Po nitce do kłębka

O historii swojego mieszkającego na Jeżycach pradziadka, poznańskich sklepach kolonialnych i własnych podróżach opowiada Kasper Bajon, autor reportażu "Poznań kolonialny. Rodzinna historia z Tanzanią w tle".

. - grafika artykułu
Budowa kościoła na poznańskich Jeżycach - wśród mężczyzn, z laską przy nodze Stanisław Bajon, 1898 r., fot. Archiwum Parafii Najświętszego Serca Jezusa i św. Floriana

Jednym z wątków "Poznania kolonialnego" jest Pana pradziadek, Stanisław Bajon, a raczej zagadka jego śmierci.

W mojej rodzinie krążyła historia, że Stanisław Bajon, czarna owca rodu, żył życiem ekstrawaganckim, a w wieku zaledwie 36 lat popełnił samobójstwo z powodu bankructwa. Tę wersję potwierdziły zresztą oficjalne dokumenty, do których dotarłem. Dlaczego mnie to zaintrygowało? Po pierwsze, pradziadek dopiero co otrzymał zapłatę za budowę kościoła (chodzi o kościół Najświętszego Serca Jezusa i Świętego Floriana przy ul. Kościelnej w Poznaniu - przyp. red.), do tego - choć był uznawany, zwłaszcza przez moją babcię, za "awanturnika i utracjusza" - dbał o swoje interesy, zatrudniał i regularnie opłacał ponad stu  pracowników. Dodatkowo nekrologi mówią o śmierci, którą poprzedzało cierpienie, nie zaś o targnięciu się na swoje życie. 

Gdyby rzeczywiście zbankrutował, mógłby liczyć na wsparcie swojego ojca, a mojego prapradziadka. Tu przyda się anegdota o bracie Stanisława: Antoni Bajon, przegrawszy wszystko, co miał, w kasynie w Monte Carlo, został wykupiony przez swojego ojca, Jana Bajona. Jan zabrał syna w podróż po Europie, następnie wręczył bardzo symboliczną kwotę, wsadził na statek płynący do Stanów Zjednoczonych i pożegnał słowami: "To teraz radź sobie sam". Antoni poradził sobie całkiem dobrze, zbudował majątek od nowa i nigdy nie wrócił do Europy. Skoro Jan Bajon wykaraskał jednego syna z takich tarapatów, to równie dobrze mógł pomóc też drugiemu. 

Podsumowując - coś mi w tej historii o samobójstwie zgrzytało i dlatego, po nitce do kłębka, doszedłem do własnego rozwiązania - w książce przedstawiłem je w formie cokolwiek literackiej. Czy jest prawdziwe? Nie mogę mieć pewności, ale na pewno wierzę w nie bardziej niż w wersję rodzinną. Moim zdaniem Stanisław po powrocie z Afryki zapadł na jedną z mniej wówczas znanych, ale za to bardzo dokuczliwych chorób tropikalnych. To by tłumaczyło cierpienie, o którym pisano w nekrologach, wyjaśniałoby też tajemniczość tej śmierci i prostotę konkluzji, która jako pierwsza przychodziła do głowy.

Druga osoba, której ślad próbuje Pan wytropić, to szwagier Stanisława, również z Poznania - Paul Fenster...

...który w Tanzanii zaginął i nigdy już nie powrócił do Poznania. Takie zniknięcia nie były sto lat temu niczym dziwnym, zwłaszcza na kontynencie afrykańskim. Paul wyjechał jako lekarz, prowadzono wtedy bardzo zaawansowane badania dotyczące przecinkowca cholery, więc to mógł być główny cel tej wyprawy. Próbuję odtworzyć jego losy na podstawie fotografii, na których się znalazł, i losów ludzi, których spotkał na swojej drodze. Wiemy, że naukowcy przyjeżdżający do Afryki z Europy trzymali się pewnego schematu, konkretnych szlaków, z których rzadko zdarzało im się zbaczać. 

