Tak właśnie drapie Dionisios Sturis, autor książki Grecja. Gorzkie pomarańcze. Współczesność miesza się tutaj z przeszłością. Jakby tego było mało - Sturis sięga też do prywatnej, osobistej historii swojej polsko-greckiej rodziny. To dwie mocne nogi, na których stoi jego zbiór reportaży.
Na kartach Grecji. Gorzkich pomarańczy spotkamy dziewczyny na kursach języka greckiego, zaraz po wakacjach zakochane po uszy w jakimś Adonisie, który najpewniej ma na imię Ioannis. One uczą się języka, chcą pisać listy, maile, smsy w ojczystym języku ukochanego, i są mocno zdumione, gdy - jak pisze Sturis - w okolicach Bożego Narodzenia wychodzi na jaw, że z tą "moją wielką grecką miłością" to nie do końca jest tak, jak być miało. Jakże podobna i jednocześnie inna jest historia mamy autora, spleciona mocno z powojennymi wydarzeniami w Grecji. Fascynujące są relacje rodzinne w czasach PRL-u, w których swoje ważne miejsce znaleźli uciekający przed wojną domową Grecy. To też takie obrazy z historii najnowszej Polski, o których nie opowiada się w szkołach (bo nie ma na to czasu) i które mało komu są znane (naprawdę trzeba chcieć się tego dowiedzieć).
Stereotypowy obraz Grecji - błękitnego morza i nieba, słońca, przepysznych oliwek - Dionisios Sturis mistrzowsko potrafi zmącić relacjami ze współczesności. To tu przeczytamy o fatalnych skutkach kryzysu 2008 roku w Atenach i wielu innych miastach. Sturis umie rozmawiać z bohaterami tych wydarzeń i robi to tak, byśmy mogli zrozumieć bunt Greków, gdy Unia Europejska kazała im zaciskać pasa. Nakreśla też to, jak żyją przeciętni Grecy. I ta perspektywa jest bezcenna, wszak jako urlopowicze znamy jedynie wycinek życia tych, którzy nas goszczą czy karmią. Ludzi skupionych na obsługiwaniu nas - chcących jeszcze więcej błękitu i słońca. Nie może nie chwycić za gardło rozdział o samobójstwach po kryzysie w tym pięknym kraju pełnym radosnych ludzi.
Wreszcie Sturis zagląda także w te miejsca, do których od dobrych kilku lat przybywają ofiary globalnego kryzysu imigracyjnego. Przedostanie się na którąkolwiek grecką wyspę czy do Grecji kontynentalnej (najczęściej przez granicę z Turcją) jest dla wielu imigrantów niczym wstąpienie do raju. Bo wystarczy dotknąć stopami greckiej ziemi, by znaleźć się już na terenie bogatej i dobrej Unii Europejskiej. Nic dziwnego, że od lat Grecja jest niemal szturmowana przez uchodźców z ogarniętej wojną Syrii czy biednej Somalii, a właściwie z krajów szeroko pojętego Południa. Jak państwo i społeczeństwo sobie z tym radzą? To też sprawdza i opisuje Sturis. Podobnie jak łapówki i klientelizm drążące całą Grecję niczym korniki drewno. Słowo klucz to fakelaki - koperta, w której kryje się zawartość otwierająca zamknięte dotąd drzwi i możliwości. Powiedzieć, że fakelaki pożera Grecję to ująć zjawisko niesłychanie delikatnie. Gdy czyta się to, co pisze Sturis, trudno uwierzyć, że mówimy o kraju członkowskim UE.
Ta książka daje czytelnikowi to, co zapowiada w tytule - gorzkie pomarańcze. A jednak wciąż - krzywiąc się nieco i dziwiąc, co to za smak - nie sposób nie kochać tej Grecji, której obraz kreśli dla nas Dionisios Sturis. Bo autor przebija rajski balon w kilku celnych miejscach, pokazując nam kawałek świata i ludzi do bólu normalnych, z przywarami jak nasze, problemami jak nasze, życiem jak nasze.
Dla mnie ta książka była wyśmienitą lekturą podczas wędrówki po Grecji. Poszerzała perspektywę, dawała inny, bardziej realny obraz otaczającej rzeczywistości. Żeby nie dać się uwieść błękitom nieba i morza, słońcu, oliwkom i słodyczy miodu.
Aleksandra Przybylska
- Dionisios Sturis, Grecja. Gorzkie pomarańcze
- Wydawnictwo Poznańskie
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020