Tobiasz, przystojny i bystry, należał do tych popularnych chłopaków. Mieszkał w Pabianicach, nie musiał dojeżdżać do liceum. Ola, szara mysz z Podstoły, wstawała przed szóstą, wkładała szkaradną kanarkową kurtkę i tłukła się do szkoły autobusem lub starą skodą, jakieś 30 km. A po szkole, kiedy on chodził na korepetycje albo zgrywał artystę in spe, dorabiała w sklepie z zabawkami. Pomimo różnic jednak coś między nimi zaiskrzyło. Całowali się po kryjomu, w tajemnicy przed znajomymi (Oli sprawiało to przykrość), dosłownie wszędzie. W końcu spędzili dwie namiętne doby w mieszkaniu zmarłej babci Tobiasza, po czym chłopak pokazał Oli swoje próbki literackie. W dziewczynie już wtedy coś pękło. Jednak kropkę nad i postawił wtedy, kiedy powiedział, że chce studiować prawo w niedostępnym dla niej Krakowie.
Kiedy Tobiasz był już studentem, ona wylądowała w budce z lodami w Dłutowie. On wiąże się ze środowiskiem krakowskich literaturoznawców i literatów, komplementuje i bryluje, robi wszystko, by dostrzeżono w nim obiecującego pisarza. A ona kręci świderki, odkłada pieniądze i przepisuje pamiętnik prababci. W końcu też rozpoczyna studia - zarządzenie w Bełchatowie i znajduje pracę w szpitalnym sekretariacie. Tworzą otwarty związek. Okrutny narrator wisi jednak nad byłymi kochankami jak fatum. Ich losy wyraźnie się rozdzielają (odzwierciedla to układ rozdziałów, akcja płynie dwutorowo), ale Barys każe im co jakiś czas wpadać na siebie w najbardziej nieoczekiwanych momentach. A szkoda, bo temu związkowi trudno kibicować.
Ola z Tobiaszem mierzą się z determinizmem społecznym i ekonomicznym. Dziewczyna pełni funkcję służebną względem lekarzy i pielęgniarek ze szpitala. Tak bardzo chce być niezależna finansowo, że nie kwestionuje zakładowej hierarchii, godzi się na poniżenia. Tobiasz z kolei czuje się gorszy od oczytanych, zmanierowanych znajomych z Krakowa, od dzieci pochodzących z inteligenckich czy po prostu bogatszych domów. Nie chce pracować, lecz poświęcić się pisaniu (choć to mu nie wychodzi) i życiu artystycznemu. Upragniony sukces literacki ma zapewnić mu awans społeczny i pozycję, która pozwoli bez skrępowania opisywać peryferie i do woli upajać się ich smutkiem. Klasizm, choć nie zawsze oczywisty, jest w świecie powieściowym wszechobecny. Nawet wśród adorowanych przez Tobiasza krytyków i pisarzy narastają napięcia dotyczące tego, kto ma prawo mówić o prekariacie i prowincji, kto rozumie biedę, a kto egzotyzuje poczciwych prostych ludzi.
Małe pająki to opowieść inicjacyjna, a więc w hierarchii potrzeb bohaterów i bohaterek (te u Barysa zresztą są o wiele ciekawsze) bardzo ważne miejsce zajmuje seks. Autor go nie romantyzuje, lecz umiejscawia w szerszym kontekście potrzeb młodych ludzi. Podobnie jak w opowiadaniach Marka Hłaski, choć oczywiście z nieco innych powodów, problemem okazuje się brak miejsca na miłość. Na początku to deficyt fizycznej przestrzeni. Później satysfakcjonujące pożycie kochanków uniemożliwiają czynniki ekonomiczne, różnice światopoglądowe oraz frustracje wynikające z niespełnionych ambicji. A te z kolei budzą zazdrość - i tu znowu powracamy do eksploatowanego przez tematu Barysa poczucia niższości, które wpędza wszystkich w depresję.
