W życiu, jak wiemy, bywa bardzo różnie. Zdarzają się zagadki, które przez lata nie zostają rozwikłane, jak sprawa Kuby Rozpruwacza, seryjnego mordercy o pseudonimie Zodiak lub, z naszego rodzimego podwórka - tajemnica Gorgonowej. Bywa jednak, że dzięki niezwykłym splotom okoliczności lub nieustającej determinacji śledczych udaje się ostatecznie rozwiązać starą, mocno już przykurzoną zagadkę. Tak było właśnie z zaginięciem sióstr Lyon, sprawą, w której nie zabrakło ani jednego, ani drugiego.
Już po wstępnym zerknięciu na okładkę Ostatniego tropu. Tajemnicy zaginięcia sióstr Lyon możemy się domyślić, że przed nami niełatwa lektura. Z archiwalnego zdjęcia uśmiechają się rozbrajająco dwie jasnowłose dziewczynki, których śladu, jak już wiemy, nigdy nie odnaleziono. Jednak dopiero pierwsze rozdziały rozjaśniają sytuację w zupełności i wskazują dobitnie na to, jak wielkim dramatem w spokojnej małomiasteczkowej społeczności lat 70. było zniknięcie dwójki dzieci - jak kamień w wodę. Nikt niczego nie zauważył, nie została nawet najmniejsza poszlaka, która mogłaby stanowić wskazówkę dla rodziny czy policji. To był koniec - beztroskich zabaw dzieci na podwórkach po zmroku, samotnych włóczęg, czy wypraw na lody w towarzystwie kogoś równie niepełnoletniego. To naruszenie zbiorowego poczucia bezpieczeństwa odbiło się echem i potoczyło konsekwentnie po całej Ameryce tamtych lat. Tak, trudno było w roku 75' o bardziej emocjonującą i medialną sprawę, prawdziwy gwóźdź programu każdych wieczornych wiadomości.
Wydawało się, że zaginięcie sióstr Lyon w hrabstwie Montgomery przejdzie do archiwum spraw nigdy nierozwiązanych... gdy wtem! - pojawił się szczegół, na który zwrócono uwagę po latach. Jedno nic nie znaczące i krótkie przesłuchanie Lloyda Welcha, którego zeznania brzmiały w 75' jak wyssane z palca. W 2013 roku, gdy akta zostały ponownie otwarte i zbadane, już się tak bezużyteczne nie wydawały, nagle nabrały ponurego sensu. Całkiem szybko uformowała się trzyosobowa ekipa śledczych, która podniosła rękawicę. I pojechała szukać Welcha, który miał im wskazać drogę do zupełnie innego przestępcy.
Choć Ostatni trop rozpoczyna się jak wielowątkowy kryminał, to ma tylko czterech głównych bohaterów (ale za to jakich!), którzy prowadzą zagubionego czytelnika przez zawiłości ponownego śledztwa. Skonstruowany przede wszystkim na podstawie spisanych przesłuchań, idealnie wyważony i skrojony w taki sposób, by przeczytać go w dwa wieczory, a w przerwach nieustannie o nim myśleć. Ta lektura nie tylko angażuje, ale wręcz męczy i dręczy umysł. Męczy groza zagadki zmierzającej powoli do drastycznego rozwiązania, dręczy mozolność dochodzenia, obserwacja krętactw i szwindli, które w czasie przesłuchań muszą stosować coraz bardziej zmęczeni śledczy. Ostatni trop to zapis śledztwa, które choć spektakularne, jest jednak wyjątkowo nietelewizyjne, zupełnie ciche. Nikogo nie ściga się tutaj z pistoletem, prowadzi się za to szereg wyczerpujących, bardzo zręcznych rozmów, podczas których czujność czytelnicza zostanie uśpiona nie raz, a czujność śledczych - ani razu.
Ze względu na swoją konstrukcję Ostatni trop będzie ryzykownym wyborem dla miłośników szybkiego kryminału, ale już fanom gatunku true crime spodoba się na pewno. Mark Bowden jest bezbłędny - w swoim wyczuciu dramaturgii, zręczności narracyjnej i dbałości o szczegół, a szczegółów jest w tej zawikłanej historii bardzo wiele. Składa także zupełnie niewymuszony hołd pracującym nad sprawą policjantom i policjantkom. I mnie, po zakończeniu lektury o tej przerażającej, okrutnie zagmatwanej sprawie, trudno do niego w tym hołdzie nie dołączyć.
Izabela Zagdan
- Mark Bowden, Ostatni trop. Tajemnica zaginięcia sióstr Lyon
- tłum. Mariusz Gądek
- Wydawnictwo Poznańskie
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021