Kultura w Poznaniu

Książki

opublikowano:

Cud w banale

- Do Ryszarda Kai przyciągnęło mnie to, że na każdym jego plakacie zobrazowany jest jakiś banał. On go uwielbiał, to wokół niego budował opowieść. A skoro tak, to nie da się o nich pisać w inny sposób, niż badając... no właśnie, banał - mówi Beata Szady, autorka książki Polska według Ryszarda Kai.

. - grafika artykułu
Beata Szady, fot. archiwum prywatne

Czy to prawda, że zainteresowanie Ryszardem Kają wzięło się stąd, że pewnego dnia przyjrzała się Pani dokładnie plakatowi, który od zawsze wisiał nad stołem?

Nawet nie dokładnie. Zwyczajnie. Nazywam takie momenty olśnieniami. Przecież ten Rysiek, a konkretnie plakat z napisem "Kocie Góry", wisiał nad moim stołem już długo - wisiał sobie tak, podobał mi się, ale był rzeczą zwyczajną, codzienną. I nagle - bach! "Tak lubię jego plakaty, a nic o nim nie wiem", pomyślałam. Usiadłam do komputera, żeby w internecie poszukać czegoś o autorze, ale okazało się, że to wcale nie takie proste, że tych informacji jest jak na lekarstwo. I wtedy uznałam, że w takim razie sama coś napiszę.

Biografię?

Nie biografię właśnie, a portret, który tym się różni od biografii, że jest wycinkiem konkretnego elementu życia. Skupiłam się na serii plakatów Polska, które Kaja tworzył przez siedem ostatnich lat swojego życia, a bardzo mało piszę chociażby o scenografii, której poświęcił dużo większy kawał czasu. Jeśli ktoś będzie miał żal, że to taki wąski wycinek, mogę odpowiedzieć tylko - Kaja czeka, badajcie, piszcie! (śmiech)

Zebrała Pani sporo materiału, również anegdotycznego. Moją ulubioną jest chyba ta o eleganckiej Grażynie Kulczyk, która odwiedza zagracone wrocławskie mieszkanie Kai, a on postanawia wytrzeć brudną miskę jeszcze bardziej brudnym ręcznikiem. Na to pani Kulczyk woła: "Nie! Błagam!".

Ja nie mam chyba swojej ulubionej, warto tu jednak dodać, że Kaja bardzo się z Grażyną Kulczyk przyjaźnił, pomagał też zaprojektować wystrój Starego Browaru. Miał niesłychane oko do stylu i szczegółów, potrafił w mig rozpoznawać np. tkaniny doskonałej jakości. To Kaja był odpowiedzialny za zmianę wizerunku samej Grażyny Kulczyk - z dżinsowego i wyluzowanego na bardzo elegancki.

A, jednak mam ulubioną anegdotkę! Dotyczy rodzinnego domu Kai w Poznaniu, który często odwiedzał Andrzej Zdanowicz, mój rozmówca i jednocześnie przyjaciel Ryśka z czasów licealnych i studenckich. Ten rodzinny dom nie odbiegał stopniem zagracenia od późniejszego mieszkania wrocławskiego, a Andrzej niesłychanie obrazowo ten bałagan opisał. Szyby, które były myte ze 20 lat wcześniej, zachodzące zieleniami i dające poczucie bycia w akwarium, pokój Ryśka, w którym po sprzątnięciu największego bajzlu rodzina znalazła zaginione dawno temu koło od syrenki... A chyba najbardziej rozbawiła mnie historia, jak to raz z pracowni ojca (również artysty - Zbigniewa Kai) dobiegł ryk "Gdzie, do k*** nędzy, biel tytanowa?!", a chwilę później z pracowni matki (również artystki - Stefanii Kai) poleciała wprost do pokoju Zbigniewa tubka z tą farbą.

Poza radarem do wyszukiwania anegdot ma Pani lekkość w budowaniu opowieści wokół drobnostek. Wydało mi się to bardzo charakterystyczne, a potem, gdy przypomniałam sobie, że była Pani redaktorką zbioru reportaży latynoamerykańskich Dziobak literatury, to wszystko stało się jasne. Czy to z Ameryki Łacińskiej przyleciało Pani "oko do szczegółów"?

Do szczegółu wyjątkowego - banału. Cieszy mnie bardzo ta obserwacja, bo chyba nie było to do końca świadome. Prawdą uświadomioną jest, że gdyby nie moi ukochani reporterzy latynoscy, nie napisałabym portretu. Oni są w dziedzinie portretów mistrzami i chłonęłam od nich tę sztukę.

Nie zastanawiałam się jednak, czy mają wpływ na samo moje pisanie, ale tak, na pewno w jakiś sposób oddziałują na to, jak dobieram swoje tematy. Od Martína Caparrósa, argentyńskiego autora m.in. Głodu, pożyczyłam sformułowanie: "cud w banale". Do Ryśka przyciągnęło mnie z kolei to, że na każdym jego plakacie zobrazowany jest właśnie jakiś banał. On go uwielbiał, to wokół niego budował opowieść. A skoro tak, to nie da się o nich pisać w inny sposób, niż badając... no właśnie, banał.

Dlatego ruszyła Pani za Kają, by szukać banału. Minireportaże dotyczące serii plakatów to m.in. opowieści o małej miejscowości w Wielkopolsce, w której co roku ksiądz "święci" zwierzaki, a skoro coraz mniej jest tam krów i koni, to mieszkańcy przyjeżdżają z całych okolic ze swoimi kotami, królikami czy świnkami morskimi. To także sprawdzanie: jak płaczą Polacy, jak konkurują ze sobą sadownicy czy jak uczciwi są pasażerowie komunikacji miejskiej.

Chciałam, żeby to były teksty lekko napisane. Jeden z nich na przykład dotyczy mijanych przez nas codziennie przydrożnych grobów, czyli miejsc upamiętnienia nagłej śmierci. Mimo poważnego tematu zależało mi na podtrzymaniu lekkości tonu.

Czasami bywało to łatwiejsze. Powstał np. reportaż o tym, jak myją się Polacy. Zdziwiła mnie różnorodność odpowiedzi i to, ile emocji wywoływał ten temat w dyskusjach, a także powaga, z jaką niektórzy moi rozmówcy do niego podeszli - to było bardzo ujmujące.

Nie poznała Pani Ryszarda Kai za jego życia?

Niestety nie. Mam jednak wrażenie, że sporo nas łączy. Rysiek, podobnie jak ja, uwielbiał kraje Ameryki Łacińskiej i świetnie się tam odnajdował. Ba, w Boliwii był tak lubiany, że nie raz organizowano tam jego wystawy. Myślę, mam nadzieję, że bardzo byśmy się polubili.

Rozmawiała Izabela Zagdan

  • Beata Szady, Polska według Ryszarda Kai
  • Wydawnictwo Czarne

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025