Powróćmy też do seksu. Barys przypomina, jak wielkim wyzwaniem dla pisarza, zwłaszcza tego, który wybiera narrację trzecioosobową, jest pisanie o zbliżeniu, które nie zakrawa o śmieszność i nie peszy czytających. Nad niektórymi scenami łóżkowymi unosi się radosny duch Pietrka Kogucika ("zmaltretowana cipka", "umorusany w sokach penis"), co sprawia, że czytelnik czuje się równie niezręcznie jak tracący dziewictwo bohaterowie. Może więc jest w tym metoda?
Nie zamierzam tropić śladów Barysa w jego nowej książce. Warto jedynie wspomnieć, że Ola i Tobiasz urodzili się tak jak autor w roku 1997, byli związani z Pabianicami, a Tobiasz obrał też tę samą co pisarz ścieżkę edukacji. Barys również rozpisuje się na temat Polski "B", a to najgorętszy w powieściowym Krakowie temat literacki! Niezależnie od tego, ile autora jest w Tobiaszu, Małe pająki wypada docenić za warstwę metaliteracką i metafikcyjną, komentarze dotyczące starć z rynkiem wydawniczym czy w końcu ukazanie emocji związanych z publikacją, a później recepcją krytyką.
Wiele uciechy zapewnia również satyryczny obraz krakowskiego środowiska literackiego, świat pozerów lub ludzi jadowitych, zawistników, feministek zarzucających innym feministkom niezrozumienie ich filozofii, twórców bratającym się z ludem dla poklasku środowiska czy intelektualistów prześcigających się w diagnozowaniu późnego kapitalizmu, rozprawiających wyłącznie o transgresjach, walce klas i kapitale kulturowym. Niepewny siebie choć skupiony wyłącznie na sobie Tobiasz, "wilk stepowy", chłonie to wszystko, staje się ulepionym z tej paskudnej gliny humanistycznej golemem, straszliwym literackim "tryhardem". Kontrapunktem jest poczciwa Ola, do której literatura przychodzi naturalnie, wraz z książkami z biblioteki i zapiskami prababci. Oddanie głosu przodkini to zresztą ukłon Barysa w stronę tak popularnych obecnie badań nad kobiecą perspektywą ludowej historii Polski. Dla porównania - Tobiasz traktuje swojego dziadka instrumentalnie, jako temat literacki, który być może warto wykorzystać.
Barys zaryzykował. Bo napisanie książki językiem tak prostym i przezroczystym wymagało walki z ego. Bitwa musiała być zażarta, kiedy z barwnego kipiącego humorem idiolektu uczyniło się jeden z wyróżników swojej twórczości i dostało się za to kilka nagród. Autor zrezygnował z literackich popisów na rzecz samej historii. Język jest tu jej wiernym poddanym.
Obawiałem się zwrotu w stronę obyczajówki i - jak przypuszczałem - konwencji young adult, ale niesłusznie. Przeczytałem bowiem dopracowaną powieść o miłości (a właściwie miłościach) w czasach klasizmu, z żywymi postaciami, ich problemami oraz niezłym, przewrotnym zakończeniem. I wcale nie czułem się jak Steve Buscemi w memie "ellow kids". Ale o co chodziło z pająkami? O nici, co są jak sidła, a kiedy indziej jak opowieści? Te Barysowe z pewnoscią jednak nie są małymi kątnikami domowymi, które cały czas szukają szafy, pod którą mogą się schować...
Jacek Adamiec
- Łukasz Barys, Małe pająki
- Wydawnictwo Literackie
Zobacz także:
- JA TU TYLKO CZYTAM. Dziura po ojcu
- JA TU TYLKO CZYTAM. Nic nie jest dane raz na zawsze
- JA TU TYLKO CZYTAM. Demony leków i lekofobii
- JA TU TYLKO CZYTAM. Trzy w jednej: czy to nie za dużo?
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024