Wyprawa w przeszłość opery zaprowadzi nas do Florencji przełomu XVI i XVII wieku. Na dworze Medyceuszy toczyły się charakterystyczne dla renesansu dyskusje o starożytności. Grupa artystów, filozofów i fascynatów sztuki, zwana Cameratą Florencką, postawiła sobie za cel wskrzeszenie antycznej tragedii. Z braku źródeł zaczęto spekulować, jak grecki teatr mógł wyglądać. Równolegle, społeczność świata muzyki odczuwała, że dominująca wówczas polifonia wyczerpuje swoje możliwości: skomplikowana wielogłosowość zacierała tekst, a popularne we Włoszech formy muzyczne dochodziły do dramaturgicznych granic. W tym tyglu narodziła się opera: pomyślana jako następca greckiej tragedii, wyposażona w nowy sposób muzycznego przemawiania: bliski deklamacji jednogłosowy śpiew z akompaniamentem.
Początkowo opera towarzyszyła ważnym dworskim uroczystościom, na przykład zaślubinom. Jednak już w 1637 roku ją samą wyswatano z komercją. W weneckim teatrze San Cassiano wystawiono Andromedę z librettem Benedetto Ferrariego i muzyką Francesca Menellego, pierwszy biletowany spektakl operowy dla szerokiej publiczności. Sukces Andromedy wywołał boom, a młodym jeszcze gatunkiem zaczęły rządzić prawa rynku. Rzutcy impresariowie bili się o widownię i zyski, a śpiewacy o sławę. Libreciści i kompozytorzy mierzyli się z biznesową presją: szalonym tempem pracy i zachciankami gwiazd. Przez następne 250 lat operowy rynek był świadkiem wielkich karier i głośnych upadków; artystycznych kryzysów i odrodzeń; bulwarowych skandali i narodzin legend. Włoska opera barokowa stała się symbolem zarówno świetnej rozrywki, jak i złego smaku.
Włoska opera i jej formalno-muzyczny model stały się także towarem eksportowym. Gdy w 1712 roku kompozytor Georg Friedrich Händel zamieszkał w Londynie, rozrywka z Italii dopiero stawiała w Anglii pierwsze kroki. Początki publiczność przyjęła ciepło, a gościnne występy kastratów przysporzyły operze popularności. Włoski zaczął wypierać angielski z muzycznych scen, a między zwolennikami zaimportowanego gatunku i poszukiwaczami własnej, brytyjskiej formy teatru muzycznego rozgorzały wieloletnie spory. Händel, który kilka wcześniejszych lat spędził we Włoszech, opowiedział się po stronie zwolenników sztuki włoskiej. Przez kilkanaście lat był zaangażowany we współprowadzenie teatru wystawiającego opery seria (czyli włoskie opery tragiczne). Komponował, ściągał z Włoch nowe gwiazdy, a trudy rynkowej rywalizacji kilkukrotnie przypłacił zdrowiem. Operowe projekty ostatecznie nie powiodły się, a późniejszy sukces oratoriów przyćmił sceniczne utwory kompozytora. Na swój renesans musiały one czekać aż do lat 20. XX wieku. W 1920 roku w Getyndze wystawiono Rodelindę - było to pierwsze przedstawienie händlowskiej opery od 1754 roku (!). W XX wieku jego twórczość operowa zyskała rzesze zwolenników, a dzisiejszy repertuar trudno sobie bez niej wyobrazić.
Jedną z prób przywracania oper Händla w Polsce podjęła Poznańska Orkiestra Kameralna Polskiego Radia i Telewizji Amadeus, nagrywając w 1981 roku Sosarme. Radiowe nagranie ukazało się nakładem Polskich Nagrań w 1985 roku. Opera ta miała prapremierę w 1732 roku i okazała się dużym sukcesem. Kilkanaście razy wypełniła widownię King's Theater, a wybór "ulubionych melodii" kilkukrotnie wydawano. Nie licząc wznowienia z 1734 roku, Sosarme powrócił na scenę dopiero po II wojnie światowej. Tytułowy bohater opery jest perskim księciem, który chce doprowadzić do zakończenia wojny, którą toczą ze sobą zbuntowany Argone i jego ojciec król Haliate. W zawiłej polityczno-miłosnej intrydze za sznurki pociąga przebiegły Altomaro, który chce obsadzić na tronie swojego bratanka księcia Melo. Serią kłamstw doprowadza do pojedynku Argona z Haliatem. Szczęśliwie jego intryga wychodzi na jaw, Sosarme przynosi wieść o samobójstwie Altomara. Nastaje pokój oraz radość księcia i Elmiry, córki Haliatego, z rychłego ślubu.
Na nagraniu dokonano wyboru fragmentów opery, których wykonanie powierzono gronu znakomitych solistów: wschodzącym gwiazdom polskiej wokalistyki i śpiewakom Teatru Wielkiego w Poznaniu. W interpretacjach Agnieszki Duczmal, prowadzącej wzmocniony o grupę basso continuo i instrumenty dęte zespół, jest dużo stylistycznego wyczucia i precyzji. Orkiestra brzmi soczyście i przestrzennie, za co pochwały skierowane być powinny także do reżyserów dźwięku. Z grona solistów wyróżnili się Małgorzata Armanowska, Marcin Szczyciński i Marek Gasztecki. Armanowska dokładnie zrozumiała materiał, jej śpiew jest różnorodny i pełen niuansów, interpretacje oddziałują na słuchacza. Wspólnie ze Szczycińskim wykreowała w duetach wrażenie radości i delikatności, kontratenor popisał się także wyczuciem tanecznej płynności arii In mille dolci modi. Wyrównany i swobodny bas Gaszteckiego błyszczy w Sento il cor che lieto gode. W finałowym chórze, wykonywanym przez wszystkich śpiewaków, nie ma solistycznych ciągot, a dominuje dążenie do wokalnej spójności i balansu.
Wydanie fragmentów Sosarme na płytach, oprócz muzycznych walorów, miało także dużą wartość poznawczą. Zdobycie nagrań zachodnich mogło stanowić duże wyzwanie, a sceniczna prezentacja opera w Polsce, wedle opisu Piotra Kamińskiego w jego Tysiąc i jednej operze, miała miejsce także w latach 80. w warszawskiej Akademii Muzycznej. Za sprawą albumu Amadeusa król Medów przybył do schyłkowego PRL-u i to na złotym rydwanie.
Paweł Binek
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024