obrabków. Ture jednak, nie ufając swojej intuicji, wszedł do środka z siostrą i upuścił figurkę, dzięki której wcześniej interes po raz pierwszy zaczął się kręcić...
Od razu zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Historia stłuczonej figurki sięga starożytności. Ta była własnością egipskiego króla, który chciał, by pochowano go wraz z jego złotem. Na straży jego grobowca miał stanąć właśnie ów kot, który pilnowałby jego bogactwa. Czy ktoś ośmieliłby się złamać zakaz, ukraść jego skarby i nie bałby się klątwy? Hmm... Nie chcę zdradzać zbyt wiele - za nic w świecie nie chce psuć nikomu tej czytelniczej frajdy. Jestem pewna wartości tej książki, choć nie będę ukrywać, że akurat dla mnie to najmniej ciekawa zakamarkowa seria. Mój brak entuzjazmu jednak nie przekreśla zalet jakie ta posiada. Choćby prostej instrukcji gwizdania (wcale nie żartuję), wyjaśnienia, że inny/nietradycyjny nie znaczy gorszy, dbałości o rodzinne mity i historie, ale też codzienne relacje między najbliższymi. Czytając Rodzinę Obrabków i klątwę gipsowego kota aż chce się zakreślić takie zdanie jak np. "Bo widać, że teraz mamę obleciał strach. A gdy mamy się boją, boją się też ich dzieci".
Jak można pozwolić maluchom czytać książkę o złodziejach? Zwyczajnie! Z pewnością nie jest to propozycja, która powinna się znaleźć na liście lektur zakazanych czy to ze względu na wspomniane kryminalne pochodzenie bohaterów czy poruszone też, przez wielu wciąż nieakceptowalne, zagadnienia z zakresu magii. Mówię to oczywiście pół żartem, pół serio. Bo nie wyobrażam sobie czytelnika, który dałby się nabrać na zabieg Sparringa i nie potrafił rozróżnić dobra od zła. Niech nie zmylą Was pozory! Rodzina Obrabków to tytuł z definicji do samodzielnego czytania. Ilustracje Pera Gustavssona w związku z tym idealnie też wpisują się w ich potrzeby wizualne. Jest kolorowo, ale nie nazbyt. Jest szczegółowo, ale bez przesady.
Monika Nawrocka-Leśnik
- Anders Sparring, Rodzina Obrabków i klątwa gipsowego kota
- ilustracje: Per Gustavsson
- Wydawnictwo Zakamarki
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024