Michael Hebb napisał książkę niemal idealną na zbliżający się dzień Wszystkich Świętych, gdy przez pandemię koronawirusa wielu z nas zrezygnuje jednak z odwiedzania grobów najbliższych. Zresztą Porozmawiajmy o śmierci przy kolacji jest lekturą dobrą nie tylko na początek listopada, lecz właściwie na cały rok. Bo tak jak nie ma złego czasu na rozmowy o miłości, tak nie ma go na rozmowy o śmierci. Poważnie. Dlaczego więc tego nie robimy? I jaki autor znalazł patent, by o śmierci jednak ludzie Zachodu rozmawiali zanim będzie za późno? Bo od razu zdradzę, że ten patent znalazł. Mało tego - zdradza go właściwie w tytule książki. Wszystko dzieje się podczas kolacji. Z rodziną, przyjaciółmi, znajomymi czy - i to jest chyba najfantastyczniejsza możliwość - zupełnie obcymi dotąd ludźmi. Umawiamy się u kogoś w domu, kolacja - podkreśla Michael Hebb - ma być prosta, a nie przekombinowana. Wspaniale, gdy do końcowych przygotowań - nakrycia stołu, nalania wina, zapalenia świec, zaprosimy też naszych gości. A potem mamy już czas na niekończące się rozmowy o śmierci. Autor daje nam w swojej książce mnóstwo historii takich kolacji przy okazji tego, co jest osią jego swoistego przewodnika, a więc pytań, które podczas rozmowy o śmierci mogłyby się pojawić.
O czym więc rozmawiać? Warto zacząć od wspomnienia najbliższej nam, a nieżyjącej już osoby. Co nam się z nią kojarzy? Czy to będzie zapach babcinej szarlotki, czy widok rozgwieżdżonego nieba, które oglądaliśmy razem z ojcem? A gdybyśmy mieli zaplanować swój pogrzeb, to jak by wyglądał? Jak wyobrażamy sobie nasz koniec: w trakcie snu czy raczej podczas uprawiania seksu (nie uwierzycie, jak często ludzie myślą o tym drugim!)? Jak chcemy być pogrzebani, a może spaleni? I czy ma znaczenie to, co w związku z naszą decyzją czują najbliżsi? Czy są takie rodzaje śmierci, o których nie powinno się rozmawiać (np. śmierć dziecka)? Jak długo powinna trwać żałoba? I tak dalej, i tak dalej... W tej rozmowie - jednej z najważniejszych w naszym życiu - nie ma nietrafionych pytań.
Michael Hebb nie tylko swoją książką, lecz samą ideą kolacji, podczas których rozmawia się o śmierci, przełamuje tabu tak charakterystyczne, że niemal konstruktywne dla zachodniej kultury. Na co dzień tak bardzo skupiamy się na życiu, młodości, obsesji dbania o zdrowie, że nie mamy czasu ani ochoty by choć przez chwilę pomyśleć o tym, co ostateczne, co każdego z nas prędzej czy później czeka. Tymczasem - jak przekonuje autor - warto się zatrzymać, wziąć kilka głębokich wdechów i dać sobie czas i przestrzeń na refleksję. W książce poza licznymi podpowiedziami jak rozmawiać o śmierci wokół stołu, mamy też plejadę ciekawych postaci i ich historii. Niezależnie od tego, czy będzie to fotografka robiąca zdjęcia umierającym dzieciom, czy dziewczyna w koledżu, której niedawno zmarł ktoś najbliższy i nie za bardzo ma z kim o tym pogadać.
Czytałam tę książkę urzeczona prostotą pomysłu, by zaprosić grupę ludzi do stołu i porozmawiać z nimi o tym, co naprawdę ważne i ludzkie. Czytając, przypominałam sobie, jak kilka lat temu zbywałam śmiechem prośby mojej mamy o konkretną sukienkę do trumny. Śmiech był nieco nerwowy, był też starym rodzinnym sposobem na rozbrajanie żartem tego, o czym rozmawiać nie chcemy. A potem było już za późno. Czy mam sobie dziś za złe? Nie. Zwłaszcza że to sytuacja, której w tym konkretnym przypadku już nie naprawię. Za to lektura książki Hebba wskazuje fenomenalną możliwość, by o śmierci i umieraniu po prostu i po ludzku pogadać. By zadbać o tych, którzy żyją. By koniec ich życia uczynić możliwie najlepszym, a o późniejsze wspomnienia zadbać tak bardzo, że nie będzie istotne czy jakiegoś konkretnego dnia w roku pędzimy na cmentarz, czy zostajemy w domowym zaciszu. Michael Hebb napisał piękną i mądrą książkę. Porozmawiajmy o śmierci przy kolacji jest tak naprawdę przewodnikiem i zaproszeniem do rozmowy o... życiu.
Aleksandra Przybylska
- Michael Hebb, Porozmawiajmy o śmierci przy kolacji
- tłum. Magdalena Koziej
- wyd. Prószyński i S-ka
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020