Kultura w Poznaniu

Książki

opublikowano:

Jest różnie

- Rodzice cały czas pracowali, więc wychowywała mnie babcia, która była zawodową płaczką. Nie miała nic innego do roboty, więc zabierała mnie ze sobą. A mnie się to podobało. Te stypy, żarty - wspominał na spotkaniu wokół Tanga śmierci, jego autor Jurij Wynnyczuk.

. - grafika artykułu
fot. M.Kaczyński © CK ZAMEK

Podobno zazdrosny o Jurija Andruchowycza nie jest, nigdy nie czytał, żeby ten nazywany był nestorem literatury ukraińskiej. - Takich jak ja mogłoby być kilku i takich jak Andruchowycz też - przekonywał na spotkaniu Jurij Wynnyczuk. - Literatura ukraińska wciąż ogranicza się do dziesięciu popularnych pisarzy. A to za mało - mówił. W Ukrainie wydawanych jest tylko kilkaset książek rocznie. W innych europejskich krajach jest ich dużo więcej.

Do Poznania przyjechał opowiedzieć o swoim Tangu śmierci. Książka, w świetnym tłumaczeniu Bohdana Zadury, ukazała się w Polsce dwa lata temu nakładem Wydawnictwa Kolegium Europy Wschodniej. Zdaniem prowadzącego to spotkanie Piotra Oleksego jej bohaterem jest dawny, międzywojenny Lwów. Miasto "pełne smaków i zapachów", miasto "polifoniczne" i "wielokulturowe". Niektórzy twierdzą, że ten obraz jest zbyt słodki, że "lukier" przysłania jego prawdziwą - nie do końca szczęśliwą historię. - Imiona moich bohaterów wziąłem ze spisu rozstrzelanych żołnierzy Armii URL. Kiedy przeczytałem te 360 nazwisk zauważyłem, że nie byli to tylko Ukraińcy, ale też Czesi, Polacy, Żydzi, Niemcy. Był nawet jeden Chińczyk - opowiadał na spotkaniu Wynnyczuk. 

W Tangu śmierci pojawiają się synowie wspomnianych rozstrzelanych żołnierzy, "prości ludzie", którzy nie mieli pojęcia o tym, co się działo na uniwersytecie, o gnębieniu Żydów. Byli z dala od wszelkich zamieszek politycznych. - Sielankowość pojawia się właśnie na ich potrzeby - wyjaśniał autor. I zapewniał dalej, powołując się na wspomnienia ludzi mieszkających wtedy we Lwowie, że właśnie tak było. Że lwowianie się odwiedzali, spędzali ze sobą święta. - Polityka zajmowała wtedy bardzo małą ilość ludzi - mówił.

Wynnyczuk przyznał, że jeden z bohaterów - Myrko Jarosz, ma wiele z niego samego. Inna postać natomiast - Matka Oresta, która pisze wiersze nagrobne, przypomina jego sąsiadkę. - Mieszkałem we Lwowie, teraz mieszkam pod miastem. Zawsze obracałem się wśród ludzi starszych, którzy mieli ciekawe charaktery i życie. Z niektórych z nich skorzystałem, coś dopowiedziałem - opowiadał o swoich inspiracjach. Stąd też wciąż obecna w jego książce śmierć i wspomnienie babci, będącej zawodową płaczką.

Pisarz za Tango śmierci otrzymał najbardziej prestiżową ukraińską nagrodą literacką Książka Roku BBC. Ale znalazł się też w finale Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus i był laureatem Nagrody im. Natalii Gorbaniewskiej, którą przyznają czytelnicy w internetowym głosowaniu. - Chciałbym powiedzieć, że moim celem było opisanie Lwowa, jaki znałem przed wojną, ale nie. Choć czasem wydaje mi się, że żyłem tam wtedy, bo przeczytałem setki wspomnień - wyjaśniał. - Zbierałem różne materiały i  nie wiedziałem na początku, jak je wykorzystam - dodał. Opowiedział przy okazji, jak kiedyś w Kanadzie zaczepił go człowiek, któremu żona czytała jego książki, bo sam słabo widzi. Podziękował Wynnyczukowi za to, że zwrócił mu dzieciństwo i młodość. - Powiedział, że naprawdę tam tak było. To dla mnie wiele znaczyło - mówił autor. - Cieszę się, że udało mi się otworzyć zapachy i dźwięki Lwowa. Życie, które umarło i już nie wróci.

Obraz Lwowa w Tangu śmierci podoba się Polakom. A co myślą o nim Ukraińcy? Jak wspominają ówczesne miasto? - Jest różnie - nie ukrywał Wynnyczuk świadomy czasów w jakich żyjemy, doby sporów historycznych, międzynarodowych. - Powstało już wiele powieści, gdzie widać nostalgię za tym czasem. Ale jest też wiele powieści, gdzie poruszono kontrowersyjne kwestie sprzed wojny, stosunki między Polakami i Ukraińcami - mówił dalej.

Autor w Tangu śmierci nawiązuje do największych nazwisk światowej literatury, takich jak Jorge Luise Borges i Bohumil Hrabal. - Przetłumaczyłem dwie książki Hrabala. Ten humor we mnie siedzi, ta stylistyka - tłumaczył. Borges to jednak był świadomy wybór. - Borgesa często czytam i chciałem, żeby tu był.

Wynnyczuk swojego Tanga śmierci nie zalicza do książek "poważnych". Zestawił w niej trudną prawdę z humorem. Przemieszał wątki tragiczne z śmiesznymi. Liczy, że osiągnął podobny efekt jak obecnie Taika Waititi w swoim Jojo Rabbit, będącym "satyrą na nienawiść". - On się Żydom podoba - wspomniał na spotkaniu.

Ważne słowa padły także z ukraińskiej strony widowni: - Chciałabym podziękować za lekkość, z którą mówi Pan o naprawdę trudnych tematach oraz alternatywny pogląd na niektóre z rzeczy, które dla nas Ukraińców są traumatycznymi przeżyciami. Brak nam dystansu do siebie, musimy jeszcze dojrzeć do tego jako naród.

Monika Nawrocka-Leśnik

  • spotkanie z Jurijem Wynnyczukiem, z cyklu Zamek czyta - Spojrzenie na Wschód
  • CK Zamek
  • 28.01

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020