Zdarzało się, że ci, którzy do Afryki wyjeżdżali krótkoterminowo, z konkretnym zadaniem, zostawali tam już do końca życia?

Sporo Europejczyków zostawało w Afryce, bo nie rozumieli lub nie odnajdywali się w nowej - nowoczesnej - Europie. Woleli życie w świecie, który jakoś już sobie podporządkowali, niż powrót do ojczyzny.

Miejsca, które Pan odwiedza, noszą bardzo duże ślady skolonizowania. Niby to Afryka, a jednak trochę Europa. 

W miastach zdecydowanie widać europejską myśl budowlaną. Ponura ciekawostka dotyczy zwłaszcza niemieckich laboratoriów i szpitali - rozwiązania projektowe, które zostały tam zastosowane, by oddzielić chorych lub znajdujących się w śpiączce pacjentów, zainspirowały później budowniczych obozów koncentracyjnych... 

A czy poznaniacy, albo w ogóle Polacy, mieli bezpośredni udział w kolonizowaniu Afryki, czy jedynie korzystali z tego, co udało się osiągnąć w tym zakresie innym narodom? 

To zależy od tego, co rozumiemy pod słowem "bezpośredni". W XIX wieku nie było nas na mapie, a właśnie wtedy trwał największy kolonialny wyścig. Natomiast w imieniu Niemiec, Belgii, Wielkiej Brytanii czy Francji wielu Polaków ochoczo brało udział w podboju i drenażu terenów zamorskich. Oczywiście jestem daleki od stawiania znaku równości między Wielkopolanami, którzy byli w dzisiejszej Tanzanii w służbie niemieckiej, a niemieckimi oficerami. Albo między Polakami w Paranie, którzy uciekli od nędzy, a bogatymi przedsiębiorcami szukającymi w koloniach rynków zbytu. Niemniej nasz udział w kolonializmie jest faktem, co powinno w jakimś sensie być powodem do namysłu i może  rozszerzyć nasze intelektualne horyzonty. Refleksja nad polskim kolonializmem jest dla nas szansą, a nie problemem. Notabene - żeby już uciec z XIX wieku - bardzo ciekawy jest także wcześniejszy wątek poznańskich żaglowców w Portugalii czy postać Gaspara da Gamy...

Czy zwykłych mieszkańców i mieszkanki miasta też żywo interesowały opowieści o kolonizacji Afryki? Dyskutowano o tym na salonach, w sklepach, na ulicach?

Afryka rzeczywiście fascynowała, gazety publikowały reportaże o tej dziwnej krainie, do której wyprawił się na przykład Henryk Sienkiewicz. Te relacje czytało się z taką ekscytacją, z jaką dziś oglądamy seriale. 

Sto lat temu w Poznaniu prowadziło swoją działalność mnóstwo sklepów kolonialnych. Czy jeden z nich należał do Pana przodka? 

Co do tego nie byłbym taki pewien. Rzeczywiście przy ulicy Kościelnej mieścił się sklep kolonialny, którego właścicielem był człowiek o nazwisku Bajon, nie dotarłem jednak do informacji, czy był to ktoś z mojej rodziny. Nie da się jednak ukryć, że sklepy kolonialne to było w jakimś sensie kulturotwórcze - wcale nie niewinne - przedsięwzięcie. W Poznaniu było ich bardzo wiele, pachniały dalekimi krajami, przygodami w buszu, słowem: orientalizmem. To z jednej strony otwierało miasto na świat, z drugiej uczyło pewnej obojętności na zamorską krzywdę. Nikt się nie zastanawiał, w jaki sposób naprawdę pozyskano i jak zapłacono za przywiezione towary. 

Rozmawiała Izabela Zagdan

  • Kasper Bajon, "Poznań kolonialny. Rodzina historia z Tanzanią w tle"
  • Wydawnictwo Czarne

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025