Ta książka została wydana w wyniku zbiegu okoliczności. Jasne - pewnie nie ona pierwsza, i nie ostatnia, wszak zawsze jakieś okoliczności muszą się zbiec w jedno miejsce i najlepiej jeszcze w jednym czasie, by wreszcie dać określony rezultat. Tym razem było tak: wydawnictwo Karakter ogłosiło konkurs na pamiętniki osób LGBTQ+, prac było sporo, te najlepsze można znaleźć w zbiorze Cała siła, jaką czerpię na życie. Na konkurs swój pamiętnik przesłał też Patryk Pufelski, który na co dzień pracuje w zoo, gdzie zajmuje się - skąd wiedzieliście? - zwierzętami. Jak na tylnej okładce Pawilonu małych ssaków informuje wydawnictwo, pamiętnik ten "okazał się tekstem na tyle odrębnym - a równocześnie pięknym, bezpretensjonalnym i świeżym - że zrodziła się myśl, by (...) opublikować go jako osobną książkę". Potem już poszło z górki.
O czym jest Pawilon małych ssaków? Oczywiście jest u Pufelskiego o małych ssakach, ale jest też o większych. Jest o pracy autora pamiętników w niejednym polskim zoo - m.in. w Krakowie i we Wrocławiu, ale jest i o chłopcu, który tak kochał zwierzęta, że w oliwskim zoo spędzał jako wolontariusz niemal każdą wolną chwilę. Chłopiec pochodzi z Pomorza, ma liczną rodzinę, a w niej typy przeciekawe; są więc na kartach tej książki Polacy, Niemcy, Żydzi, Kaszubi, jest i ciotka, która po wojnie osiadła w Szwecji. Są starsi i młodsi, są hetero- i homoseksualni; i jakoś wszyscy się mieszczą w tym Pawilonie małych ssaków, mieści się też pamięć Patryka Pufelskiego o Holocauście, jest wręcz pielęgnowana, tyle że nie z typowo polską nachalnością, lecz jakoś tak normalnie i czule - tak, jak na co dzień troskamy się o ludzi nam najbliższych.
I chyba ta codzienna dobrze rozumiana troska, opiekuńczość i uważność zarówno w stosunku do ludzi jak i zwierząt czyni z książki Pufelskiego lekturę, która podnosi na duchu. Nie jest tak, by w tym naszym grajdole, w tym co drugi dzień polskim piekiełku autor pamiętników nie wkurzył się a to na posła homofoba, a to na narodowców na ulicach. Jasne, że go to boli i uwiera, ale wtedy sięga choćby po Kwiaty polskie Tuwima i znów jest jakoś normalniej. Lubiłabym żyć w Polsce, którą budowaliby Patrykowie Pufelscy. To byłoby naprawdę dobre miejsce.
Wreszcie, choć na początku tego tekstu napisałam, że książka Pufelskiego jest strzałem w dziesiątkę, jeśli szukamy lektury na czas przejścia, to - last but not least - jest Pawilon małych ssaków także idealnym przypomnieniem, że w sylwestra nie strzelamy. Niejeden nie tylko mały ssak nam za to podziękuje.
Aleksandra Przybylska
- Patryk Pufelski, Pawilon małych ssaków
- wyd. Karakter
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022